W BLASKU MIŁOSIERDZIA
42/988 – 13 października 2024 r. B. - INTERNETOWE WYDANIE TYGODNIKA
Niedziela, 13 października 2024 r.
XXVIII niedziela zwykła (B)
Co jest najważniejsze
Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca. Ps 90
Codziennie stajemy przed wieloma wyborami – w pracy, relacjach, czy decyzjach życiowych. Mądrość podpowiada, by w tych wyborach szukać tego, co prowadzi do dobra, prawdy i Bożej obecności. Warto zastanowić się, jak często nasze decyzje są motywowane pragnieniem zdobycia rzeczy doczesnych, a jak często dążeniem do wzrostu duchowego. Modlitwa o mądrość może nam pomóc w rozróżnianiu, co jest naprawdę wartościowe, a co przemijające.
Praca, obowiązki, plany często pochłaniają nas tak bardzo, że brakuje czasu, by zastanowić się, czy nasze działania mają znaczenie dla naszej wieczności. Czy inwestujemy w relacje z Bogiem i ludźmi, które przetrwają próbę czasu? Psalmista zachęca do refleksji nad tym, jak wykorzystujemy czas. Przypomina o konieczności życia w świadomości przemijalności, a jednocześnie w nadziei na wieczność w Bogu.
Aleksandra Kozak –„deon.pl”
Skarby mądrości
Światowe zasoby złota są jak odrobina piasku w porównaniu z mądrością. Ona jest najcenniejsza – mówi autor Księgi Mądrości. Ona przewyższa nie tylko wartości czysto materialne, ale też inne, zwykle tak cenne dla człowieka, jak zdrowie czy uroda. Gdzie jest ona – tam są „niezliczone bogactwa”.
To właśnie temat mądrości łączy pierwsze czytanie z Ewangelią. Nowy Testament przedstawia Jezusa Chrystusa jako Tego, w którym „wszystkie skarby mądrości i wiedzy są ukryte” (Kol 2,3). Więcej, Święty Paweł wprost nazywa Chrystusa „mądrością Bożą” (1 Kor 1,24)! Słowa starotestamentalnego mędrca o stawianiu mądrości ponad bogactwami mogą brzmieć nieco teoretycznie. Ewangelia opisuje praktyczny wymiar tej nauki, konfrontuje ją z życiem opisanych w niej postaci. Być może człowiek, który przychodzi do Mistrza z Nazaretu, przeczuwa w Nim obecność boskiej mądrości, ostatecznie jednak nie decyduje się zrezygnować ze swego majątku i pójść za Nauczycielem.
Apostołowie natomiast zrobili to, choć w ich słowach można wyczuć cień wahania co do słuszności takiej decyzji: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą”… Jezus zapewnia ich, że dokonali trafnego wyboru i ponownie mówi o bogactwach związanych z pójściem za mądrością. Uczniowie, którzy w sposób radykalny poszli za nią (to jest za Nim), nie muszą się martwić o byt materialny, bo czeka ich „stokroć więcej domów i pól”. Co więcej, mają odnaleźć też wielkie bogactwo relacji: „stokroć więcej braci, sióstr, matek i dzieci”. Starotestamentalne czytanie mówi, że wraz z mądrością „przybywają wszystkie dobra”, Ewangelia składa jeszcze większą obietnicę, zapowiadając „życie wieczne” dla tych, którzy wybrali mądrość.
Jednocześnie widać tajemniczy trud związany z jej wyborem. W wersji starotestamentalnej jest on zasygnalizowany niepokojącym przeciwstawieniem mądrości zdrowiu. W Ewangelii Chrystus mówi, że bogactwo wynikające z pójścia za Nim istnieje „wśród prześladowań”. Mimo to słowo Boże uczy nas, że nie ma nic cenniejszego niż Mądrość i jej skarby.
Michał Golubiewski OP – „wdrodze.pl”
Wszystkiego przestrzegałem
„Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę. On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości»” (Mk 10,19-20).
Mówiliśmy w ubiegłym tygodniu o oddaleniu żony. O świeckim rozwodzie, bo katolickiego rozwodu oczywiście nie ma. Ewentualnie w wyjątkowych sytuacjach możliwa jest separacja. To na wypadek, gdyby niezależnie od nas zdarzyło się coś złego między małżonkami. Coś takiego, co przynajmniej na razie uniemożliwia bycie razem. To są te trudniejsze problemy życia, bolesne.
Kiedy natomiast wszystko na ogół jest w porządku, powtarzamy za ewangelicznym młodzieńcem „wszystkiego przestrzegałem”. Jesteśmy czasem przekonani, że tylko w drobiazgach coś nam nie wychodzi, ale poza tym naprawdę wypełniamy przykazania. Boże, kościelne i jakie tam inne trzeba. Wszystko robimy dobrze. A jednak czegoś nam brakuje, jest w naszym sercu jakaś tęsknota, jakieś pragnienie, którego nie umiemy nazwać. To dlatego idziemy do samego Jezusa. No powiedz Jezu „co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne”? Czy to co robię – wystarczy. Czy to jest dobre. Czy to już wszystko.
Jezus przypomina o przykazaniach. Przypomina nam tę podstawę dobrego życia. Robi nam rachunek sumienia z przykazań. I jest szczęśliwy, gdy odpowiadamy za młodzieńcem: „wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości”. Nie wszyscy tak mogą powiedzieć. Niektórzy potrzebowali prawdziwego nawrócenia, aby osiągnąć tę zwyczajność. „Wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości”. Czego więc więcej trzeba? Czy w ogóle czegoś trzeba?
Jezus pokazuje, że zawsze można dać więcej. Zawsze można dać Bogu jeszcze więcej. Są rzeczy, które nie są obowiązkiem sumienia. Ale jeśli pytam, to może jestem gotowa na więcej. To może jestem powołana do „więcej”. A młodzieniec odszedł zasmucony. Może tylko o pochwałę mu chodziło. A to że pytał, to pytał z grzeczności. Ale może nie, może po prostu nic nowego nie przyszło mu do głowy. A może od dawna nic się nie zmieniało w jego sercu i chciał jednak coś obudzić.
Nie, to co Jezus zaproponował, to było dla niego za dużo. Jeszcze nie teraz. To wcale nie musi chodzić o pieniądze. To może być jakieś inne moje bogactwo, do którego jestem za bardzo przywiązana. Zasmucił się młodzieniec, bo choć niby chciał – nie potrafił jeszcze dać więcej.
Znamy to. Jak dobrze to znamy. Ale może przyjdzie czas, kiedy potrafimy pozostawić nasze bogactwa i pójść za Jezusem na zawsze. Może jeszcze na tej ziemi. Bo kiedyś przecież ten czas nadejdzie. Pozostawimy wszystko, wszelkie ziemskie bogactwo i pójdziemy na ostateczne spotkanie. Tak będzie.
„Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości” (Mk 10,21-22).
Bogumiła Szewczyk –
Mądrość wartością najwyższą
Jesteśmy świadkami wielu ważnych wydarzeń na arenie życia politycznego, społecznego, religijnego zarówno w skali naszego narodu i państwa, jak i w skali świata. Uczeń Chrystusa nie może rozdzierać szat ani umywać rąk. Wprawdzie Ewangelia mówi i o jednym, i o drugim sposobie podejścia do ważnych problemów, z jakimi mamy do czynienia, ale nie są to gesty ucznia Chrystusowego.
Kajfasz rozdziera szaty. Piłat umywa ręce. Uczeń Chrystusa może najwyżej strząsnąć proch z nóg, jeżeli w kontakcie ze światem coś z tego świata przylgnęłoby do niego. Powinien więc dbać o zachowanie pewnego dystansu.
Przed człowiekiem, który myśli, coraz ostrzej rysuje się pytanie: Jak żyć mądrze w świecie, który mądrość lekceważy? I na to właśnie pytanie daje odpowiedź autor Księgi Mądrości, żyjący ponad dwa tysiące lat temu.
Dokonał on bardzo ważnej syntezy. Z woli Pana Boga połączył naukę o mądrości, którą wypracowali starożytni Grecy, z nauką o mądrości zawartą w Tradycji oraz w pismach judaistycznych. Ta koncepcja mądrości jest kamieniem fundamentalnym całej europejskiej kultury. Wszyscy wielcy ludzie należący do tej kultury liczyli się z takim podejściem do mądrości.
Na czym więc polega istota nauki autora Księgi Mądrości? W swej hierarchii ustawia on mądrość jako najwyższą wartość. I zestawia z nią różne inne wartości, do których sięga świat, udowadniając, że mądrość jest cenniejsza.
Najpierw przedstawia berło, które jest symbolem wszelkiej władzy pozwalającej jednemu człowiekowi kierować innymi ludźmi, poczynając od władzy ojcowskiej czy matczynej w domu, idąc przez władzę kierowników, dyrektorów, wojewodów, ministrów, generałów, prezydentów. Mądrość jest cenniejsza niż władza, bo mądrość do niczego władzy nie potrzebuje.
Drugą wartością jest sława. Tron jest dla tych, którzy są sławni. I wiemy przecież, że troska o sławę jest ważnym mechanizmem w awansie społecznym. Już dzieci w przedszkolu chcą być sławne. Szkoła jest taką machiną, która testuje sławę człowieka i pozwala mu tę sławę zdobywać. Sport jest także taką areną. Wszystkie wymiary życia artystycznego wiodą do sławy. Sławę można także zyskać na polu bitwy. Mądrość jednak jest cenniejsza niż sława. Mądrość sławy nie potrzebuje.
Trzecią wartością według autora jest bogactwo – pieniądz, konta bankowe, majętności, cały świat biznesu. Chrystus komentuje to podejście w Ewangelii, którą przed chwilą słyszeliśmy. Mądrość jednak nie potrzebuje bogactwa. Ona jest cenniejsza niż pieniądze. Dlatego gdy bogaty młodzieniec stanął przed perspektywą wyboru – mądrość czy bogactwo – i wybrał bogactwo, poniósł dotkliwą porażkę.
Następnie autor mówi, że mądrość jest cenniejsza aniżeli zdrowie. Są sytuacje, w których trzeba zdecydować i poświęcić zdrowie, ponieważ tego domaga się mądrość. Mądrość nie potrzebuje zdrowia, ona potrafi się również posługiwać chorobą. Dla nas jest to szokujące, a jednak tak postąpi człowiek mądry. Spotkałem w życiu wielu ludzi, którym zastosowano leczenie przy pomocy takich lekarstw, że obniżenie ich świadomości było tak poważne, że oni zażądali natychmiastowego zaprzestania tej terapii. Człowiek mądry woli świadomie umierać niż żyć w strasznej wegetacji umysłowej. Oto mądrość decyzji.
I wreszcie autor mówi o pięknie. Kultura grecka ceniła piękno. A on wyraźnie zaznacza, że mądrość jest cenniejsza od piękna. Jeżeli mam wybierać między pięknem a mądrością, wybieram mądrość.
Ostatnią wartością, którą przedstawia autor natchniony, są oczy; są one oknem na świat i narzędziem podziwiania świata i odnajdywania siebie w tym świecie. Nawet wydaje się, że są one narzędziem potrzebnym do dobrego wykorzystania wszystkich darów oraz swego własnego powołania. Tymczasem autor mówi, że mądrość widzi o wiele dalej niż oczy. Ona zastępuje ich światłość.
Żyjemy czasem bardzo blisko ludzi, którzy wybierają inną hierarchię wartości. Dla nich są ważniejsze: pieniądze, władza, sława, zdrowie, piękno i trzeba się nam z tym liczyć. Świat jest nastawiony na korzyść, na doraźne korzystanie tu i teraz z tego, po co może wyciągnąć rękę. U szczytu hierarchii wartości współczesnego człowieka jest korzyść, własna korzyść, nielicząca się z innymi. Taka jest hierarchia wartości wielu współczesnych nam i nawet bliskich ludzi. Tak jest i tego nie zmienimy, nie możemy się temu dziwić. Tak dalej będzie. W takim świecie przyszło nam żyć.
My jednak mamy wybrać mądrość jako wartość najwyższą. I sami o tym musimy zdecydować. Nie zazdrośćmy więc tym, którzy wybrali inną hierarchię wartości. Niech ją sobie mają. To dopiero życie pokaże, kto rzeczywiście wybrał właściwie!
Teraz zwracam uwagę na ostatnie słowa autora natchnionego: „Razem z mądrością, którą otrzymałem od Boga, o którą się całe życie starałem, otrzymałem wszystkie dobra; niezliczone bogactwo w jej ręku”.
Mądry człowiek ma wszystko. Nawet jeżeli czegoś nie weźmie, uczyni to dlatego, że jest mądry, bo po co brać coś, co nie jest potrzebne. Po co wnosić do domu to, z czego się nie będzie korzystało przez dwa bądź trzy lata? Po co? Mądry człowiek ma wszystko: i bogactwo, i pieniądze, i sławę.
Na tym właśnie polega posiadanie wartości najwyższej. Wtedy bowiem posiada się klucze do wszystkich niższych pięter. A jeśli się zlekceważy klucz do najwyższego piętra, człowiek staje się niewolnikiem i osiada na tym piętrze, które sobie wybrał. O prawdziwym szczęściu nie ma wtedy mowy.
Trzeba zatem przeprowadzić korektę w swoim myśleniu, aby nie ulec pokusom tego świata z zazdrości czy też z chęci rywalizacji, by nie wejść na taką drogę, na której można stracić i doczesność, i wieczność. Wszystkie bowiem wartości, z którymi autor zestawia mądrość, są przemijające. Tylko mądrość zwycięża w każdej sytuacji. Ona decyduje o prawdziwej wielkości człowieka.
Zgódźmy się także na to, że mądrych ludzi jest na świecie niewielu. Nigdy ich nie było dużo. Chciejmy jednak do nich należeć. A jeżeli świat chce być coraz bardziej głupi, niech sobie będzie. My nie potrafimy temu przeciwdziałać. My bowiem nie jesteśmy powołani do tego, by podnieść poziom świata. Ale jesteśmy do tego powołani, by przechodząc przez ścieżki tego życia, wypełnić swe serce prawdziwą mądrością i by wygrać na tej ziemi swe własne życie.
Jeżeli je wygramy, także inni zechcą wtedy wygrać swe życie. Taki jest mechanizm ewangelizacji świata.
ks. Edward Staniek – „Ekspres Homiletyczny”
Maksymalizm ewangeliczny
Żyjemy w czasach, w których coraz więcej osób nie radzi sobie z sobą i szuka sposobów, aby to zakomunikować. To między innymi dlatego powstają blogi, w których można poznać wiele powikłanych życiorysów. Oto jedno ze zwierzeń:
Że też egzystencjalne rozterki musiały przypaść akurat na ten okres mojego życia! Wątpliwości nie są tym, czego teraz potrzebuję. Znacznie bardziej przydałaby się motywacja. Jeśli coś jest mi na tyle obojętne, że nie jestem w stanie wykonać kroku, by się do tego przybliżyć, to chyba nie mogę tego nazwać moim celem. Nie wiem, czy to kwestia motywacji, nic nie wiem. Bylejakość ogarnęła mnie całkowicie. Bylejakość, z którą walczyłem, którą gardziłem, której nienawidziłem. Już w niczym nie potrafię być dobry. Nie potrafię, czyli nie chcę, bo gdybym chciał, to bym mógł. Może przegrałem z własnymi wyobrażeniami o sobie. Sam wskoczyłem do worka z napisem „jakoś to będzie”. Ale to „jakoś” nie zadowala mnie i nie daje spokoju. Szukanie złotego środka, panaceum na wszystkie moje bolączki nie przynosi żadnych efektów. Pora zmienić metody na inne, być może bardziej skuteczne. Tylko jakie?
Minimalizm i przeciętność to zgoda na to, co jest, połączona z rezygnacją na polu doskonalenia siebie. To zadowalanie się w życiu religijnym i moralnym tzw. świętym spokojem. Jest to forma bycia byle jakim, ale nie najgorszym.
Czy jednak chrześcijanin powołany jest do takiej właśnie postawy? Ewangelia zupełnie inaczej ustawia ten problem. Bohater dzisiejszej perykopy ewangelicznej nie chciał popaść w bylejakość, więc zapytał: „co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Mk 10).
Pierwszym ważnym wskazaniem jest przestrzeganie Bożych przykazań. Jezus wymienia je, pokazując, że Dekalog jest podstawowym kodeksem moralnym. Nie trzeba zatem szukać w życiu jakichś szczególnych okazji do manifestowania wierności Bogu. Chodzi o zwykłą, codzienną służbę, która jest życiem według przykazań.
Ksiądz Edmund Fleury w książce Jak przez ogień opisuje swą przyjaźń z dziekanem – inteligentnym duchownym, praktycznym realistą bez kompleksów, skłonnym do ironii i wesołości. Wiele lat pracy wśród wiernych dało i jemu radę. Obojętność, egoizm i złośliwość parafian doprowadziły do kryzysu. W dzień Bożego Narodzenia dziekan wygłaszał do wiernych ostatnie kazanie: „Rozbiłem wśród was swój namiot. Jak Izraelici nie chcieliście we mnie uznać człowieka Bożego. Dlatego opuszczam was”.
Zrozpaczony i zrezygnowany ksiądz odchodzi z parafii. Chroni się u przyjaciela, proboszcza pobliskiej parafii. Od tej chwili powieść ukazuje, czym jest, czym może być przyjaźń między księżmi. Proboszcz w świetle tragedii dziekana widzi swoje problemy: czystość, wierność powołaniu (żaden z nich nie pomyślał o porzuceniu kapłaństwa), miłość do ludzi. Wspomina wszystkie upokorzenia, klęski, bunty. Teraz, gdy opiekuje się przyjacielem, te doświadczenia są dla niego planem Bożym. Musiał je przeżyć, aby lepiej zrozumieć dziekana i mu pomóc. Troszczy się więc o niego, zabiera do sanktuarium, gdzie nieszczęśliwy ksiądz znajduje spokój duszy u stóp łaskami słynącej Madonny. Proboszcz pielgrzymuje do kościoła, w którym przyjął święcenia i tam ofiarowuje swoje życie w zamian za powrót dziekana do porzuconej parafii. Wracają obydwaj do swoich parafian. Proboszcz wkrótce zapada na ciężką chorobę. Dni jego są policzone. Przed śmiercią wyjawia dziekanowi swoją tajemnicę: „Jedna wiara, jedna miłość, ta sama ofiara, ta sama siła – jak jeden poemat... Nie zrobiłem nic nowego; tylko naśladowałem. Bez przelania krwi nie ma odkupienia”.
Chodzi więc o zwykłe, codzienne naśladowanie Chrystusa. I to jest właśnie ta druga rada, którą Jezus daje w dzisiejszym fragmencie Ewangelii poszukującemu człowiekowi. Mówi: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim [...]. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mk 10). Chodzi więc o maksymalizm, który zabezpiecza przed minimalizmem i przeciętnością. Jest on trudny i wymaga dużego poświęcenia, ale z drugiej strony jest piękną drogą do Boga.
Pewnie dlatego, że trud przerastał owego poszukującego człowieka, posmutniał. Smutek w tym wypadku oznacza brak sił do realizacji wezwania Jezusa. Jakże w tym miejscu nie przypomnieć słów, które wypowiedział św. Jan Paweł II do młodzieży w Poznaniu (3.06.1997): „Wiara w Niego i nadzieja, której On jest mistrzem i nauczycielem, pozwalają człowiekowi odnieść zwycięstwo nad samym sobą, nad tym wszystkim, co w nim jest słabe i grzeszne, a zarazem ta wiara i nadzieja prowadzą do zwycięstwa nad złem i skutkami grzechu w świecie nas otaczającym”. Człowiek jest powołany do maksymalizmu, a ten jest możliwy dzięki wierze. Dlatego też w kontekście dzisiejszej Ewangelii trzeba wzmacniać swoją wiarę, aby nie posmutnieć, gdy Chrystus zażąda większej dojrzałości, wierności i miłości.
O tę wierność warto modlić się codziennie słowami Psalmu 23: „Choćbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”. Pamiętajmy o tym w chwilach, gdy Pan przyjdzie i ukaże nową drogę, pełną cierpienia, rozczarowań i zawodów. Zaufanie Bogu pozwoli przetrwać wszelkie zawirowania, a to z kolei będzie dowodem, że wkroczyliśmy na drogę maksymalizmu ewangelicznego. Co więcej, nie posmutniejemy, ale zostaniemy napełnieni radością.
ks. Janusz Mastalski – „Ekspres Homiletyczny”
1. Synu, bardziej miła mi jest cierpliwość i pokora wobec trudności niż wielkie ukojenie i pobożność w pomyślności. Czemuż tak cię zasmuca byle słowo zwrócone przeciw tobie? Nawet gdyby to było coś większego, nie trzeba się przejmować. Przeczekaj, to minie, nie jest to ani pierwsze, ani nowe, nie będzie też ostatnie, jeśli dłużej pożyjesz.
Jesteś dzielny, i owszem, dopóki nie zjawi się przeszkoda. Umiesz i poradzić, i innych podtrzymać na duchu, ale gdy tylko do twoich drzwi zbliży się nagle cierpienie, braknie ci rady i siły. Dowiedz się, że jesteś słaby, stwierdzasz to przecież często w najdrobniejszych rzeczach, a jednak gdy cię coś podobnego spotyka, pamiętaj, że to dla twojego dobra.
2. Usuń urazę z serca, tak całkowicie jak tylko potrafisz, i jeśli cię nawet coś bardzo dotknęło, niech cię to nie załamuje i na długo myśli nie zaprząta. A przynajmniej staraj się znieść przykrość cierpliwie, jeśli nie radośnie. Nawet gdy czegoś słuchasz niechętnie i z wielką przykrością, pohamuj się, niech nie padnie z twoich ust żadne pochopne słowo, które mogłoby kogoś zgorszyć.
Szybko uspokoi się wzburzona myśl, a ból wewnętrzny ukoi łaska, gdy powróci Iz 49,18. Oto ja jestem, mówi Pan, gotów ci pomagać i łagodzić nadmierne trudy, jeśli tylko mi zaufasz i z ufnością mnie wezwiesz.
3. Bądź dzielny i pamiętaj, że przyjdzie ci znieść jeszcze gorsze rzeczy. Nie wszystko stracone Ba 4,30.21, choć widzisz, że coraz częściej ogarnia cię niepokój i osaczają pokusy. Tyś człowiek, nie Bóg, ciało, nie duch anielski.
Jakże mógłbyś trwać zawsze w niezachwianej cnocie, kiedy zabrakło jej nawet aniołom w niebie i pierwszemu człowiekowi w raju?
Ja podnoszę zasmuconych na duchu, a tych, co znają swoją słabość, wznoszę ku mojej boskości Hi 5,11.
4. Panie, błogosławione niech będzie Twoje słowo, słodsze moim ustom niż miód i plaster miodowy Ps 19(18),11; 119(118),103. Cóż bym począł wśród tylu udręk i niepokojów, gdybyś Ty nie pokrzepiał mnie swymi słowami? Bylem tylko dopłynął do portu zbawienia, po cóż mam się martwić, co i ile przecierpię? Daj mi koniec dobry, daj szczęśliwe odejście ze świata. Pamiętaj o mnie, Boże Ne 13,22, i prowadź mnie prostą drogą do Twojego Królestwa. Amen.
Tomasz a Kempis, 'O naśladowaniu Chrystusa'
Mów jak najczęściej 'dziękuję'.
Mów jak najczęściej 'proszę'.
H. Jackson Brown, Jr. 'Mały poradnik życia'
Kto słucha Słowa, przyjmuje i strzeże je w swoim sercu, pozwala, by Jezus się w nim narodził
Odpowiedź Jezusa na błogosławieństwo Maryi przez kobietę nie jest krytyką swej Matki, ani odbieraniem jej zasług. Ona jest pierwowzorem przyjęcia i pielęgnowania Słowa i dawania o Nim świadectwa. Kto – jak Maryja – słucha Słowa, przyjmuje i strzeże go w swoim sercu, pozwala, aby Jezus się w nim narodził, rósł i dojrzewał.
Czytania: Ga 3,22-29; Łk 11,27-28
Z Ewangelii wg św. Łukasza:
Gdy On to mówił, jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: «Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś». Lecz On rzekł: «Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je».
Papież Franciszek zachęca, by komentarze do ewangelii, homilie były krótkie i przemawiały do serca: niech to będzie jeden obraz, jedna myśl i jedna emocja. Zakończymy wezwaniem do modlitwy prośby i dziękczynienia.
Obraz: Oczyma wyobraźni zobaczę tłum okalający Jezusa i kobietę, która wypowiada słowa błogosławieństwa. Tłum jest zdumiony i pełen podziwu. Posłucham słów błogosławieństwa Maryi i odpowiedzi Jezusa. Jakie uczucia we mnie się pojawiają?
Myśl: Odpowiedź Jezusa na błogosławieństwo Maryi przez kobietę nie jest krytyką swej Matki, ani odbieraniem jej zasług. Ona jest pierwowzorem przyjęcia i pielęgnowania Słowa i dawania o Nim świadectwa. Kto – jak Maryja – słucha Słowa, przyjmuje i strzeże je w swoim sercu, pozwala, aby Jezus się w nim narodził, rósł i dojrzewał. Bezpośrednia, fizyczna bliskość nie jest konieczna. Najważniejsze jest: przyjąć i pielęgnować Słowo i dawać o Nim świadectwo. Wielkość Maryi nie bierze się z macierzyństwa, ale z wypełniania woli Boga.
Emocja: Owszem. Jezus nie odrzuca błogosławieństwa dla swojej Matki. Ono jest także pochwałą Jego samego. Precyzuje jednak, że prawdziwe błogosławieństwo to wierność i wytrwałość w słuchaniu Słowa oraz w wypełnianiu go.
Wezwanie: Poproszę o pokorę i wytrwałość do słuchania słowa Bożego i wypełniania go. Podziękuję za tych, którzy otwierali mój umysł na słowa Pisma Świętego.
Pomodlę się słowami modlitwy: Prosimy Cię dzisiaj, Panie, aby ci, którzy odeszli od Ciebie i błądzą po drogach dalekich od Ewangelii, za przyczyną Maryi zmienili swoje postępowanie i nawrócili się. Maryjo! Dobra Matko, która zawsze jesteś blisko błądzących i cierpliwie czekasz na ich powrót do Kościoła, spraw, aby powrócili! Bądź nam Orędowniczką!
Paweł Kosiński SJ - DEON.PL
Przemysław Babiarz, znany komentator sportowy i prezenter telewizyjny mówił na Jasnej Górze o chorobie swojej żony. Na początku tego roku sam miał problemy zdrowotne. Babiarz znany jest również z tego, że nie wstydzi się mówić o swojej wierze. Przyznaje jednak, że popełnił w życiu błąd, przez który nie może przyjmować sakramentów.
"Przemysław Babiarz rzadko mówi o swoim życiu prywatnym. Nie ukrywa jednak, że kocha swoją żonę i dwójkę dorosłych już dzieci. Prezenter ma za sobą rozwód, zaś obecną ukochaną poznał w Warszawie na targach spożywczych, na których był konferansjerem" - czytamy na Onecie.
Babiarz: "Nie mogę przyjmować sakramentów"
Prezenter przyznał w jednym z wywiadów, że ma świadomość popełnienia błędu (jakim był rozwód - przyp. red.), przez co nie może przyjmować sakramentów. - Z drugiej strony absolutnie nie nawołuję do tego, by Kościół akceptował rozwody, nie narzekam też, że Kościół podchodzi zbyt rygorystycznie do procedury stwierdzania nieważności małżeństw. Stoję na stanowisku nierozerwalności małżeństwa - zaznaczył.
Przemysław Babiarz wziął udział w "VIII Męskim Oblężeniu Jasnej Góry". To właśnie tam podzielił się smutną informacją o chorobie swojej małżonki Marzeny, z którą żyje od 25 lat.
- Choroba najpierw dotknęła mnie, a teraz dotyka moją żonę. Jednak wierzę, że przejdziemy przez to mocniejsi. Jesteśmy tacy dzięki obecności Pana Boga w naszym życiu - wyznał komentator sportowy.
Źródło: onet.pl / tk
Tomasz Karolak, znany polski aktor i twórca teatralny, zaskoczył opinię publiczną decyzją o zmianie wyznania. W rozmowie z Michałem Figurskim podczas podcastu "NieZŁY Pacjent" Karolak przyznał, że nie czuje się już katolikiem i postanowił przejść na protestantyzm. Zmiana ta wynikała z długotrwałych poszukiwań duchowych, które miały na celu osiągnięcie wewnętrznej harmonii.
Droga duchowa aktora
Karolak od wielu lat interesuje się różnymi formami duchowości. Eksperymentował między innymi z rytuałami południowoamerykańskimi, takimi jak ayahuasca, a także z ceremoniałem kambo, wykorzystującym jad amazońskiej żaby. W swoich wypowiedziach wielokrotnie podkreślał, że te doświadczenia pozwoliły mu osiągnąć równowagę psychiczną. Ostatecznie jednak to prostota i bezpośredniość protestantyzmu przekonały go do zmiany wyznania.
„To duchowe uleczenie”
Aktor w wywiadzie opisał swoją decyzję jako „duchowe uleczenie” i zaznaczył, że odnalazł w protestantyzmie to, czego długo szukał w innych tradycjach. Choć jego relacja z nową religią wciąż się rozwija, Karolak już teraz odczuwa spokój i harmonię, jakich pragnął.
Decyzja aktora wywołała zaskoczenie zarówno w mediach, jak i wśród fanów. Karolak pozostaje aktywny zawodowo, ale jego duchowe życie stało się teraz jednym z kluczowych tematów jego publicznych wystąpień.
Karolak o duchowości celebrytów
Podczas tej samej rozmowy w podcaście, Karolak skrytykował współczesną modę na duchowość wśród celebrytów. Według niego, wiele osób z show-biznesu organizuje warsztaty duchowe, które nie mają głębszego znaczenia i są jedynie formą gwiazdorskiego coachingu.
Święci i błogosławieni w tygodniu