W BLASKU MIŁOSIERDZIA
49/995 – 24 listopada 2024 r. B.
INTERNETOWE WYDANIE TYGODNIKA
Niedziela, 24 listopada 2024 r.
XXXIV NIEDZIELA (B)
JEZUSA CHRYSTUSA, KRÓLA WSZECHŚWIATA
Uroczystość
Chrystus Królem i Panem całego świata
Czytania:
Pierwsze czytanie: Dn 7,13-14
Psalm: Ps 93
Drugie czytanie: Ap 1,5-8
Ewangelia: J 18,33b-37
Ewangelia:
Królestwo Chrystusa nie jest z tego świata
*** J 18, 33b-37
✠ Słowa Ewangelii według Świętego Jana
Piłat powiedział do Jezusa: «Czy Ty jesteś Królem żydowskim?» Jezus odpowiedział: «Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?»
Piłat odparł: «Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Co uczyniłeś?»
Odpowiedział Jezus: «Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd».
Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś królem?» Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu».
Komentarz na dzisiejszą niedzielę
Boże królestwo jest tam, gdzie człowiek szanuje Boga i gdzie Jego prawo jest też jego miłością i prawem. Jeśli jestem człowiekiem Króla, dzień Jego nadejścia i sądu nad światem będzie dla mnie dniem także mojej chwały. Nie muszę się go obawiać.
Nie po naszej myśli? Spokojnie: Bóg jest mistrzem zwycięstwem taktyk. Ten, który był, który jest i który przychodzi... To Bóg. Ten, który dał początek światu, który dzieje tego świata kiedyś zakończy, ale też Bóg, który tu i teraz żyje i działa. Trzyma rękę na pulsie. To ważna nadzieja, gdy wydaje nam się, że wszystko zmierza nie w tym co trzeba kierunku. Nadzieja, bo On przecież czuwa. Widać realizuje jakiś swój plan.
Denerwujące, że świat nie tylko nie zmierza ku lepszemu, ale potrafi porzucać wypracowane już dobro na rzecz zła. To pogląd, którym w ocenie rzeczywistości kieruje się chyba wielu chrześcijan. Ale to założenie niekoniecznie jest prawdziwe. Może trochę meandrując świat staje się tak naprawdę coraz lepszy? Trudno powiedzieć. Czytania tej niedzieli pomagają, nie rozstrzygając tego dylematu, właściwie ustawić się wobec spraw tego świata.
Koncentrują się wokół prawdy o królowaniu Jezusa. Pokazują, że On kiedyś powróci i zaprowadzi na ziemi nowe porządki. Na nowej, przemienionej ziemi. Jednocześnie Ewangelia tej niedzieli jest ważnym wskazaniem jak powinien żyć chrześcijanin w świecie, który jeszcze nie jest w pełni Bożym królestwem...
Od sukcesu do sukcesu? Oj, nie taka jest droga chrześcijanina za Chrystusem. Ostateczny triumf? Oczywiście. Ale królestwo Chrystusa nie jest z tego świata. Przynajmniej nie na razie. Wyzwanie? By nie tracić nadziei, gdy zdaje się układać nie po myśli Bożej. Bo On wie lepiej od nas co robi. Kiedyś... Kiedyś mgły się rozstąpią. I wszystko, czego się baliśmy, zobaczymy opromienione zwycięstwem naszego Zbawiciela.
W dzisiejszym numerze
- Poddany znaczy „bezpieczny”
- Nietutejsze królestwo
- Zapomniana litania
- Królestwo prawdy
- Chrystus królem miłości
- Twój temperament to dar
- Chrześcijańska symbolika słońca
- Zachęty pomocne do życia duchowego
- Daj nam odwagę
- Ósma edycja, osiem Orszaków
- Święci na nasze czasy
- Święci i błogosławieni w tygodniu
Poddany” znaczy „bezpieczny”
Jezus miał problem z odpowiedzią na pytanie czy jest królem. Nie dlatego, że nim nie jest, albo że nie chciał się do tego przyznać. Problem tkwił w tym, że ludzie (w tym Piłat) nie rozumieją co znaczy być królem.
My mamy dziwne pojęcie o królowaniu. Polega ono na okazywaniu wyższości i na wymaganiu, by ją respektowano. Tymczasem królowanie (panowanie) w oczach Boga to coś zupełnie innego – to troska o poddanych.
Zresztą termin „poddany” nie oznacza „uległy”, „zależny”, czy coś w tym rodzaju. Oznacza „poddany opiece”. Jeśli nie poddamy się Bogu, On nie będzie mógł troszczyć się o nas.
Jeśli chcemy czuć się bezpieczni, uznajmy Chrystusa za swojego króla i słuchajmy Jego głosu.
o. Mieczysław Łusiak SJ – „Mateusz.pl”
Nietutejsze królestwo
Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata jest świętem stosunkowo młodym. Gdy papież Pius XI wprowadzał ją w 1925 roku, wiele królestw bezpowrotnie zniknęło z mapy świata. Kościół najwyraźniej nie chciał, by Chrystusowej władzy nadawano wymiar polityczny lub by utożsamiano ją z jakimkolwiek królestwem istniejącym na ziemi. Naśladował w tym samego Jezusa, który – gdy próbowano Go „porwać i obwołać królem” (J 6,15) – usunął się na górę. Jezusa nie da się umieścić na żadnym politycznym sztandarze. Ten, kto to robi, „porywa” Go wbrew Jego woli, jest zwykłym uzurpatorem.
Jezus odpowiedział twierdząco na pytanie o swą królewską godność w dniu swojej śmierci. Przesłuchiwany, zhańbiony, przetrzymywany w więzieniu, stanął w końcu przed Piłatem. Dopiero on, rzymski namiestnik, reprezentant największego wówczas imperium świata, usłyszy z ust Chrystusa słowa: „Tak, jestem królem”. Ale królestwo Chrystusa „nie jest stąd”, a to znaczy, że z żadnym porządkiem politycznym czy ustrojem nie rywalizuje, nie chce zająć ich miejsca. Jezus występuje przeciw temu, co w każdej władzy przekształca się w dominację i przemoc, a co zaprzecza podstawowej prawdzie o godności i wolności każdego człowieka. Każdy chrześcijanin, a więc ten, kto akceptuje królewską władzę Jezusa, jest zobowiązany do podobnego sprzeciwu. Przede wszystkim wobec tych, którzy sami obwołują się bogami – panami sumień, losów czy ludzkiej wolności. Tych, którzy chełpiąc się siłą, napełniają świat niesprawiedliwością. Wobec nich należy protestować krzykiem, a konsekwencje przyjąć w milczeniu. Jednakże każdą, choćby najbardziej słuszną walkę chrześcijanin musi wpierw stoczyć we własnym sercu. Bo krzyża na Golgocie nie wzniosły ręce tyranów ani skorumpowanych władców. To dzieło grzechu w nas. Lecz Jezus zniszczył je bezpowrotnie swoją krwią. Dlatego Święty Paweł pisze: „Oddajcie się na służbę Bogu jako ci, którzy ze śmierci przeszli do życia (…). Albowiem grzech nie powinien nad wami panować, skoro nie jesteście poddani Prawu, lecz łasce” (Rz 6,13–14).
Paweł Dąbrowski OP – „wdrodze.pl”
Zapomniana litania
Przejrzałem kilka książeczek do nabożeństwa, szukając Litanii do Chrystusa Króla, ale nie znalazłem. Owszem, jest kilka litanii dotyczących Jezusa, np. do Najświętszego Imienia Jezus, do Najświętszego Serca Pana Jezusa, do Najdroższej Krwi Chrystusa czy litania o Męce Pańskiej. Nie ma jednak Litanii do Chrystusa Króla, a szkoda!
Tymczasem w 1929 roku została wydana w Krakowie piękna litania, która poza wstępem i zakończeniem ma aż 45 wezwań do Chrystusa Króla. Dla zorientowania się w jej treści przytoczę kilka wezwań:
– Chryste Królu, Obrazie Boga niewidzialnego,
– Chryste Królu, Drogo nasza, Prawdo i Życie nasze,
– Chryste Królu, Źródło i wzorze wszelkiej świętości,
– Chryste Królu, cierpienia cierniem ukoronowany,
– Chryste Królu, którego Królestwo nie jest z tego świata,
– Chryste Królu, Arcydzieło wszechmocy Ojca i miłości Ducha Świętego,
– Chryste Królu, który przez pracę rąk Twoich uszlachetniłeś i uświęciłeś pracę,
– Chryste Królu wieków nieśmiertelny,
– Chryste Królu, Książę pokoju.
Po wezwaniach są różne odpowiedzi wiernych, bardzo dobrze dobrane, a więc:
– Przyjdź Królestwo Twoje!
– Panuj nad duszami!
– Panuj nad rodzinami!
– Panuj nad narodami!
Najważniejsze dla nas jest zrozumienie, że królestwo Chrystusa to królestwo ciągłego wzrostu, dlatego tak bardzo ważna jest pierwsza odpowiedź z litanii: „Przyjdź Królestwo Twoje!”.
Zwróćmy uwagę, że te słowa znajdują się na początku odmawianej przez nas codziennie modlitwy Ojcze nasz, modlitwy, której nauczył nas Jezus. Trzeba się często modlić o ten wzrost królestwa Chrystusowego w nas, w naszych rodzinach, w naszym kraju.
Jedno z wezwań w Litanii do Chrystusa Króla brzmi: „Chryste Królu, Książę pokoju”. To sformułowanie powtórzy się za chwilę w dzisiejszej prefacji. Usłyszymy, że królestwo Chrystusa to „królestwo prawdy i życia, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju”.
Włączmy do naszego rozważania i tę ważną sprawę – sprawę potrzeby pokoju, której chce patronować Chrystus. Chwała Bogu, że jest nam dane żyć już wiele lat w pokoju w Europie, ale wiemy dobrze, że od II wojny światowej – jak obliczono – było już ponad 130 wojen lokalnych. Wysłuchaliśmy wielu próśb o pokój z ust św. Jana Pawła II i jego następców. Dzisiaj Kościół wzywa nas do budowania pokoju w rodzinie, w świecie. Ale najpierw musi być pokój w nas. Jeśli nie będzie pokoju w nas, to trudno ufać, że będzie pokój na świecie. Trzeba, żeby każdy zapytał o ten pokój i zrobił stosowne postanowienie, jeśli go nie znalazł.
Przez całą Ewangelię przewija się nuta pokoju. Chrystus oświadcza: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam, nie tak jak daje świat” (J 14,27). Pokój Chrystusowy nie jest oparty na sile, na władzy, na dobrobycie i pewności siebie. Pokój Chrystusowy to pokój sumienia, poskromienie swych złych skłonności, także gniewu, urazy, zawziętości, a więc to pokój z bliźnimi.
W czasie Mszy św. kapłan wyraża życzenie słowami: „Pokój Pański niech zawsze będzie z wami”. Niech to nie będzie tylko kiwnięcie głową w stronę człowieka stojącego obok czy nawet podanie ręki, ale niech to będzie pokój naszych trudnych przezwyciężeń i prawdziwego pojednania się z ludźmi, a przez to także z Bogiem.
ks. Wacław Chmielarski – „Ekspres Homiletyczny”
Królestwo prawdy
W 1925 roku papież Pius XI, ogłaszając encyklikę Quas primas, wprowadził święto Chrystusa Króla, z własnym oficjum i mszą. Ojciec Święty wyjaśnił przyczyny ustanowienia tego święta w następujących słowach: „Należy przypominać ludziom o ich obowiązkach wobec Jezusa Chrystusa jako Pana i Władcy i że Jego panowanie rozciąga się na ich życie prywatne i społeczne”. Papież zauważył, że nawałnica zła nawiedziła świat, ponieważ bardzo wielu ludzi usunęło Jezusa Chrystusa i Jego najświętsze prawo z własnych obyczajów i życia prywatnego, rodzinnego i publicznego; [...] i w przyszłości nie zajaśnieje pewna nadzieja stałego pokoju między narodami, dopóki tak jednostki, jak państwa stronić będą i zaprzeczać panowaniu Zbawcy Naszego. [...] Przez oddawanie tej czci publicznej Królowaniu Pańskiemu muszą sobie ludzie przypomnieć, że Kościół, ustanowiony przez Chrystusa jako społeczność doskonała, żąda dla siebie z prawa mu przysługującego, którego zrzec się nie może, pełnej wolności i niezależności od władzy świeckiej, i że w wypełnianiu powierzonego sobie przez Boga posłannictwa – nauczania, rządzenia i prowadzenia wszystkich do wiecznej szczęśliwości, którzy do Królestwa Chrystusowego należą, nie może zależeć od czyjejś woli.
Jak więc widać, Chrystus Król wciela się w obraz Kościoła, który chce dać świadectwo prawdzie. W osobie sędziwego proroka w bieli staje przed namiestnikami rządzącymi tym światem, by sprowokować pytanie o sens prawdy, o sprawiedliwość, o pokój, o miłość. Postać Chrystusa Króla wyłania się z tajemnicy Kościoła jako misterium wiary i sakramentów, misterium wspólnoty zjednoczonych ze sobą ludzi i poszczególnych dusz. Chrystus żyje i daje nadzieję. Naprzeciw Niego staje każdy z nas, by postawić pytanie o fakt i sens królowania Boga. Jest to tak naprawdę pytanie o prawdę.
W dramacie Brat naszego Boga, który ks. Karol Wojtyła poświęcił postaci Adama Chmielowskiego, utalentowany malarz zatrzymuje się przed swoim obrazem Ecce homo i mówi do Chrystusa, Króla ubiczowanego i w cierniowej koronie:
Jesteś jednakże straszliwie niepodobny do tego, którym jesteś – Natrudziłeś się w każdym z nich (tutaj chodzi o sieroty). Zmęczyłeś się śmiertelnie. Wyniszczyli Cię – To się nazywa Miłosierdzie. Przy tym pozostałeś piękny. Najpiękniejszy z synów ludzkich. Takie piękno nie powtórzyło się już nigdy później – O, jakież trudne piękno, jak trudne. Takie piękno nazywa się Miłosierdzie.
To jest właśnie służba prawdzie, która domaga się miłosierdzia. Prawda i miłosierdzie pochodzą z Boga. Prawda i miłosierdzie są ponadczasowe, dane człowiekowi jako duchowa przestrzeń istnienia, życia, rozwoju. Prawda i miłosierdzie stanowią o pięknie i wielkości Boga, aniołów, ludzi. Z prawdy i miłosierdzia Bóg buduje swoje królestwo. I tylko ten człowiek, który jest wierny miłosierdziu i prawdzie, ma w Bożym królowaniu swój udział.
Bez prawdy nie można spoglądać na Boga. I królestwo ukazywane nam przez Jezusa Chrystusa oparte jest właśnie na prawdzie – na prawdzie i miłości. To są niezbywalne cechy wiodące do życia wiecznego z Bogiem. Święty Jan Chryzostom komentował tę prawdę w następujący sposób:
To Królestwo nie walczy przeciw ludziom, ale przeciw szatanom i owym bezcielesnym mocom. Dlatego wodzem ich nie jest człowiek ani żaden z aniołów, ale sam Bóg. Również zbroja wojowników jest dostosowana do natury walki; nie jest ona bowiem zrobiona ze skóry i z żelaza, ale z prawdy, ze sprawiedliwości, z wiary i wszelkiej cnoty. [...] Uważajmy, abyśmy także do niego mogli zostać przyjęci i jaśnieć między tymi, którzy [...] dostąpili niewiędnącej korony. [...] Otwórzmy więc bramy naszych serc, otwórzmy uszy nasze, mając wejść z wielkim drżeniem do przedsionka; oddajmy pokłon Królowi.
Ksiądz Jan Twardowski pisał w komentarzach do Ewangelii Wszędy pełno Ciebie:
Czytamy o Chrystusie Królu, który zasiądzie na swym tronie chwały w otoczeniu aniołów, a przecież w czasie sądu okaże się, że przychodził do nas jako nasz bliźni – głodny, spragniony, bezdomny, obdarty, prześladowany. Trzeba ze wzruszeniem rozpoznać niewidzialnego Króla w biedaku oczekującym od nas miłości. Ile jest cichych uroczystości Chrystusa Króla bez wspaniałych procesji. Każde zwycięstwo nad własną słabością, każde nawrócenie – to dyskretne święto tego Króla.
Łatwo jest budować pomniki Chrystusowi Królowi. Mówimy przecież co dzień: „Przyjdź królestwo Twoje”. Ono przyszło, tylko czy w nas jest królestwo prawdy, sprawiedliwości, miłości i pokoju? Zobaczmy, jacy jesteśmy i co się wśród nas dzieje. Dlatego módlmy się słowami z zakończenia Litanii do Chrystusa Króla:
Wszechmogący, wiekuisty Boże, który wszystko odnowić chciałeś przez Najmilszego Syna Twego, Króla Wszechświata, racz w dobroci Twojej sprawić, aby wszystkie narody, rozdzielone przez grzech, poddały się słodkiej władzy Twojej. Przez tegoż Pana Naszego, Jezusa Chrystusa, który z Tobą żyje i króluje przez wszystkie wieki wieków. Amen.
ks. Janusz Mastalski – „Ekspres Homiletyczny”
Chrystus królem miłości
U ujścia rzeki Tag koło Lizbony wzniesiono gigantyczny pomnik Chrystusa Króla. Jest to trzydziestometrowa figura, którą umieszczono na cokole o wysokości 85 metrów. To wotum wdzięczności za uchronienie Portugalii od nieszczęść II wojny światowej.
Posągi Chrystusa są wszędzie: na szczytach górskich i na dnie oceanów, na wieżach kościelnych i na grobach. Są one wyrazem wiary chrześcijan, że Chrystus jest Królem wszechświata, wyrazem czci i wdzięczności wobec naszego Pana i Zbawcy. Jemu też dziś, w tę ostatnią niedzielę roku kościelnego, oddajemy hołd i cześć.
W czasie, kiedy narody zrzucały z tronów królów, carów i cesarzy, Pius XI encykliką Quas primas z 11 grudnia 1925 roku ustanowił dla całego świata katolickiego uroczystość Chrystusa Króla. Ustanawiając ją, papież przypomniał boskość i inność Jezusowego królestwa. Chrystus nie jest bowiem królem na wzór władców ziemskich. Nie doszukamy się u Niego znamion ziemskiej potęgi. On nie chce panować nad ludźmi przy pomocy siły, wojska czy policji. Chrystus chce panować w sercach ludzi, bo jest Królem prawdy i miłości. Pragnie, by zapanował na świecie Boży ład, Boża prawda, Boża sprawiedliwość, a przede wszystkim Boża miłość.
Zapowiedział i przewidział Go już prorok Daniel: „Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie” (Dn 7,14).
Historia potwierdza prawdę przepowiedni proroka. Powstawały wielkie imperia, ale upadały. Tylko królestwo Chrystusa nie ulegnie zagładzie, jest wieczne i „bramy piekielne go nie przemogą”. Upadło potężne imperium rzymskie. Ten sam los spotkał imperium Majów, Azteków, Ottomanów, Greków, Chińczyków, wielkie imperium Japonii. W czasach nowożytnych upadły na przykład imperia Francji, Anglii, Rosji. Niektórzy z nas byli świadkami upadku nazistowskiego imperium Hitlera, a także komunistycznego imperium sowieckiego. Tylko królestwo Chrystusa jest wieczne.
Matka Teresa z Kalkuty mówiła kiedyś, że nigdy nie zapomni spotkania z rodziną, do której należało kalekie dziecko. Zakonnica, wskazując na malucha, spytała, jak ma na imię. Usłyszała wówczas piękną i głęboką odpowiedź: „Nazywamy go «profesorem miłości», tyle przecież uczymy się od niego”.
Dla nas „profesorem miłości” jest Chrystus. Miłość bowiem jest „sercem” Jego życia i nauczania. Ze wszystkich zaś czynów miłości, jakich nasz Zbawiciel dokonał na ziemi, żaden nie przemawia do nas bardziej niż Jego śmierć na krzyżu. Sam powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).
Każdy z nas chce i potrzebuje wiedzieć i czuć, że jest kochany. Jeżeli nie czujemy się kochani, to nie potrafimy kochać innych. Dzieje się tak dlatego, że miłość jest właśnie dawaniem samego siebie. Kiedy zaś nie czujemy się wartościowi i kochani, boimy się dawać samych siebie innym. Nikt przecież nie daje tanich rzeczy czy rupieci komuś, kogo ceni i podziwia. „Przypuszczam, że jest nam trudniej, niż się na ogół sądzi, uwierzyć w to, że jesteśmy kochani, że jesteśmy przedmiotem niezmierzonej miłości. Trudniej jest mieć poczucie, że jest się kochanym, niż kochać”, napisał Rene Voillaume. Jezus, umierając za nas na krzyżu, dał nam niezwykle silny i czytelny znak, że jesteśmy przez Niego kochani, a przez to zdolni do kochania innych.
Chrystus, Król Miłości, umarł na krzyżu jak złoczyńca, byśmy byli zbawieni. Został skatowany, byśmy wszyscy zostali uleczeni. Zniósł nieludzkie upokorzenie, byśmy zostali wyniesieni. Został odrzucony przez ludzi, abyśmy zostali przyjęci przez Ojca w niebie. „W poczet złoczyńców został zaliczony”, abyśmy mogli zostać świętymi. Dał się „pokonać na krzyżu”, byśmy zostali zwycięzcami i razem z Nim zmartwychwstali i osiągnęli niebo.
„Miłość, która nie odradza się stale, stale umiera”, powiedział K. Gibran. Zaś kard. M. Faulhaber zauważył: „Najpiękniejszym podziękowaniem za dary Boże jest to, że je daję innym”. Kochajmy zatem innych i dzielmy się z nimi tym, co od Boga otrzymujemy. Będzie to z naszej strony najlepsze podziękowanie dla Chrystusa Króla za niepojętą miłość ku nam.
Zakończmy to rozważanie słowami poety:
Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie:
Żywot najczystszy – a więc godzien krzyża.
I krzyż – lecz taki, co do gwiazd Twych zbliża –
Najwyższe w świecie dałeś powołanie!
Tchem dzieje świata Tyś przygiął jak kłosy,
dla pełniejszego dla nas wszędzie żniwa;
Ziemiś nam ujął – a spuścił niebiosy
i serce Twoje nas zewsząd przykrywa.
(Z. Krasiński)
ks. Marian Bendyk – „Ekspres Homiletyczny”
Twój temperament to dar.
Żeby lepiej poznać siebie,
przyjrzyj mu się w sześciu obszarach
Temperament to dar. Bóg mi go dał, bo właśnie taką mnie chciał, z takimi, a nie innymi, sposobami reagowania. Temperament jest we mnie wpisany, więc albo go oswoję i zacznę traktować jako coś, co jest skarbem, prezentem i potencjałem, albo z dnia na dzień coraz trudniej będzie mi żyć z samą sobą. Nie mogę wymienić na inny ani dogłębnie zmodyfikować. Jestem w stanie go jedynie „ucywilizować”, czyli nieco okiełznać tak, by służył mi oraz innym wokół mnie, oraz wystawiał na światło dzienne drzemiący we mnie potencjał - pisze s. Małgorzata Lekan w swojej książce "Cała ja. O przyjaźni ze sobą i swoim ciałem" .
Temperament nie jest dobry ani zły
Temperament, z łaciny temperamentum - czyli umiar, równowaga konieczna, by osiągnąć zdrowie i dobrobyt to zespół względnie stałych, dziedziczonych, zdeterminowanych genetycznie cech, ujawniających się już w pierwszym roku życia człowieka. Mówiąc prościej, temperament to po pierwsze sprawa naszych genów – jak gdyby zaprogramowany pakiet odpowiedzi na różne pojawiające się bodźce, który towarzyszy nam przez całe życie. Ani sobie na niego nie zasłużyliśmy, ani nie mieliśmy możliwości wyboru innego, niż mamy. Co więcej, nie istnieją też z góry ustalone zasady, zgodnie z którymi na przykład z takich i takich rodziców powstawałyby zawsze takie, a nie inne temperamenty. Codzienność pokazuje, że w jednym domu, mimo identycznej bazy biologicznej, rodzą się osoby z najróżniejszymi zestawami cech. Skoro więc nie możemy wybrać naszego temperamentu, nie podlega on ocenie moralnej – nie ma złych i dobrych temperamentów.
Po drugie, temperament to coś raczej niezmiennego. Mogę kształtować swój charakter, ale temperamentu nie potrafię wymienić na inny ani dogłębnie zmodyfikować. Jestem w stanie go jedynie „ucywilizować”, czyli nieco okiełznać tak, by służył mi oraz innym wokół mnie, oraz wystawiał na światło dzienne drzemiący we mnie potencjał.
Twój temperament to mieszanka dwóch lub trzech typów
Po trzecie, istnieją cztery podstawowe rodzaje temperamentu – możesz być cholerykiem, sangwinikiem, melancholikiem lub flegmatykiem. Rzadko jednak bywa tak, że dany temperament objawia się w kimś w stu procentach. Zwykle jesteśmy mieszanką dwóch lub więcej rodzajów tej wrodzonej zdolności reagowania. Po czwarte, kluczowym zadaniem temperamentu jest poszukiwanie sposobów zaspokojenia potrzeby miłości, uznania i bezpieczeństwa. W procesie dojrzewania człowieka staje się on zaś podstawą do kształtowania oraz rozwoju osobowości i charakteru. Jak widać, spełnia on ważną funkcję w życiu każdego z nas.
Temperament to zatem dar – w pełnym tego słowa znaczeniu. Bóg mi go dał, bo właśnie taką mnie chciał, z takimi, a nie innymi, sposobami reagowania. Temperament jest we mnie wpisany, więc albo go oswoję i zacznę traktować jako coś, co jest skarbem, prezentem i potencjałem, albo z dnia na dzień coraz trudniej będzie mi żyć z samą sobą. Pewnie, że każdy rodzaj temperamentu ma pozytywne i negatywne cechy, ale jeśli przyjmę, że zostałam nim obdarowana, a nie na niego skazana, to wtedy – oswajając go – mam szansę dostrzec, że idealnie do mnie pasuje.
Sześć obszarów przejawiania się temperamentu
Temperament realizuje się w sześciu obszarach ludzkiego funkcjonowania, a są nimi: emocjonalność, reaktywność, aktywność, konfliktowość, pole świadomości i relacje. Jeśli chodzi o pierwszy z nich – emocjonalność – to temperament będzie determinował mój sposób odczuwania i wyrażania emocji. Na przykład sangwinicy, o których można ogólnie powiedzieć, że są hurraoptymistami i kochanymi przez wszystkich performerami, mają z natury słaby kontakt ze swoimi emocjami, bo cechuje ich skłonność do nieustannego wyrzucania ich na zewnątrz. Co innego melancholicy – oni trzymają emocje wewnątrz siebie, nie organizują imprezy z powodu każdej radosnej nowiny (jak to mają w zwyczaju sangwinicy), tylko „mielą” je w sobie.
Wszyscy przeżywamy emocje, ale każdy z nas według swojego temperamentu je odbiera, przetwarza i wyraża – jedni raczej w środku, inni bardziej ekspansywnie; jedni reagują szybciej, inni potrzebują więcej czasu. Przykład? Wyznam to od razu: jestem cholerykiem, czyli należę do temperamentów, które wyrażają się pod względem emocjonalnym bardziej na zewnątrz. Kiedyś skoczył na mnie pies i wiesz, jaką miałam odruchową reakcję? Też chciałam na niego skoczyć! Nie byłam w stanie skontrolować tej chęci wyrażenia emocji, które się we mnie obudziły. A co zrobiłby flegmatyk? Przypuszczam, że powiedziałby: „Oooo, pies” i może lekko by się zdenerwował, że szczeniak sobie na tyle pozwala. Gdy sangwinik się zakocha, to cały jest „chodzącym zakochaniem” i wszyscy o tym wiedzą: od razu wszystkie facebooki, instagramy i tiktoki są powiadomione. A melancholik? On nie zakocha się tak szybko – da sobie czas na przemyślenie, ułożenie sprawy, a tym bardziej na powiadomienie znajomych.
Jesteś tym dzieckiem, które dosłownie wszędzie właziło, czy wręcz przeciwnie?
Temperament wyznacza więc dynamikę przechodzenia przez nas różnych wewnętrznych procesów. Jak widać, z emocjonalnością łączy się reaktywność, która także jest zdeterminowana przez nasz temperament. Wyobraź sobie, że właśnie obok twojej nogi przebiega mysz – co robisz i jak szybko się to dzieje? Prędkość wskoczenia na stół bez wątpienia mogłaby być miernikiem twojego temperamentu. Albo gdyby przywieziono ci wielką ciężarówkę ślimaków winniczków, co byś zrobiła? Zaczęła je liczyć? Rwała sobie włosy z głowy, jak ktoś mógł wpaść na tak głupi pomysł? A może zastanawiałabyś się, jakie danie można z nich przyrządzić? Reaktywność to bowiem wyznacznik intensywności i impulsywności naszego działania. Kolejny obszar, w którym objawia się temperament, to aktywność – dzieciństwo jest zaś idealnym okresem obserwacji temperamentu w tym zakresie.
Wyrusz w podróż do swojego wnętrza i słuchaj
Byłaś dzieckiem, które dosłownie wszędzie właziło i wspinało się gdzie tylko mogło? Półki, szafy, lampy, drzewa to twój żywioł? Czy może raczej preferujesz spokojną przestrzeń podłogi, a na niej klocki, puzzle, kredki lub książki? Niektóre temperamenty mają po prostu mniej energii do spożytkowania, więc wybierają też mniej aktywne działania i to jest normalne. Idąc dalej, warto zastanowić się, jak szybko wchodzimy w konflikty. W obszarze konfliktowość temperamenty podzielone są na dwie nierówne grupy: sangwinik, melancholik i flegmatyk mają zakodowaną w sobie – choć w różnym stopniu – łagodność i ugodowość, więc stronią od kłótni, robią wszystko, by uniknąć spięć, dążą do zgody i pojednania. Choleryk przeciwnie – jego hasło przewodnie to: „Do boju! Jeszcze więcej ognia! Więcej sytuacji na ostrzu noża, niech się dzieje!”. Dla ugodowych temperamentów konflikt to jedno z najbardziej przerażających wydarzeń, a cholerycy uważają, że kłótnie porządkują świat, więc specjalnie doprowadzają do konfrontacji, by wreszcie coś się działo, a atmosfera mogła się oczyścić.
Twój świat zawsze jest pełen kolorowych barw? To ważna wskazówka
Orientacja w zakresie tego, co dzieje się w moim wnętrzu, a co już poza mną – czyli tak zwane pole świadomości – to kolejny obszar pozwalający zidentyfikować dany temperament. Na przykład sangwinik zasadniczo interesuje się całym światem i jednocześnie nic o nim nie wie. Choleryk ma poczucie rzeczy wielkich, ale gdy mówi mu się o szczegółach – wpada w furię. Natomiast melancholik ma tak dogłębną świadomość tego, co się dzieje, że każde wydarzenie go boli, bo wszystko widzi niemalże od podszewki. Jeśli chodzi o autoświadomość, to u sangwinika będzie ona bliska zeru, stąd świat w jego odbiorze zawsze jest pełen kolorowych barw, a jego osobiste poczucie szczęścia zwykle stoi na wysokim poziomie. Inaczej mają się sprawy u melancholika – on wie o sobie absolutnie wszystko, a zmuszenie go, by analizował swoje myśli i uczucia trochę mniej wnikliwie, może graniczyć z cudem.
Na koniec zaś relacyjność, czyli sposoby budowania więzi. Jedna osoba będzie nieustannie wyrażała bliskość i czułość przez przytulenie, zagadywanie czy propozycje wspólnych aktywności, a inna ascetycznie, powściągliwie, cedząc poszczególne słowa i ważąc każdy gest. Ludzie o odmiennych temperamentach inaczej też myślą o tym, do czego są im potrzebne relacje, a także co im one dają. Każdy z temperamentów we właściwy sobie sposób zabiega o to, żeby zaspokoić potrzebę miłości, uznania i bezpieczeństwa. I tak na przykład sangwinik, by czuć się kochanym, będzie nieustannie żartował i wesołkował. Flegmatyk natomiast, by czuć się bezpiecznie, za wszelką cenę będzie dążył do zgody – i to z każdym, nie myśląc nawet o tym, by przyznać, co naprawdę sądzi o danej sytuacji.
Temperament to sposób szukania miłości
Podsumowując, można powiedzieć, że temperamenty to cztery sposoby szukania miłości – dążenia do zaspokojenia tej fundamentalnej potrzeby każdego człowieka. Jeden, by to osiągnąć, zrobi z siebie pajaca, inny przyjmie pozę mędrca, trzeci będzie nader aktywnie działał, a czwarty dokładnie odwrotnie: ukryje się w swoim świecie z twarzą pokerzysty. Także wszystkie negatywne przejawy naszego temperamentu odzwierciedlają owo szukanie miłości i akceptacji. I bardzo dobrze – właśnie tak ma być, bo temperament to nasz pakiet startowy: Pan Bóg nam go dał i On go kiedyś zabierze. To natomiast, co zrobię z tym prezentem w międzyczasie, jest już całkowicie moją odpowiedzialnością.
Temperament, który każdy z nas otrzymał od Boga jako dar na całe życie, to podstawa, na której mogę (a raczej powinnam) rozwijać swój charakter. On jest składową mojej osobowości – czyli swoistego, zindywidualizowanego sposobu funkcjonowania w świecie – a choć ze swej natury pozostaje niewymienny, to jednak posiada pewną plastyczność: jest niczym glina lub plastelina, którą mogę wziąć do ręki i kształtować, by w ten sposób wydobywać swój charakter.
Tekst jest fragmentem książki " Cała ja. O przyjaźni ze sobą i swoim ciałem" s. Małgorzaty Lekan.
– „deon.pl”
Chrześcijańska symbolika słońca
Światło rozświetla mrok. Z tego powodu przyciąga też tych, którzy ogarnięci mrokiem mieli szczęście je zauważyć. To najistotniejsze w używanej w chrześcijańskiej liturgii symbolice światła. Poza tym – jak pisałem w jednym z poprzednich odcinków, trzymane w rękach świece, lampki czy pochodnie to znak gotowości. A spalająca się świeca to piękny przykład bezinteresownej służby.
Nie ulega wątpliwości, że najpotężniejszym źródłem światła jest dla nas słońce. Ma i ono swoje miejsce w biblijnej i chrześcijańskiej symbolice, ale uwaga: jak najdalsi powinniśmy być od wszystkiego, co nosiłoby choćby cień jakiegoś dla słońca kultu. Nawet jako kultu pewnego znaku – na podobieństwo szacunku, jakim otaczamy choćby krzyż. Chrześcijaństwo od kultur solarnych jest tak dalekie, jak wschód od zachodu.
Bóg jak słońce
Ślad jasnego rozgraniczenia kultu Boga prawdziwego od kultów ciał niebieskich odnajdujemy już w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju, gdzie w hymnie ku czci Boga Stwórcy autor natchniony nie użył nawet słów „słońce” czy „księżyc”, a powiedział tylko o większym ciele niebieskim, które ma rządzić dniem i mniejszym mającym rządzić nocą. Nie mają imion, przy Bogu Stworzycielu są niewiele znaczące – chciał powiedzieć. I takie podejście zobaczyć można w całej Biblii.
Nie znaczy to jednak, że symbolika związana ze słońcem nie jest w Biblii wcale obecna. Pisząc o symbolice światła wspomniałem na przykład zapowiedź Izajasza o tym, że Bóg ma kiedyś zajaśnieć nad Jerozolimą. Nie ma to jednak nic wspólnego z łączeniem tych rzeczywistości. To tylko pewna analogia: jak słońce oświetla świat, tak oświeci go też, na sposób duchowy, Bóg.
Najciekawiej pod tym względem w Starym Testamencie brzmi zapowiedź Malachiasza.
A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach (Ml 3).
Czy chodzi o jakieś wydarzenie czy o konkretną osobę? Nie rozstrzygajmy. Na pewno znów nie jest to jednak nic więcej, niż pewna analogia.
A Nowy Testament? Można chyba pominąć tu jako mniej istotne stwierdzenia, w których autorzy pisząc o Jezusie i Jego dziele odnoszą je roli w naszym świecie słońca. Ot, gdy Jakub pisząc o związanym przecież z przyjściem Jezusa sądzie mówi: „Wzeszło bowiem palące słońce i wysuszyło łąkę, kwiat jej opadł, a piękny jej wygląd zginął. Tak też bogaty przeminie w swoich poczynaniach” (Jk 1). Albo wyznanie Wizjonera z Apokalipsy, który opisując dostrzeżonego w niej Syna człowieczego mówi o nim: „A Jego wygląd - jak słońce, kiedy jaśnieje w swej mocy” (Ap 1). Podobnie też wyznanie Pawła przed sądem Agryppy (Dz 26), który wspominając chwilę swojego spotkania z Jezusem pod Damaszkiem mówi, że ujrzał „światło z nieba, jaśniejsze od słońca” a za chwilę – można rozumieć że z tego światła – odezwał się do niego Jezus. Nie sposób jednak nie zauważyć przepięknego Kantyku Zachariasza, w którym ojciec Jana Chrzciciela o Jezusie powiedział:
Dzięki litości serdecznej Boga naszego (...) z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju.
W tym proroctwie Jezus wprost zostaje nazwany Słońcem. Bo jak słońce rozświetla ciemności nocy, tak Chrystus rozświetla mroki i cienie śmierci i nienawiści; wszelkiego zła. Do tej symboliki nawiązuje też Kościół. W wyśpiewywanym w Noc Zmartwychwstania Orędziu Wielkanocnym (Exultet). Znajdujemy tam między innymi słowa wyraźnie ukazujące Jezusa na podobieństwo światła oświecającego mroki ludzkiej egzystencji:
Raduj się, ziemio, opromieniona tak niezmiernym blaskiem, a oświecona jasnością Króla wieków, poczuj, że wolna jesteś od mroku, co świat okrywa! Zdobny blaskiem takiej światłości, raduj się, Kościele święty, Matko nasza! Ta zaś świątynia niechaj zabrzmi potężnym śpiewem całego ludu.
Wprost słońcem zostaje Jezus nazwany na sam koniec orędzia:
Niech ta świeca płonie, gdy wzejdzie słońce nie znające zachodu: Jezus Chrystus, Twój Syn Zmartwychwstały, który oświeca ludzkość swoim światłem i z Tobą żyje i króluje na wieki wieków.
Wymowa tego symbolu jest tu jasna i oczywista. Jezus jest nazwany Słońcem, bo jak słońce rozświetla ciemności nocy tak On oświetla jasnym blaskiem zmartwychwstania mroki świata. Tak tę symbolikę w chrześcijaństwie trzeba widzieć. I na tym korzystanie z tego symbolu warto by skończyć. Niestety, niektórzy idą dalej.
Słońce przychodzące z góry
W świadomości wielu co bardziej zainteresowanych historią czy liturgią chrześcijan pokutują pewne błędne tezy. Znaleźć je można nawet u bardzo zacnych i mądrych autorów. Pierwsza to sugestia, jakoby pierwsi chrześcijanie datę Bożego Narodzenia ustalili tak, by w dobie zwycięstwa chrześcijaństwa nadać nowe znaczenie obchodzonego w Imperium Rzymskim świętu Słońca Niezwyciężonego. Bez wchodzenia w szczegóły: nie było takiej potrzeby. To było święto niewiele znaczące. Szeroko przedstawił tę sprawę w swojej książce „Narodziny Bożego Narodzenia” ks. Józef Naumowicz. Przy okazji autor rozprawił się też z tezą, że piersi chrześcijanie mieli zwyczaj modlić się zwróceni twarzą ku wschodowi. Bo tam wschodzi słońce, stamtąd nadejdzie Jezus. Owszem, byli tacy chrześcijanie, ale zwyczaj ten – jak po analizie źródeł wyjaśnia ks. Naumowicz – był dość mocno zwalczany. Przynajmniej w Rzymie. Zbytnio mógł być kojarzony z praktykowaniem kultów solarnych. A chrześcijanie pierwszych wieków byli na takie sprawy mocno wyczuleni.
Nie do końca jest też wreszcie prawdą, że dawne kościoły były orientowane. To znaczy że były tak budowane, by ołtarze stały od wschodu. Owszem, istniał taki zwyczaj. Tyle że zdecydowanie nie był on powszechny. Pomijając nawet kwestię najoczywistszą, że pierwsze wspólnoty gromadziły się w domach co bardziej zamożnych chrześcijan, pod gołym niebem czy katakumbach żadna z wielkich rzymskich bazylik, choć są przecież dość dawne, nie jest zorientowana (nie ma ołtarza od wchodu). Dlaczego? Trudno powiedzieć. Nie sposób jednak nie zauważyć, że zwyczaj ten zresztą kłócił się z inną, bardzo ważną chrześcijańską tradycją. I to właśnie w tym wszystkim jest najważniejsze
Zwróćmy jeszcze raz uwagę na to, jak nazywa Jezusa Zachariasz: nie Słońcem, nie Wschodzącym Słońcem, ale „Z Wysoka Wschodzącym Słońcem”. To Słońce, którym jest Jezus, nie przyszło i nie przyjdzie ze wschodu. Ono przychodzi z góry, z nieba. Nie ma co sugerować się tu wizjami Ezechiela, który napisał o chwale Bożej przychodzącej od wschodu. I Żydzi i chrześcijanie i sam Jezus niebo lokowali zawsze w górze. Zwracając się do Boga w górę kierowali swoje ręce, serca i wzrok. I stamtąd oczekiwali też Bożych łask. W tym kontekście warto przede wszystkim zwrócić uwagę na scenę wniebowstąpienia: Jezus nie zostaje porwany na wschód, ale unosi się w górę. A Apostołowie, wpatrujący się w niego, od Aniołów słyszą, że kiedyś znów ujrzą Go z nieba zstępującego. Z góry, nie ze wschodu.
Za tradycją biblijną także tradycja chrześcijańska lokuje niebo w górze. To zresztą oczywistość. W wielu, zwłaszcza starszych kościołach sklepienia malowane są na niebiesko. A na nich umieszczone są postaci Jezusa, aniołów i świętych. Tak właśnie przypomina się w chrześcijańskiej sztuce rzeczywistość nieba. Nie inaczej. I tego warto się trzymać.
Jezus jest jak słonce, bo jak ono rozświetla ciemności nocy tak, On oświetla blaskiem zmartwychwstania mroki świata. Jest jednak słońcem zstępującym z góry, a nie wychodzącym na wschodzie z głębin ziemi czy oceanów. I tam, w górę, chce nas zabrać. Bo naszym domem na wielki nie mają być podziemia czy głębiny oceanów, ale niebo. Choć to, co widzimy w górze to tylko kosmos przesłonięty atmosferą ziemi, to właśnie to, co mamy nad głowami, to niebo, jest symbolem nieba rozumianego jako stan wiecznej szczęśliwości we wspólnocie z Bogiem i wszystkimi świętymi.
Jeśli czegoś Ci tu brakowało, dopisz sam
AJM – „wiara.pl”
Zachęty pomocne do życia duchowego
1. We wszystkich sprawach myśl o końcu i wyobrażaj sobie, że stoisz przed surowym Sędzią, przed którym nic nie da się ukryć, którego nie zjednają dary, który nie przyjmuje żadnych wyjaśnień i który sądzić będzie sprawiedliwie Iz 11,4. O nieszczęsny i głupi grzeszny człowieku, cóż odpowiesz Bogu, znającemu wszystkie twe winy Hi 31,14, skoro teraz przeraża cię zagniewane oblicze człowieka?
Czemu nie myślisz zawczasu o dniu Sądu, kiedy to nikt nie dostanie adwokata, aby go wytłumaczył lub obronił, ale każdy sam będzie stał ze swoim brzemieniem winy? Ga 6,5. Teraz jeszcze twoja praca może być owocna, żal przyjęty, westchnienie usłyszane, a ból naprawiający krzywdę i oczyszczający.
2. Wielki i uzdrawiający czyściec nosi w sobie człowiek cierpliwy, który doznając krzywdy, więcej ubolewa nad winą krzywdziciela niż nad własną krzywdą, który modli się gorąco za swoich prześladowców Mt 5,44, z całego serca wybacza winy i nie waha się prosić innych o przebaczenie Mt 18,35, który raczej lituje się nad ludźmi, niż się na nich gniewa, który siebie samego ujarzmia i stara zawsze podporządkować ciało sprawom ducha.
Lepiej jest teraz oczyścić się z grzechu i pozbyć się win, niż liczyć na przyszłe oczyszczenie. Naprawdę, sami się oszukujemy przez nasze niepowściągliwe przywiązanie do ciała.
3. Cóż innego trawić będzie ogień jak nie twoje grzechy? Im więcej tutaj sobie pozwalasz i idziesz za zachceniami ciała, tym srożej potem będziesz płacić i więcej przygotowujesz drew na upalenie Mdr 11,17. Przez co człowiek grzeszy, to samo będzie mu najsroższą karą.
Leniwych poganiać tam będą bicze płonące, a żarłoków dręczyć będzie głód i pragnienie. Rozpustników i rozkoszników pogrążą tam w rozpalonej smole i siarce smrodliwej, a zawistnicy wyć będą z bólu jak wściekłe psy.
4. Każdy grzech będzie miał własną swoją udrękę. Pyszni doznawać będą największego poniżenia, a chciwcy pokosztują najsroższej nędzy. Tam jedna godzina kary cięższa będzie niż sto lat gorzkiej pokuty tutaj.
Tam nie ma spoczynku, nie ma ochłody dla potępionych, tu przecież czasem przerywa się pracę, czasem przyjaciel pocieszy. Drżyj więc i żałuj za swe winy, abyś w dzień Sądu znalazł się bezpiecznie wśród błogosławionych. Wtedy bowiem sprawiedliwi staną z wielką odwagą naprzeciw tych, którzy ich uciskali i gnębili Mdr 5,1. Wtedy sędzią będzie ten, kto tutaj pokornie poddaje się osądom ludzi. Wtedy biedny i skromny stać będzie z wielką ufnością, a z wielkim lękiem pyszny.
5. Wtedy się okaże, że mądry był ten, kto w życiu uczynił się jakby głupim i wzgardzonym dla Chrystusa 1 Kor 4,10. Wtedy wszelkie cierpienie znoszone cierpliwie wyda się piękne, a wszelka niesprawiedliwość zatrzaśnie usta Ps 107(106),42. Wtedy radować się będzie pobożny, a zasmuci się bezbożnik. Wtedy ciało umartwione rozkwitnie bardziej, niż gdyby karmione było samymi przysmakami.
Wtedy zajaśnieje odzież uboga, a zszarzeje najwspanialsza szata. Wtedy domek ubogi piękniejszy się stanie niż złocone pałace. Wtedy więcej się przyda wytrwała cierpliwość niż cała potęga świata. Wtedy wyżej wzniesione będzie zwykłe posłuszeństwo niż wszelka chytrość doczesna.
6. Wtedy więcej będzie radości z czystego i prawego sumienia niż z uczonej filozofii. Wtedy ważniejsze będzie wzgardzenie bogactwem niż wszelkie skarby ziemskie. Wtedy więcej znajdziesz radości z pobożnej modlitwy niż z najwytworniejszej biesiady. Wtedy cieszyć się będziesz więcej z milczenia niż z długiej przemowy.
Wtedy więcej znaczyć będą dobre czyny niż piękne słowa. Wtedy piękniejsze będzie życie surowe i ciężka pokuta niż wszelkie ziemskie zachwyty. Ucz się teraz znosić drobne cierpienia, abyś kiedyś uwolniony był od daleko cięższych. Tu najpierw wypróbuj, co mógłbyś poczuć później.
Jeżeli teraz tak mało znieść potrafisz, jak zdołasz udźwignąć męki wieczyste? Jeżeli jesteś niewytrzymały nawet na mały ból, to cóż będzie z mękami piekła? A przecież nie można mieć dwóch rzeczy naraz: zażywać rozkoszy na świecie, a potem królować razem z Chrystusem.
7. Gdybyś zawsze aż do dziś dnia żył wśród zaszczytów i rozkoszy, cóż by ci z tego przyszło, gdybyś już teraz musiał umrzeć? Wszystko to marność oprócz tego, aby miłować Boga i Jemu tylko służyć Koh 1,2; Pwt 6,13; Mt 4,10.
Kto bowiem kocha Boga z całego serca, temu niestraszna ani śmierć, ani tortury, ani sąd, ani piekło, bo doskonała miłość Boga daje niezawodny dostęp do Niego. Ten zaś, kogo jeszcze nęci grzech, nie dziw, że lęka się śmierci i sądu.
A przecież nie jest to źle, że jeśli miłość nie odwiedzie cię od złego, to chociaż powstrzyma przed nim strach przed piekłem. Kto lekceważy bojaźń Boga, nie zdoła dłużej wytrwać w dobrym, ale prędzej czy później wpadnie w diabelskie sidła 1 Tm 6,9.
Rozdział XXIV, O SĄDZIE I KARZE ZA GRZECHY
Tomasz a Kempis, 'O naśladowaniu Chrystusa' – „Katolik.pl”
Daj nam odwagę
Usuń wszelką dwuznaczność, wszelki kompromis i wszelką letniość.
Panie Jezu,
który oczyściłeś świątynię z handlarzy, ucz nas strzec naszego serca jak miejsca świętego, wolnego od wszystkiego, co je obciąża. Spraw, byśmy nie ulegali pokusie czynienia z Twoich świętych rzeczy okazji do zysku lub rozrywki.
Uczyń nas zdolnymi do słuchania Twojego Słowa z prostotą i szczerością ubogich, którzy z radością przyjmowali Ciebie w Świątyni. Pomóż nam rozpoznać w Tobie nie gościa, ale prawdziwego Pana naszego życia.
Daj nam odwagę oddalenia wszystkiego, co nie pozwala dostrzec Twojej w nas obecności. Usuń wszelką dwuznaczność, wszelki kompromis i wszelką letniość. Przemień nasze serca w dom modlitwy, gdzie każdy oddech i każda myśl wielbią Ciebie.
Panie, bądź z nami każdego dnia i naucz nas żyć dla Ciebie jako lud słuchający Ciebie ze zdumieniem i nadzieją. Obyśmy nie oddalili się nigdy od Twojej oczyszczającej i odnawiającej miłości.
Amen.
preghieracristiana.it – „wiara.pl” (tłum. xwl)
Ósma edycja, osiem Orszaków
Orszaki Jezusa Chrystusa przejdą ulicami głównych polskich miast. W tym roku do Krakowa i Warszawy dołączy sześć kolejnych: Szczecin, Olsztyn, Katowice, Gdańsk, Przemyśl i Wrocław.
W najbliższą niedzielę, 24 listopada, Orszaki Jezusa Chrystusa Króla przejdą ulicami ośmiu największych, polskich miast.
Hasłem tegorocznych Orszaków jest "Zjednoczeni pod sztandarem Chrystusa Króla". Wyruszą one już po raz ósmy. W tym roku do Krakowa i Warszawy dołączy sześć kolejnych miast: Szczecin, Olsztyn, Katowice, Gdańsk, Przemyśl i Wrocław.
W każdej z ośmiu archidiecezji przemarsz Orszaku poprzedzi uroczysta Msza Święta.
Na dzień celebracji ósmej rocznicy proklamacji Aktu Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana, 23 października br. Zarząd i Rada Ogólnopolskiego Dzieła Intronizacji Jezusa Chrystusa Króla r. w Szczyglicach – z udziałem ks. bpa Stanisława Jamrozka, Delegata KEP ds. Ruchów Intronizacyjnych wybrała ostatnią niedzielę listopada. W tym dniu Kościół katolicki czci Chrystusa Króla Wszechświata. Uroczystość ta, została wprowadzona w 1925 roku przez papieża Piusa XI na zakończenie Roku Świętego i przypada ona zawsze w ostatnią niedzielę roku liturgicznego.
Miasta, w których przejdą Orszaki Jezusa Chrystusa Króla:
Tradycyjnie w Krakowie – Łagiewnikach w Bazylice Bożego Miłosierdzia, gdzie sprawowana będzie Eucharystia o godz. 12.00 pod przewodnictwem ks. bpa Jana Zająca, wraz z odnowieniem Jubileuszowego Aktu Intronizacyjnego, po której odbędzie się Orszak Jezusa Chrystusa Króla z Bazyliki Bożego Miłosierdzia do Sanktuarium św. Jana Pawła II;
Tradycyjnie w Warszawie – gdzie będzie sprawowana Eucharystia o godz. 12.30 pod przewodnictwem ks. prof. Marka Chmielewskiego, w Bazylice Archikatedralnej św. Jana Chrzciciela przy ul. Świętojańskiej 8 wraz z odnowieniem Jubileuszowego Aktu Intronizacyjnego, a po niej wymarsz Orszaku Jezusa Chrystusa Króla (godz. 13.45). O godz. 15.00 Msza św. w Bazylice Katedralnej św. Michała Archanioła i św. Floriana ul. Floriańska 3 pod przewodnictwem J.E. ks. bpa Romualda Kamińskiego, Biskupa diecezji warszawsko-praskiej;
W Szczecinie – Msza św. o godz. 12.00 w Bazylice Archikatedralnej św. Jakuba Apostoła ul. św. Jakuba 1 pod przewodnictwem J.E. Arcybiskupa Andrzeja Śmigla. O godz. 13.15 wymarsz Orszaku do Sanktuarium Najświętszego Serca Pana Jezusa, ul. Bogurodzicy 3;
W Olsztynie – Msza św. o godz. 11 w Kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, ul. Adama Mickiewicza 10. O godz. 12.00 wymarsz Procesji Chrystusa Króla do Kościoła pw. Chrystusa Odkupiciela Człowieka, ul. Kardynała Stefana Wyszyńskiego 11;
W Katowicach – Msza św. o godz. 12.00 pod przewodnictwem J.E. Arcybiskupa Adriana Galbasa, Archikatedra Chrystusa Króla ul. Plebiscytowa 47. O godz. 13.30 wymarsz Orszaku Chrystusa Króla. O godz. 14.15 Uroczystości w Prokatedrze p.w. Świętych Apostołów Piotra i Pawła, ul. Mikołowska 32;
W Gdańsku – Msza św. o godz. 12.30 w Kościele Chrystusa Króla pod przewodnictwem J.E. Biskupa Piotra Przyborka. O godz. 13.30 wymarsz Orszaku Chrystusa Króla. O godz. 14.30 uroczystości w Kościele pw. św. Barbary, ul. Długie Ogrody 1;
W Przemyślu – Msza św. o godz. 12.30 w Sanktuarium Matki Bożej Niepokalanej o. Franciszkanów ul. Franciszkańska 2, pod przewodnictwem J.E. Biskupa Stanisława Jamrozka, delegata KEP ds. Ruchów Intronizacyjnych. O godz. 13.30 wymarsz Orszaku;
We Wrocławiu – Msza św. w Archikatedrze Wrocławskiej pw. św. Jana Chrzciciela ul. Plac Katedralny 18, o godz. 12.30 wymarsz Orszaku Chrystusa Króla na Rynek Wrocławski.
Ogólnopolskie Dzieło Intronizacji Jezusa Chrystusa Króla /pd - WIARA.PL |
Święci na nasze czasy
Fajny ten Stanisław – zagadnął małolat – ale taki odległy i chyba nie dla nas. Czemu, zapytałem. Czy trzeba być zakonnikiem, by zostać świętym? No, nie trzeba…
Informacja o kanonizacji Carla Acutisa i Pier Giorgia Frassatiego przyjęta została z radością i entuzjazmem. Wielu czekało na nią od dawna. Aktywnie. Czego wyrazem są kolejki młodych, w Sanktuarium Ogołocenia czekających na możliwość modlitwy przed grobem pierwszego. Pielgrzymować do grobu Carla można też duchowo. Wystarczy ściągnąć na komórkę aplikację Santuario della Spogliazione. Jedna z zakładek łączy z kamerą, dającą podgląd na tumbę. Także w nocy, gdy świątynia jest zamknięta. Ordynariusz Asyżu, Abp Domenico Sorrentino, pisał wczoraj do diecezjan: „Kościół, a zwłaszcza młodzi ludzie postrzegają Karola jako promień światła, podobnie jak Franciszek i Klara, w których ślady poszedł, aby się uświęcić, a teraz spoczywa. Był naprawdę oryginalny, a nie kserokopią, chciał w pełni upodobnić się do Jezusa, chciał być uśmiechem Boga i magnesem świętości dla ludzi młodych”.
Promieni światła znajdziemy we Włoszech więcej. Na beatyfikację czekają między innymi: Matteo Farina czy Marco Gallo; na kanonizację Klara Badano. Tę za patronkę wybiera wielu młodych, dając świadectwo o łaskach, doznawanych za jej wstawiennictwem.
Przyznam zazdroszczę trochę Włochom. I zastanawiam się, czy Polska jest tak uboga, że nie znajdzie się u nas nastolatka bądź nastolatek, mogący być wzorem i przykładem do naśladowania, a przede wszystkim orędownikiem bliskim nadwiślańskim małolatom.
Ostatniego określenia użyłem celowo. Kanonizacja Carla związana jest z Jubileuszem Nastolatków, czyli małolatów. Nie młodzieży. I nie dzieci. Te mają swój Jubileusz wspólnie z rodzicami i dziadkami. Od 30 maja do 1 czerwca. Na kwietniowe spotkanie od kilku tygodni trwają zapisy. Włoska Konferencja Episkopatu zainicjowała akcję Ado – od adolescente, czyli nastolatek. Chętni mają do wyboru pięć pakietów. Najdroższy, 92 euro, zawiera zakwaterowanie w jednej z rzymskich parafii i gwarantuje jeden posiłek dziennie. Oczywiście jest też plecak, kapelusz i dwa T-shirty. Zgłaszać można się do końca stycznia.
Ilu nastolatków z Polski pojedzie na Jubileusz i kanonizację? Trudno powiedzieć. Termin, przynajmniej w naszym szkolnym kalendarzu, nie jest zbyt dogodny. Wszak jest to czas zbliżających się egzaminów ośmioklasistów. Ale licealiści w następnych dniach, z racji matur, będą mieli wolne. Znakomita okazja, by wziąć udział z Jubileuszu i zobaczyć, że dla tysięcy nastolatków Kościół jest miejscem wzrastania w wierze i środowiskiem, w którym wiarę przeżywa się z radością.
Przed kilkoma tygodniami odwiedził mnie proboszcz jednej z parafii naszej diecezji. Gdy był nastolatkiem uczestniczył w rekolekcjach oazowych w Zasadnem. Pierwszego dnia chciał wracać do domu. Wówczas zaproponowałem, by wytrzymał trzy dni, a nie będzie chciał wracać. Poskutkowało. Dziś jest jednym z bardziej zaangażowanych w duszpasterstwo dzieci i młodzieży. Rozmowa zeszła na przygotowanie do Jubileuszu. Wówczas zauważył, że mamy za mało informacji o przygotowaniach. Uśmiechnąłem się, włączyłem komputer i pokazałem najpierw baner na stronie głównej naszego portalu, później stronę zbiorczą z linkami do informacji i materiałów formacyjnych, przeznaczonych na Rok Modlitwy. Był zaskoczony. „Dlaczego nikt nas o tym nie informował…?”
Pier Giorgio, Carlo, Klara, Matteo, Marco… Kiedyś prowadziłem Triduum przed Świętym Stanisławem Kostką. Pierwszego dnia, po Mszy świętej, przed kościołem stała grupa nastolatków. Fajny ten Stanisław – zagadnął jeden z nich – ale taki odległy i chyba nie dla nas. Czemu, zapytałem. Czy trzeba być zakonnikiem, by zostać świętym? No, nie trzeba… Skoro nie trzeba niech ksiądz jutro pokaże nam współczesnego. Chodzącego do szkoły, grającego w piłkę, zakochanego, mającego szalone pomysły. I w tym wszystkim żyjącego Ewangelią. Dla którego bycie we wspólnocie Kościoła nie będzie ucieczką, spowodowaną lękiem przed kontaktem z rówieśnikami. Być może wówczas nie będziemy mówić o modzie na niechodzenie do kościoła i na lekcje religii. Zobaczymy, że warto być świętym…
ks. Włodzimierz Lewandowski – „wiara.pl”
Świeci i błogosławieni w tygodniu
- 24 listopada - święci męczennicy Andrzej Dung-Lac, prezbiter, i Towarzysze
- 24 listopada - święty Protazy, biskup
- 24 listopada - święte dziewice i męczennice Flora i Maria z Kordoby
- 24 listopada - bł. Maria Anna Sala, dziewica
- 25 listopada - bł. Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza, dziewica
- 25 listopada - św. Katarzyna Aleksandryjska, dziewica i męczennica
- 25 listopada - błogosławieni małżonkowie Alojzy i Maria Quattrocchi
- 25 listopada - bł. Elżbieta zwana Dobrą, dziewica
- 26 listopada - św. Leonard z Porto Maurizio, prezbiter
- 26 listopada - św. Sylwester Gozzolini, opat
- 26 listopada - św. Jan Berchmans, zakonnik
- 26 listopada - bł. Poncjusz, opat
- 26 listopada - św. Konrad z Konstancji, biskup
- 26 listopada - bł. Jakub Alberione, prezbiter
- 27 listopada - św. Wirgiliusz z Irlandii, biskup
- 27 listopada - bł. Małgorzata Sabaudzka, zakonnica
- 27 listopada - św. Franciszek Antoni Fasani, prezbiter
- 27 listopada - bł. Bernardyn z Fossa, prezbiter
- 28 listopada - św. Stefan Młodszy, męczennik
- 28 listopada - św. Jakub z Marchii, prezbiter
- 28 listopada - bł. Jakub Thomson, prezbiter i męczennik
- 29 listopada - bł. Maria Klementyna Anuarita Nengapeta, dziewica i męczennica
- 29 listopada - błogosławieni męczennicy Dionizy i Redempt
- 29 listopada - św. Saturnin, biskup
- 30 listopada - św. Andrzej Apostoł
1 grudnia - święci męczennicy jezuiccy Edmund Campion, prezbiter, i Towarzysze- 1 grudnia - św. Karol de Foucauld, prezbiter
- 1 grudnia - św. Eligiusz, biskup