W BLASKU MIŁOSIERDZIA


55/1001 – 29 grudnia 2024 r. B.


INTERNETOWE WYDANIE TYGODNIKA

 

Dzisiaj wydanie gazetki numer

 1001 !!!

 

 

29 grudnia 2024 r.

Niedziela rok „C”

 

OKTAWA NARODZENIA PAŃSKIEGO

 

 ŚWIĘTO ŚWIĘTEJ RODZINY

 JEZUSA, MARYI I JÓZEFA (rok C)

 
Czytania
Pierwsze czytanie: 1 Sm 1, 20-22. 24-28
Psalm: Ps 84
Drugie czytanie: 1 J 3, 1-2. 21-24
Ewangelia: Łk 2,41-52
 
7Ewangelia
Rodzice znajdują Jezusa w świątyni
Łk 2, 41-52
✠ Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jeruzalem na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został młody Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest wśród pątników, uszli dzień drogi i szukali Go między krewnymi i znajomymi. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jeruzalem, szukając Go.
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami.
Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemu nam to uczyniłeś? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie».
Lecz On im odpowiedział: «Czemu Mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.
Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
 
Komentarz do ewangelii
Wcielenie Słowa, wkroczenie Jego w nasze dzieje ludzkie, od samego początku ma wymiar właściwy dla człowieka. Bóg Wcielony nie ukazuje się na modłę mitów pogańskich niby jakiś deus ex machina, lecz pojawia się w sposób wprawdzie cudowny i godny samego Boga, ale w środku rodziny, co prawda zupełnie wyjątkowej, ale całkiem zwyczajnej w oczach ówczesnych ludzi. Cel tego pierwszego przyjścia, Chrystusowe dzieło zwane w liturgii consecratio mundi – ‘uświęcenie świata’ (wigilijna zapowiedź uroczystości), zaczyna się od uświęcenia podstawowej komórki ludzkości, jaką jest rodzina, dzieło Stwórcy ukazane na pierwszej karcie Biblii. Cała Święta Rodzina ukazała się wprawdzie już w Ewangelii pasterki, ale tego jakby za mało jeszcze Kościołowi, skoro pragnie tym dzisiejszym świętem uczcić to środowisko, w jakim ma wzrastać Syn Boży jako Syn Człowieczy. Oprócz więc kilku scen z czasów Dziecięctwa Jezusowego podaje liturgia zasady uświęcenia każdej rodziny.
Tematem przewodnim tej niedzieli są relacje rodzinne: zachowanie dzieci względem rodziców, ale i rodziców wobec dzieci. Ewangelia stanowi swoiste zwieńczenie teoretycznych nauk Syracha i św. Pawła. Temat to na pewno zawikłany, a czytania nie dają gotowych odpowiedzi. Raczej stawiają przed oczyma pewne ideały.
Bóg działając w prozie życia prowadzi nas ku wiecznej szczęśliwości. Tak można by najkrócej streścić czytania tej niedzieli. To ważne. Nasza codzienność nieraz tak nas przytłacza, że wydaje się niemożliwym, by w tym wszystkim był Bóg. Niebo zaś jawi się jako nagroda, której borykając się z codziennymi trudnościami i tak nie zdołamy sobie wysłużyć. Tymczasem Bóg, znając prozę życia, nie przestaje w każdym z nas widzieć swoje dzieci.
Jest nie tak jak chcę? To nie znaczy, że jest źle. Człowiek ma swoje plany, Bóg ma swoje. Czasem trzeba po prostu... czasu. My chcielibyśmy już, teraz, Bóg wie, że lepiej będzie, jeśli nastąpi później. Jest też w czytaniach tej niedzieli ważna wskazówka co do mądrego wychowania dzieci: zauważyć, że dorastają; że celem wychowania jest samodzielność.
Kiedy Bogu coś oddajemy, Bóg - często - daje nam znacznie więcej. Jego plany na nasze życie są piękniejsze od tego, co sami byśmy wymyślili.
 
 
3
 
 
W dzisiejszym numerze:
- Bóg bliski
- Boga łatwo jest znaleźć
- Święto Świętej Rodziny. Był im poddany
- Słowa i słowa
- Minęły czy się wypełniły?
- Jacy Oni byli
- Trwamy w radości świąt Bożego Narodzenia
- Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa – święto
- Jak w domu
- Święta rodzina to miejsce, to środowisko wzrastania
- Pieluchy Jezusa raczej nie pachniały fiołkami. O Świętej Rodzinie z ks. Strzelczykiem
- Garść myśli
- Świeci i błogosławieni w tygodniu
 
 
8
 
 

Bóg bliski

Przepiękne to drugie czytanie tej niedzieli... Jesteśmy dziećmi Bożymi. Przywykłem już do tego określenia, spowszedniało mi. Ale kiedy się nad nim zastanawiam i uświadamiam sobie, że faktycznie jestem dzieckiem Boga....

Nie jestem dla Niego tylko jednym ze stworzeń, nie jestem dla Niego ani zabawką ani sługą. Jestem dzieckiem. O które każdy porządny rodzic nigdy nie przestaje się troszczyć. Bóg o mnie też. I ten Bóg nie jest daleki, obcy; doglądający mnie z daleka, by w razie czego skarcić. Jest bliski, dobry, pełen ciepła...  Tak bliski, jak Niemowlę w żłobie było bliskie swoim ziemskim rodzicom.... Bóg bliski.

A czego ode mnie chce? Pisze święty Jan: „Przykazanie zaś Jego jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jego Syna, Jezusa Chrystusa, i miłowali się wzajemnie tak, jak nam nakazał”. Tylko tyle: wierzyć w Niego i odnosić się do bliźnich z miłością...

Modlitwa

Dziękuję, Chryste, że jesteś Bogiem bliskim. Że choć Ty jesteś Bogiem, a my tylko ludźmi, nie trzymasz nas na dystans, a pozwalasz być obok Ciebie. Tak blisko, że dla nas stajesz się chlebem. Chyba naprawdę możemy powiedzieć, jak tłumaczył święty Paweł na Areopagu,  że w Tobie żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Dziękuję Ci za tę bliskość. W świecie, który tak często okazuje się mało przyjazny, bardzo tego potrzebuję.

 

 

9

 

Boga łatwo jest znaleźć

"Czemuście Mnie szukali?” – od Bożego Narodzenia Boga nie trzeba szukać. On po prostu jest we wszystkim, co należy do Niego. A do Niego należy wszelkie dobro, a więc każdy człowiek, każde Boże stworzenie i wszelkie Boże działanie. On jest we wszystkim, co nie jest Jemu wrogie.

Św. Ignacy z Loyoli nazwał znajdowanie Boga we wszystkim najwyższą formą pobożności, wyższą od długich modlitw w kościele. Być może nam, dziś, Jezus powiedziałby: „Po co tyle się modlicie, skoro nie umiecie mnie znaleźć w waszej codzienności? Czy nie wiedzieliście, że znaleźć mnie możecie wszędzie wokół siebie, a modlitwa ma tylko w tym pomagać?”

o. Mieczysław Łusiak SJ – „Mateusz.pl”

 

 

10

 

Święto Świętej Rodziny. Był im poddany

„Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany” (Łk 2,51).

W znanym nam tekście o znalezieniu Jezusa w świątyni można wyczytać bardzo dużo myśli, z którymi warto samemu do świątyni przyjść, by rozmyślać.

Pierwsze co przychodzi nam do głowy, to nieposłuszeństwo Jezusa. Dziecko powinno trzymać się rodziców. Na pewno tego Jezusa uczyli w domu, skoro Maryja z Józefem, zamiast cieszyć się, że Jezus się znalazł, najpierw okazali swoją pretensję. "Synu, czemu nam to uczyniłeś? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie". To przez te słowa my widzimy i czujemy tak, jak czuła to Matka: dziecko się zawieruszyło. Czytając tę Ewangelię, zawsze mam przed oczami pewną matkę, która przy odpustowych straganach przedzierała się przez gęsty tłum ludzi i krzyczała: "Stasiu, gdzie jesteś?" Ochrypły od krzyku głos był wręcz nieprzyjemny, pewnie dlatego ludzie odwracali się ku niej ze złością, mówiąc brzydko: co się drzesz, kobieto? uspokój się. Raz nie wytrzymałam takich uwag i sama podniosłam głos ku złoszczącym się kobietom: a gdyby to pani zginęło dziecko, to pani by się nie darła? Nie odpowiedziała, ale popatrzyła na mnie zdumiona. Może zaskoczyło? Matka natomiast niewzruszenie na przemian krzyczała i pytała ludzi: czy nie widzieliście trzyletniego chłopca w niebieskich spodenkach?

Ten obraz matki szukającej dziecka będzie pewnie zawsze do mnie wracał. Ale trzeba pamiętać, że z Jezusem to tak nie wyglądało. Dwunastoletni Jezus w tamtym środowisku to już prawie dojrzały mężczyzna. Mógł iść z mężczyznami, a nie z matką. Nie było to więc nieposłuszeństwo małego dziecka, które nam przychodzi do głowy. Nie była to także beztroska matki, ponieważ chłopcu w tym wieku musiała już pozwolić na samodzielne spacery. Poszukiwania miały sens na postojach, a gdy Maryja nie znalazła Go pośród krewnych, wrócili z Józefem do Jerozolimy. Spotkanie z Jezusem w świątyni i trudna rozmowa.

- Czemu nam to uczyniłeś?

- Czemu Mnie szukaliście?

Tu nie chodzi o żaden grzech. Tu raczej chodzi o nasze uczucia, z których biorą się pretensje. Ileż to razy każdy z nas szukał Boga, żeby Mu zrobić awanturę? Boże, dlaczego mi to zrobiłeś? Miałeś być gdzie indziej. Musiałam Cię szukać. To nie nasz grzech mówi, ale nasze emocje. Gdy nas boli, mówimy trochę inaczej, niespokojnie. A Bóg to wszystko dobrze rozumie, ale musi nas uspokoić. Musi nam też przypomnieć, że On zawsze jest na swoim miejscu. Zawsze można Go znaleźć. I gdy będziemy pamiętać KIM jest, to zawsze Go znajdziemy. Czasem potrzebna jest trudna i bolesna rozmowa, trudna modlitwa, żeby przywrócić równowagę, żeby do nas dotarła prawda. Żeby znów każdy był na swoim miejscu.

Między Matką a Jezusem nic złego się nie stało. "Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany". Tylko Maryja, jak jest napisane w Ewangelii "chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu". Maryja była człowiekiem i jak każdy człowiek musiała się wiele nauczyć o spotkaniach z Bogiem. Chowanie w sercu - to nauka. Chowanie w sercu Bożych słów.

„Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi." (Łk 2,52).

Bogumiła Szewczyk –„katolik.pl”

 

 

11

 

Słowa i słowa

Proponuję, żeby na to, co miało miejsce w świątyni, popatrzeć nie jak na pobożne spotkanie świętych osób, ale jak na wydarzenie rodzinne – wystraszeni rodzice znajdują zgubione dziecko. Scena kończąca jeden dramat zaraz rozpoczyna kolejny – dwunastolatek wcale nie uważa, że zrobił coś złego. Co więcej, publicznie sugeruje rodzicom, że to oni zawinili poprzez brak zrozumienia.

Kiedy zapytałem mojego brata, co sądzi o tej rozmowie Jezusa z rodzicami, odpowiedział mi: „Po tym, jak Jezus potrafi się niekiedy odezwać, to nie chciałbym, żeby On mnie kiedyś nazwał hipokrytą”. Bo rzeczywiście Jezus potrafił używać ostrych słów: „obłudnicy”, „groby pobielane” oraz bardziej opisowo: „Diabła macie za ojca”. Jakkolwiek by patrzeć na tekst Ewangelii, nie da się uniknąć w pewnym momencie konfrontacji z tym, że Jezus potrafił czasem słowem dotknąć do żywego. Tylko czy to nie przypomina za bardzo naszego sposobu mówienia do innych, gdy targają nami silne emocje? Skoro Jezus tak mógł mówić, to może i nam wolno?

Żadną miarą! – krzyknąłby Święty Paweł. Jest podstawowa różnica między naszymi słowami a oceną wydaną przez Jezusa. Nasze słowa zazwyczaj brzmią jak wyrok: „Oto ogłaszam całemu światu, że NN jest kłamcą, oszustem i zginie marnie!”. Nasza ocena zamyka człowieka w ciasnych ramach przykrego opisu, często ograniczonego do jednego słowa.

Chcąc zrozumieć słowa Jezusa, trzeba odczytać je w kontekście miłości do człowieka. Jezus mówi: „Tak, rzeczywiście, jesteś hipokrytą; nie rozumiesz Bożego działania; grzeszysz, a to prowadzi do śmierci”. I zaraz dodaje: „Do takiego, jaki jesteś, przychodzę; takiego, jaki jesteś, chcę zbawić. Jeśli wrócisz do Mnie i Mnie pokochasz, to sprawię, że z hipokryty staniesz się człowiekiem żyjącym w prawdzie; z kogoś nierozumnego zmienisz się w nauczyciela Bożego prawa; a z grzesznika uczynię cię świętym, ku mojej chwale!”.

Jezus nie tyle pouczył rodziców, co przypomniał im, kim jest. Każde Boże napomnienie jest po to, byśmy pamiętali, że On jest Bogiem. Narodzonym z Dziewicy człowiekiem. Ale ciągle Bogiem.

Grzegorz Kuraś OP – „wdrodze.pl”

 

 

12

 

Minęły czy się wypełniły?

Było to ubiegłej zimy. Jak zwykle zostałem zaskoczony końcem kalendarza. Ostatnia oderwana kartka czekała na swoje miejsce w koszu. Jak to? Tak szybko przeminął, bez żadnego śladu? Jeszcze niedawno gruby plik mówił, że czasu jest bardzo dużo. Zły na siebie, a przede wszystkim na te setki dni, które minęły, trafiłem na opowieść o innych dniach, takich, które się wypełniły.

Gdy zestawimy fragment Ewangelii z dzisiejszą datą końca roku kalendarzowego, staniemy wobec pewnego wyboru. Od nas zależy, jak określimy nasze dni: czy „mijają”, czy też „się wypełniają”. Ewangelia nie jest bezstronna i daje trzy małe podpowiedzi. Oto one.

W historii Świętej Rodziny widzimy, że Maryja z Józefem przyjmują Syna Bożego i nie zatrzymują Go dla siebie. Postępują zgodnie ze zwyczajem, przynoszą Jezusa do świątyni, aby ofiarować swego Syna Bogu.

Nasze chwile życia, minuty, lata, cały „nasz czas” należy w ostateczności do Boga. To pierwsza nauka, przyjmowania i oddawania Panu tego, co najbliżej skóry, co się wydaje najbardziej „moje”.

Dalej spotykamy Symeona cierpliwie (kilkadziesiąt lat!) czekającego na Boże znaki, który się modli: „Teraz, o Panie, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie”. To postawa i słowa kogoś, kto doświadcza „wypełniania się” obietnicy.

Ta druga nauka podpowiada, że konieczna jest cierpliwość w odkrywaniu naszego miejsca w większej, Bożej całości i sensu tego, co tworzymy.

Symeon, mówiąc o Dziecięciu: „Oto Ten będzie znakiem upadku i nawrócenia wielu w Izraelu”, zapowiada rodzicom, że dzieło Jezusa rozkwitnie później, wyda owoce, których nie ujrzą swoimi oczami.

To trzecia wskazówka, gdyż dobre dzieła żyją i za 100 czy 500 lat wydadzą plony, których nie zobaczymy.

„Wrócili do Galilei… Dziecię zaś rosło i nabierało mocy”, bo te cuda się dzieją między kartkami kalendarza, które nie mijają, tylko się wypełniają.

Rafał Jereczek OP – „wdrodze.pl”

 

 

13

 

Jacy Oni byli

Można ulec pokusie, by w święto Świętej Rodziny poznęcać się nad tak zwaną rodziną współczesną i dokonać krytycznej analizy naszego rodzinnego życia. Bardzo się bronię przed tą pokusą, gdyż po pierwsze, nie wiem, czy taka analiza byłaby słuszna – nie mając innych narzędzi niż własne doświadczenie, muszę powiedzieć, że spotkałem zarówno rodziny obolałe i smutne, jak również rodziny piękne i tętniące życiem. Po drugie, od ciągłego powtarzania, że świat jest zły, nie staje się on lepszy. Po trzecie wreszcie, wobec tego, że mamy szansę spojrzeć na wspólne życie Maryi, Józefa i Jezusa, mówienie o współczesnej rodzinie byłoby bardzo nudne.

Zadaję więc sobie proste pytanie: Jacy oni byli na co dzień? W Betlejem, w Egipcie, w Jerozolimie, w Nazarecie. Jak się do siebie odnosili? Jak wyglądała ich miłość? Czy często się sprzeczali? I jak sobie radzili ze świadomością, a może presją, która towarzyszyła im od poczęcia Jezusa, że Bóg ich wybrał i uczynił częścią swojego planu? Może się przyzwyczaili to tego nadzwyczajnego Bożego wyboru? A może wręcz przeciwnie?

Nie ma zbyt wielu źródeł, by znaleźć odpowiedzi na te pytania, dlatego tym uważniej się wczytuję w dzisiejszą Ewangelię. Święty Łukasz trzykrotnie powtarza, że rodzice Jezusa postępowali zgodnie z poleceniami Prawa Pańskiego. Wierność Prawu to wierność Bogu. Wierność Bogu to posłuszeństwo. Jeśli sobie uświadomimy, że Łukasz mógł czerpać wiedzę o prywatnym życiu Świętej Rodziny z osobistych rozmów z Maryją, to staje się on dla nas świadkiem pierwszoplanowym. Możemy zatem traktować Ewangelię Łukasza jako, odważę się to powiedzieć, dziennik duszy samej Maryi. Nie ma więc przypadku, że w czytanym dziś fragmencie tak często mowa jest o posłuszeństwie Bogu. Jest to posłuszeństwo, które nie każe się wyrzekać swej woli, które nie niszczy indywidualności, nie zabiera nic z tego, co ludzkie. Przeciwnie, staje się siłą twórczą, sprawia wzrost ducha, jest mocą miłości, otwiera przygodę życia. Jacy oni byli? Maryja, Józef, Jezus. Odkrywam ich dziś w tajemnicy wzajemnego posłuszeństwa. A przecież to tylko jeden z wielu aspektów ich świętego życia.

Łukasz Wiśniewski OP – „wdrodze.pl”

 

 

1

 

Trwamy w radości świąt Bożego Narodzenia.

Z pewnością są to najbardziej rodzinne święta. Jezus, choć narodził się w ubogiej stajence, to miał kochających rodziców. Choć można mieć ogromne bogactwo, to jest coś, czego nawet za wszystkie pieniądze świata nie da się kupić. To kochająca rodzina. Dziś Niedziela Świętej Rodziny. Liturgia Kościoła daje nam za przykład najdoskonalszą rodzinę: Jezusa, Maryję i Józefa. Ich postawa jest drogowskazem, dokąd powinna podążać rodzina. Z Ewangelii dowiadujemy się, że Święta Rodzina udała się do świątyni jerozolimskiej. Tam pobożny mędrzec Symeon i prorokini Anna, widząc Jezusa, błogosławią Boga za Jego wielkie dzieła. A wszystko to dzieje się w świątyni – miejscu gdzie wypełnia się wiara. Święta Rodzina ukazuje ważną dla nas prawdę, że bez wiary rodzina nigdy nie będzie prawdziwie szczęśliwa, zaś bez Boga nie da się zbudować trwałego fundamentu rodzinnej miłości.

 Wiara w rodzinie jest najcenniejszą rzeczą, jaką można przekazać dzieciom. Dzięki wierze rodziców dzieci otrzymują największy dar. Pewien francuski jezuita, o. Aimé Lucien Duval, twórca wielu religijnych piosenek, tak wspomina początek swojego powołania:

„W naszej rodzinie nie uczono nas pompatycznej pobożności. Dzień w dzień odmawiano w niej wspólnie wieczorem pacierz. Do końca życia będę pamiętał te chwile. Do dziś porusza mnie wspomnienie postawy mojego ojca. Zmęczony pracą na roli albo przy transporcie drzewa, klękał po kolacji na podłodze, opierał ręce na siedzeniu krzesła i ukrywał twarz w dłoniach. A ja myślałem sobie: oto mój mocny ojciec, który zawsze jest nieugięty, który kieruje całym domem, który nie boi się ani złych, ani bogatych – schyla głowę przed Panem Bogiem. Tak, Bóg musi być wielki, jeśli mój ojciec przed nim klęka, ale i bardzo bliski, jeśli mój ojciec z Nim rozmawia”.

 Złożone ręce ojca czy matki do modlitwy to najpiękniejsze kazanie, jakie można wygłosić dzieciom. Niekiedy zastanawiamy się, dlaczego dziś dzieci gubią się w swoim życiu, tak często nie szanują rodziców, deptane są przez nich autorytety. Odpowiedź jest jedna. Kiedy brakuje wiary w rodzinach, modlitwy rodziców, wspólnego przeżywania Eucharystii, jest to prosta droga do zagubienia. Święta Rodzina pyta nas dziś, jakie są nasze wartości, na których budujemy nasze życie. Widzimy, jak rodzice troszczą się o swoje dzieci, aby im nic nie zabrakło, aby zdobyły dobre wykształcenie, aby później miały dobrą pracę... I słusznie. Ale czy w tym wszystkim jest jeszcze miejsce dla Pana Boga?

 Jeden z założycieli Stanów Zjednoczonych Patrick Henry po sporządzeni testamentu powiedział:

„Zapisałem wszystko, co posiadam mojej rodzinie. Jest jeszcze jedna cenna wartość, którą chciałem im przekazać. Tą wartością jest wiara w Chrystusa. Jeśli moja rodzina posiadałaby wiarę i nie otrzymałaby ode mnie nawet jednego centa, to i tak byłaby bogata. Gdybym zaś przekazał im wszystkie bogactwa, a nie przekazał wiary, byłaby najbiedniejsza na świecie”.

 Dziś warto zadać sobie pytanie: Jak wygląda moja rodzina? Co przekażę w mojej rodzinie dzieciom? Bo takie będzie nasze społeczeństwo, jakimi wartościami ubogacimy nasze dzieci. Wiara ma swój początek w rodzinie i w domu. Tak będzie ona wyglądała, w jaki sposób zostanie ona przekazana przez ojca czy matkę. Nie tak dawno byliśmy świadkami, jak młodzież w wulgarny sposób wykrzykiwała na ulicy hasła sprzeczne z prawem Bożym. Czy chcemy, aby dzieci i młodzież na wartościach sprzecznych z moralnością i wiarą budowały swoje życie? Nie musi tak być. Ale najpierw trzeba powrócić do korzeni, dobrych zwyczajów, że rodzina klękająca razem na modlitwę to nie relikt przeszłości, ale normalność. Jak pisała św. Urszula Ledóchowska: „Kto daje dzieciom Boga, daje im wszystko. Kto nie daje Boga, nie daje im niczego”. Nie bójmy się zatem i nie wstydźmy się dawać dzieciom tego największego daru, jakim jest wiara w Boga.

Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić

 

 

4

 

Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa – święto

Zgodnie z wolą papieża Franciszka, w dzisiejsze święto Świętej Rodziny z Nazaretu w sposób uroczysty rozpoczynamy w poszczególnych diecezjach Rok Święty z okazji 2025. rocznicy narodzin Jezusa Chrystusa. W bulli ogłaszającej Rok Święty papież wyraża przekonanie, że będzie on dla całego Kościoła intensywnym doświadczeniem łaski i nadziei. Zachęca nas również do tego, byśmy przez cały ten rok byli pielgrzymami nadziei.

„To nie przypadek, że pielgrzymowanie wyraża fundamentalny element każdego wydarzenia jubileuszowego. Wyruszanie w drogę jest typowe dla tych, którzy poszukują sensu życia. Piesze pielgrzymowanie bardzo sprzyja odkrywaniu na nowo wartości milczenia, wysiłku i tego, co istotne. Również w nadchodzącym roku pielgrzymi nadziei nie omieszkają przemierzyć dróg starożytnych i współczesnych, aby intensywnie przeżyć doświadczenie jubileuszowe” (bulla „Spes non confundit”, nr 5).

 Jeżeli mamy być pielgrzymami nadziei także jako rodziny, potrzebujemy odnowić zaufanie do Boga oraz zaufanie do siebie nawzajem w małżeństwie i rodzinie.

 W obecnych czasach, gdy obserwujemy kryzys małżeństwa i rodziny, winniśmy sobie często przypominać, że małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety jest darem zamysłu Boga wobec ludzi i wyrazem największego pragnienia człowieka – pragnienia bliskości i jedności. Takie powołanie jest wyrazem służby i ofiarowania swojego życia drugiemu człowiekowi. Wyraża się ono w opuszczeniu swoich rodziców, swojego domu, aby związać się z drugą osobą i razem stworzyć nową rodzinę.

 Maryja i Józef to ludzie, którzy przyjmują swoje życie jako dar otrzymany od Boga. Wiedzą, że od realizacji Jego woli zależy nie tylko ich szczęście, ale także zbawienie świata i człowieka. Wiedzą, że życie zarówno ich, jak i Jezusa, którego wychowują w swojej rodzinie, to wielki dar otrzymany od Boga, a zarazem zadanie, które podejmują do spełnienia. Ich postawa pokazuje, że poprzez dobrą współpracę można spełnić się w życiu codziennym, jeżeli przyjmie się ten dar i w pełni zaangażuje w jego realizację

 Maryja i Józef to ludzie żyjący na serio swoją wiarą w Boga. To również ludzie znający wartość i trud pielgrzymowania. Jak widzimy w odczytanej dziś Ewangelii, wypełniają oni wiernie zasady religijne i każdego roku udają się na Święto Paschy do Jerozolimy. Zabierają też ze sobą Jezusa, chcąc w ten sposób wdrożyć Go w zasady, które są dla nich ważne. Czynią to w najlepszy dla nich sposób – poprzez przykład i świadectwo wiary. Stają się przez to pielgrzymami nadziei.

 Gdy w drodze powrotnej zauważają, że Jezus zagubił się im, wiedzą, gdzie Go należy szukać, aby skutecznie Go odnaleźć, choć nie obywa się to bez ogromnego wysiłku i starań. Możemy sobie wyobrazić, co działo się w sercu Maryi i Józefa przez trzy dni poszukiwań, niepokoju i znaków zapytania. Najpierw szukają Go w najbliższym środowisku, pośród rodziny, krewnych i znajomych. Gdy te poszukiwania nie przynoszą rezultatu, bez wahania powracają do źródła – do Jerozolimy. Tam, w świątyni, w domu Boga, odnajdują Jezusa.

 Cała ta sytuacja z pewnością dała wiele do myślenia Maryi i Józefowi, zwłaszcza że nie wszystko od razu rozumieli. Nawet wtedy, gdy usłyszeli z ust Jezusa słowa pouczenia: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2, 49). Wydarzenia i przeżycia tej pielgrzymki z pewnością pomogły im stworzyć klimat zaufania w domu rodzinnym w Nazarecie, aby pielęgnować skarb otrzymany od Boga i dalej się o niego troszczyć.

 W dzisiejsze święto Świętej Rodziny Pan Bóg zaprasza nas do refleksji nad naszymi małżeństwami i rodzinami. Zaprasza nas, abyśmy spojrzeli na nasze relacje z najbliższymi i zastanowili się, czy są one oparte na zaufaniu i bliskości, na poszukiwaniu i okazywaniu wzajemnego wsparcia. Zauważamy przecież, że z powodu różnych problemów w naszych relacjach rodzinnych bardzo łatwo można stracić zaufanie. Często w takich sytuacjach nie potrafimy na nowo zaufać Bogu i drugiemu człowiekowi.

 Przyglądając się sytuacji wielu rodzin, widzimy, że nie mamy już czasu na spotkania, a często nawet w rodzinach trudno jest być razem i spokojnie porozmawiać. Cierpliwość została wyparta przez pośpiech, wyrządzając ludziom wielką krzywdę. Niecierpliwość, nerwowość, a czasem nieuzasadniona przemoc biorą górę, rodząc niezadowolenie i zamknięcie. Jakże często brakuje nam wtedy otwartości i zaufania w naszych rodzinach, w naszych wzajemnych relacjach.

 Dlatego dobrze, że w dzisiejsze święto Świętej Rodziny rozpoczynamy Rok Święty jako szczególny czas łaski. Niech to uroczyste wejście w Rok Święty będzie dla naszych rodzin okazją do odnowienia i umocnienia relacji bliskości opartej na zaufaniu do Boga i do siebie nawzajem.

Do kształtowania takiej postawy zaprasza nas dzisiaj Jezus, który swoim ziemskim rodzicom pozwala się odnaleźć w świątyni, a potem wraca z nimi do Nazaretu i jest im poddany. Później, w swoim publicznym nauczaniu, będzie zwracał uwagę słuchaczy na postawę dziecka. Bowiem dziecko, często będąc bezradne, idzie do swoich rodziców, ufając, że razem z nimi pokona pojawiającą się przeszkodę.

 Wzajemne zaufanie rodzi się bardzo delikatnie, dlatego trzeba je świadomie pielęgnować. Budujemy je przede wszystkim poprzez szczere i autentyczne bycie ze sobą, poprzez otwartość na siebie, zdolność do rozmowy i przebaczenia. Wtedy odkrywamy i doceniamy dar każdego z członków rodziny, pomagając sobie w rozwijaniu relacji miłości. Prawdziwa miłość w chwilach trudnych – mimo sprzeciwów – zbliża do Boga, uszlachetnia uczucia i utwierdza na drodze wiary i zaufania.

 Dużą pomocą w rozwijaniu wzajemnego zaufania, jak naucza papież Franciszek, jest odkrycie i docenienie na nowo znaczenia cierpliwości. Św. Paweł w swoim nauczaniu często odwołuje się do cierpliwości, aby podkreślić znaczenie wytrwałości i zaufania do tego, co Bóg nam obiecał. Przede wszystkim jednak świadczy o tym, że Bóg jest cierpliwy wobec nas – On przecież jest „Bogiem, który daje cierpliwość i pociechę” (Rz 15, 5). Dlatego potrzeba nam często prosić o łaskę cierpliwości, która pomoże budować wzajemne zaufanie.

 Troszcząc się o rozwój postawy zaufania, niech każdy z nas postawi sobie dziś następujące pytania: W jaki sposób staram się pielęgnować postawę zaufania do najbliższych w mojej rodzinie? Na ile mnie stać, by z ufnością powierzać Jezusowi siebie i swoją rodzinę?

Redemptor.pl

 

 

14

 

Jak w domu

Rodzina zawsze kojarzy się z domem, bliskością, miłością. Słowo "dom" może jednak stać się pustym frazesem, jeśli nie będzie wskazywało na konkretną treść albo jeśli będzie błędnie rozumiane. Co ma dać widzenie w Kościele domu?

1. Dom-rodzina w Biblii

Dzisiejsze święto, ukazując dom z Nazaretu, czyli Świętą Rodzinę, pomaga patrzeć na Kościół, który powinien być domem – wspólnotą rodzinną. Ten sposób mówienia o domu-rodzinie odpowiada obrazom biblijnym. Trzeba je przypomnieć, ponieważ nie wszystkie znaczenia domu odpowiadają pojęciu odniesionemu do Kościoła. Jednym Kościół kojarzy się bardziej z instytucją, innym – tylko z budynkiem. Oczywiście, mówiąc o Kościele jako naszym domu, nie chodzi ani o budynek, ani o pomieszczenia dla instytucji. Dwa inne, również podstawowe znaczenia, ściśle powiązane, wskazują na model Kościoła w sensie naszego domu. Z jednej strony chodzi o rodzinę, którą utożsamia się z domownikami, z drugiej – o ogół spraw rodzinnych, czyli domowych.

„Dom” jest w Biblii terminem najczęściej używanym na oznaczenie rodziny. W tym znaczeniu występuje w polecanym skierowanym do Noego: „A potem Pan rzekł do Noego: «Wejdź wraz z całą twą rodziną (dosł. „całym twoim domem”) do arki, bo przekonałem się, że tylko ty jesteś wobec mnie prawy wśród tego pokolenia.” (Rdz 7,1). Na samym początku drugiej księgi Biblii znajduje się informacja o tym, że potomkowie Jakuba przybyli do Egiptu z Kanaanu każdy ze swoim domem, czyli ze swoją rodziną (Wj 1,1). Położnym, które boją się bardziej Boga niż rozkazu faraona nakazującego zabijać nowonarodzonych chłopców u Izraelitów, Bóg „uczynił domy”, to znaczy sprawił, że – jak to trafnie oddał tłumacz – miały potomstwo (Wj 1,21).

2. Dom w Nazarecie

Podobne znaczenie domu znajdujemy w tekstach Ewangelii czytanych w okresie Adwentu i Bożego Narodzenia. Gdy mowa jest przynależności rodowej Józefa i pochodzeniu Mesjasza, wówczas pojawia się wyrażenie tłumaczone „z rodu Dawida”. W tekście greckim występuje sformułowanie „z domu Dawida” (Łk 1,27.69; 2,4). Po pobycie u św. Elżbiety udanie się Maryi do Nazaretu jest przedstawione jako powrót do jej domu, czyli do środowiska rodzinnego. Wypowiedzi te znajdują się w Ewangelii św. Łukasza. To właśnie ona akcentuje wzrastanie Jezusa jako prawdziwego człowieka w zwyczajnej, choć niezwykłej rodzinie: „Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,51-52). W tych tekstach uważny czytelnik dostrzeże jedną, ważną różnicę wskazującą również na istotną cechę Kościoła jako domu-rodziny. Dom w Nazarecie różni się od zwykłych rodzin w istotnym szczególe. Tę różnicę uwydatnia właśnie Ewangelia św. Łukasza. Dwunastoletni Jezus odpowiada Maryi i Józefowi, gdy go znaleźli w Świątyni Jerozolimskiej: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”(Łk 2,49). Ojcem Jezusa jest Bóg Izraela!

3. Kościół domem Boga Ojca i naszym

Nauczanie Nowego Testamentu o wspólnocie wierzących jako domu nie ogranicza się do jednego pojęcia, ale przejmuje różnorodność znaczeń, znaną ze Starego Testamentu. Kościół jest domem Boga jako miejsce Jego przebywania oraz spotkania z Nim w kulcie, ale przede wszystkim jako rodzina utworzona w osobie i dziele Jezusa Chrystusa przez więź z Bogiem Ojcem (wymiar wertykalny) oraz przez ich relację do sióstr i braci (wymiar horyzontalny). Z tego powodu Ewangelie ukazują drogę uczniów za Jezusem jako przestrzeń poznawania ojcostwa i odwzorowania w tej przestrzeni miłości Ojca do dzieci.

Domownikami Boga są ci, którzy przejmują Jego działanie jako Ojca skierowane do ludzi, to znaczy troszczą się o należących do Kościoła, tak jak rodzice zabiegają o dzieci. W tym celu Jezus objawia ostatecznie nie tyle samego siebie, ile swojego Ojca. Poznanie Boga jako Ojca służy rozpoznaniu naszych chrześcijan jako sióstr i braci – nie w sensie ogólnego braterstwa, ale przed odniesienie do Ojca – jako tworzących jedną rodzinę, wspólny dom. W miejscu centralnym pierwszej mowy Ewangelii św. Mateusza znajduje się przykazanie będące takim tworzywem Kościoła jako domu: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”. Dopiero przyjmując to wezwanie, możemy właściwie kształtować w sobie poczucie odpowiedzialności, która będzie owocowała większym zaangażowaniem w życie Kościoła, zwłaszcza w jego najbliższej nam postaci, jaką jest parafia.

ks. Artur Malina – „biblista.pl”

 

 

15

 

Święta rodzina to miejsce, to środowisko wzrastania

Wpatrując się w Jezusa, Maryję i św. Józefa chciałbym abyśmy poszukali odpowiedzi na kilka pytań.

Co to znaczy, że jakaś rodzina jest święta?

Dlaczego o Jezusie, Maryi i Józefie mówimy, że są Świętą Rodziną?

Jaka jest rola dziecka w rodzinie?

Często myśląc o Maryi i Józefie myślimy o tym, że tworzyli wraz z Jezusem rodzinę idealną. A tymczasem gdyby przyłożyć do nich miarę ludzkiego osądu to wcale tak nie było. Po pierwsze jak czytamy w Ewangelii: Maryja stała się brzemienną wpierw nim zamieszkali razem. Ona i my dzisiaj wiemy, że stało się to za sprawą Ducha Świętego. Nie miał takiej wiedzy ani św. Józef ani jego sąsiedzi ani otoczenie Maryi i Józefa. Ich małżeństwo rozpoczynało się może nie w atmosferze skandalu ale na pewno wśród plotek i komentarzy, niekoniecznie przychylnych. Tak więc rodzina nie staje się świętą poprzez to, że sama się za taką uważa albo poprzez to, że inni ją za taką uważają. Bo rodzina święta nie zawsze jest, a nawet najczęściej nie jest idealna. I kiedy myślimy sobie o rodzinach naszego pochodzenia, czy rodzinach, które założyliśmy, to może w naszych oczach czy oczach innych ludzi nie były one idealne, może ludzie patrzący z zewnątrz nie myśleli i nie mówili dobrze o mojej rodzinie ale to nie znaczy, że nie było w niej świętości. Może nie cały czas o nią dbaliśmy, może nie zawsze sobie uświadamialiśmy to, może moje życie rodzinne było bardzo trudne, ale to nie moje odczucia i nie ludzkie gadanie stanowi o świętości rodziny.

Ponadto życie Świętej Rodziny, to nie było pasmo sukcesów i brak trudności. Najpierw narodziny Jezusa. Myśmy je sobie pięknie ozdobili. Boże Narodzenie dla nas to takie ckliwe, milutkie i cieplutkie wydarzenie: żłóbek, sianko, aniołkowie, pastuszkowie, wołek i osiołek. Ale realia były zupełnie inne. Odrzucenie, obojętność ludzi, warunki kompletnie nie nadające się do porodu, nie spełniające żadnych norm sanitarnych (szopa bydłu przyzwoita i to jeszcze źle nakryta), prześladowanie ze strony Heroda. W stajence betlejemskiej nie było wcale ani za ciepło ani za ładnie tam nie pachniało. I jeśli myślimy, że świętość rodziny polega na wolności od problemów, kłopotów, że w takiej rodzinie nie ma kłótni, nieporozumień, że mąż ciągle obsypuje żonę kwiatami i prezentami a ona jest wpatrzona w niego jak w obrazek, dzieci mają same szóstki, codziennie rano ustawiają się w kolejce po rozkazy i pytają: kochani rodzice, w czym możemy wam pomóc. Teściowe są zapatrzone w swoje synowe a zięciowie to lepsza wersja własnych synów, jeśli tak sobie wyobrażamy świętość rodziny to z tą świętością jest jak z kwiatem paproci. Wszyscy mówią, że jest, tylko nikt nigdy jeszcze nie znalazł.

Co zatem decyduje, co sprawia, że rodzina jest święta? Jedna podstawowa sprawa. Dlaczego o Józefie i Maryi mówimy, że są Świętą Rodziną? Bo jest z nimi Jezus. To obecność Jezusa decyduje o świętości rodziny. Rodzina jest święta, kiedy jest w niej Jezus.

Tutaj ważna uwaga. Do tego, żeby w życiu rodzinnym obecny był Jezus nie wystarczy sama modlitwa, choćby rodzinna, czy też spełnianie praktyk religijnych. Gdzie miłość wzajemna i dobroć tam mieszka Bóg. Ale też nie można pójść w drugą skrajność i powiedzieć, że najważniejsze, żebyśmy się szanowali, żeby nie było przemocy w domu, żebyśmy byli dla siebie dobrzy. To bardzo istotne, ale bycie chrześcijaninem nie polega tylko i wyłącznie na byciu dobrym człowiekiem. Być świętym, dążyć do świętości to coś o wiele większego niż bycie dobrym człowiekiem. To tak jak jest kolosalna różnica pomiędzy powiedzeniem drugiej osobie: „lubię cię” albo nawet „bardzo cię lubię” a wyznaniem „kocham cię”. Można być dobrym nie będąc świętym ale w odwrotną stronę to nie działa.

    Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby przedstawić Go Panu.

Cel był podwójny. Wg Prawa Mojżeszowego kobieta po narodzinach dziecka przez 40 dni była nieczysta, czyli nie mogła dotykać świętych rzeczy, kto z nią rozmawiał „zarażał się” nieczystością. Jeśli urodziła syna była za taką uznawana przez 40 dni a jeśli córkę to przez dni 80. I dlatego Maryja przychodzi do świątyni, żeby się oczyścić. Ale jest też drugi cel. Każde pierwsze dziecko, jeśli to był chłopiec, był uznawany za wyłączną własność Pana Boga i musiał zostać symbolicznie wykupiony. Jest w tym geście ogromna mądrość, przypominająca rodzicom, że dzieci nie są ich własnością, nie są rzeczą w ich ręku. W Starożytnym Rzymie ojciec był uznawany nie tylko za głowę rodziny ale również za rodzinnego sędziego i mógł zgodnie z obowiązującymi przepisami wydać na własne dziecko wyrok śmierci. Dziecko dopóki się nie usamodzielniło, nie było traktowane jak osoba a jak rzecz. I w rodzinie też tak może być, że sukcesy dzieci to sukcesy rodziców a porażki dzieci rodzice przeżywają bardziej niż synowie czy córki. To nieraz widać kiedy dziecko zdaje maturę, egzamin na prawo jazdy czy egzamin na studiach. Dzisiaj często rodzice wiedzą doskonale z czego 25 latek zdaje egzamin, u jakiego profesora, jakie są wymagania. Czasem nie wiem czy nie powinni na uczelniach organizować wywiadówek. Narzekamy, że dzieci są coraz później samodzielne, że synowie jak Pan Jezus do 30 roku życia i dłużej mieszkają z rodzicami. Tylko czy rodzice pomagają im dojrzewać, dorastać, podejmować samodzielne decyzje? A może nieraz wręcz blokują i wymuszają ciągłe bycie dzieckiem. I mama ma pretensje do 40 letniej córki, że do niej codziennie nie dzwoni i nie opowiada co ugotowała na obiad, w jakiej bluzce poszła do pracy i o której zięć wrócił z pracy. Jedną z najważniejszych cech osoby jest wolność. Najprostszym sposobem na przedmiotowe traktowanie drugiego człowieka jest zabranie mu wolności poprzez nadmierną kontrolę czy też nadopiekuńczość.

Ale jest jeszcze inny wymiar. W 1 czytaniu słyszymy opowieść o narodzinach Izaaka. To imię oznacza „Uśmiech Boga”. Dziecko jest uśmiechem Boga. Czy tak jest w naszym myśleniu? A może dziecko, szczególnie to nienarodzone, to żaden uśmiech Boga tylko embrion, zygota, zlepek komórek albo pacjent? Czy aby na pewno każde dziecko to uśmiech Boga? A dziecko niepełnosprawne, upośledzone, takie które przez całe swoje życie nie wypowiedziało żadnego słowa, ze zniekształconą twarzą, to też jest uśmiech Boga? Ja na to pytanie nie odpowiem, ale wiem kto zna odpowiedź. Idźcie proszę do matki takiego dziecka i zapytajcie. Co wam odpowie? Czy żałuje, że urodziła? Czy gdyby wiedziała odpowiednio wcześniej, zdecydowałaby się „pozbyć problemu”? W każdym środowisku, w wielu rodzinach są takie święte matki i święci ojcowie. Oni znają odpowiedź na pytanie czy po 20, 30 czy 40 latach codziennej monotonii, obowiązków, zmęczenia mogą dalej powiedzieć, że dziecko to uśmiech Boga. A może boimy się stawiać takich pytań, bo mogłoby się okazać, że szczęście i świętość ma czasem zdeformowaną twarz, niewładne ręce. A jeszcze do tego mogłoby się okazać, że takie spotkanie mogłoby być dla mnie wyrzutem sumienia, że tak naprawdę nie mam powodu do narzekań i marudzenia. A może takie spotkanie wymagałoby ode mnie podjęcia konkretnych działań, zaoferowania pomocy czy wsparcia. Dziecko „uśmiechem Boga”.

Święta rodzina to miejsce, to środowisko wzrastania. Mówiąc najprościej rodzina jest święta, jeśli ludzie uczą się tam dobrych rzeczy, jeśli otrzymują dobre wzorce. W świętej rodzinie synowie patrząc jak tata traktuje mamę, jak traktuje teściową uczą się szacunku do kobiet. W świętej rodzinie uczymy się jak się do siebie zwracać a jakich słów unikać. Tam uczymy się dialogu. Nieraz trudnego, nieraz wymagającego bolesnej, ale życzliwej szczerości. Od Jezusa, Maryi i Józefa możemy uczyć się „świętej szarości życia”. I dlatego na początku dzisiejszej Mszy Św. modliliśmy się słowami:

    Boże, Ty w Świętej Rodzinie dałeś nam wzór życia, spraw, abyśmy złączeni wzajemną miłością, naśladowali w naszych rodzinach Jej cnoty i doszli do wiecznej radości w Twoim domu

ks. Tomasz Orzeł – „San Teos”

 

 

16

 

Pieluchy Jezusa raczej nie pachniały fiołkami.

O Świętej Rodzinie z ks. Strzelczykiem

To wszystko było prawdopodobnie bardziej surowe, niż skłonni jesteśmy myśleć o „narodzinach Boga”. Wyznajemy rzeczywiste człowieczeństwo Jezusa. Jego „ucudownianie” na siłę pachnie herezją, i to grubą – mówi ks. dr Grzegorz Strzelczyk.

Anna Sosnowska: Co wiemy na pewno o Świętej Rodzinie?

Ks. Grzegorz Strzelczyk: Pewnych danych historycznych o narodzinach Jezusa mamy niezmiernie mało (bo Ewangelie dzieciństwa są głównie opisami teologicznymi), podobnie jak informacji o pozycji społecznej i o zamożności Jego rodziców. Natomiast mamy sporo wiedzy o warunkach, jakie wtedy panowały.

Święta Rodzina raczej nie należała do szczególnie zamożnych, więc szału nie było. Bóg się nie wciela w momencie, kiedy mamy pampersy, papier toaletowy i dezodoranty, ale w warunkach, tak to określmy, higienicznie ascetycznych. To wszystko było prawdopodobnie bardziej surowe, niż skłonni jesteśmy myśleć o „narodzinach Boga”.

Czyli Maryja i Józef nie mogli liczyć na żadne „okoliczności łagodzące” w związku z tym, że ich Syn był kimś wyjątkowym?

Poczęcie było niezwykłe, ale wcielenie nie było udawane, więc potem już wszystko toczyło się normalnie, tak jak w przypadku narodzin innych dzieci. Na tym także polega „uniżenie się” Boga przychodzącego na świat.

Wyznajemy rzeczywiste człowieczeństwo Jezusa. Jego „ucudownianie” na siłę pachnie herezją, i to grubą. Pamiętajmy, że jednak szopka jest apokryfem i posługuje się skrótami myślowymi – mamy na przykład przedstawienia Dzieciątka, które przecież dopiero co odcięte zostało od pępowiny, a już błogosławi.

Nie było tak?

No jednak nie. A jak przyszło co do czego, to zawartość pieluch Jezusa raczej nie pachniała fiołkami…

To w pewnym sensie pocieszające dla nas, zwykłych śmiertelników, bo przecież Święta Rodzina często jest stawiana jako wzór dla innych rodzin.

Problem z braniem przykładu ze Świętej Rodziny jest taki, że możemy wskazać tylko na pewną ogólną postawę. Ewangelie dzieciństwa dają nam dwa modelowe sposoby zareagowania na doświadczenie przychodzącego Boga – zwiastowanie w przypadku Maryi i zwiastowanie w przypadku Józefa.

O tym drugim rzadko pamiętamy.

Myśmy zmarginalizowali Józefa takim potocznym przekonaniem, że on wcześnie umarł, więc szybko zniknął z życia Jezusa i w związku z tym nie miał większego wpływu na całą tę historię – nie to co Maryja.

Ale w perspektywie Ewangelii to niezupełnie tak, bo kiedy dwunastoletni Jezus gubi się w świątyni, to Józef jeszcze żyje. A dwunastolatek wówczas był już prawie mężczyzną – za chwilę wchodził w dorosłe funkcje społeczne. Więc raczej trzeba zakładać, że Jezus nie rósł tylko przy matce, lecz także przy ojcu – prawie, albo aż do dorosłości.

Ale wróćmy do zwiastowania, a właściwie zwiastowań.

Maryja i Józef muszą się z tym zmierzyć trochę osobno, a trochę razem, i to jest fantastyczne. Nie mam doświadczenia małżeństwa, więc trudniej mi myśleć w tych kategoriach, jednak wydaje mi się, że jest mnóstwo sytuacji, w których – kiedy żyje się razem – ta dynamika jest podobna: jedna osoba rozpoznaje coś bardziej, druga mniej, ale razem muszą się zmierzyć z jakimś wyzwaniem.

W przypadku Maryi i Józefa mamy do czynienia przede wszystkim z ludźmi, którzy przyjmują wezwanie Boże w sposób heroiczny, kompletnie nie wiedząc, co to przyniesie i prawdopodobnie mało w ogóle rozumiejąc, co się dzieje.

A potem się z tym mierzą prawdopodobnie wiernie i wytrwale, medytując i rozważając, „co miałyby znaczyć” kolejne wydarzenia. Kiedy mówimy o przykładzie Świętej Rodziny, to mówimy głównie o tym. I właściwie tu jest koniec, tylko do tego dają nam podstawę teksty biblijne. Cała reszta to już jest niebezpieczeństwo stylizacji.

Polegające na czym?

Na tym, że my sobie wystylizujemy pewien model Świętej Rodziny, powiemy: tak żyła Matka Boża z Józefem i proszę to naśladować.

Skąd się biorą te stylizacje?

Każde środowisko ma taką tendencję. Na przykład, jeśli środowiska mnisze potrzebowały osobowego wzoru mniszki, to stylizowały Matkę Bożą w taki sposób, że Ona – kiedy przychodzi do Niej anioł – w skryptorium czyta lub kopiuje rękopis. Widzimy to przecież na obrazach. Więc najpierw wymyślamy ideał abstrakcyjnie, potem nakładamy go na Maryję, a następnie mówimy: naśladujcie Maryję w robieniu tego.

Istnieje straszna pokusa, żeby tak robić, bo to jest wygodne katechetycznie, ale jednak teologicznie nie do końca uczciwe. Jakiekolwiek opowieści uszczegóławiające to już wyobraźnia autora naprojektowana na tekst. Apokryf.

To, co na pewno jest w Ewangelii, to gotowość do pełnienia woli Bożej, gotowość do przyjęcia Jezusa w sytuacji, delikatnie mówiąc, nieregularnej społecznie.

No tak, bo jak by nie patrzeć, to jednak mamy do czynienia z „przedślubną” ciążą…

A otoczenie prawdopodobnie prędzej czy później zorientowało się, że coś z tym kalendarzem jest nie tak. I Maryja z Józefem byli gotowi ponieść tego konsekwencje społeczne, pójść za Bogiem pod prąd pewnych trudności. To jest właśnie ewidentnie wyzwanie, które ujawnia się w przykładzie Świętej Rodziny.

Ks. Grzegorz Strzelczyk – teolog, wykładowca na Uniwersytecie Śląskim,

odpowiada też za formację do diakonatu stałego w archidiecezji katowickiej. Miłośnik gór i fotografii. – „aleteia.og”

 

 

17

 

Garść myśli

*

Józef potrafił być przełożonym Kogoś, kto jest ewidentnie od niego większy. On był przełożonym wcielonego Boga, a Jezus w tym posłuszeństwie miał doświadczenie wzrastania. Jak być kimś, kto prowadzi lepszego, większego i doskonalszego od siebie? (bp Grzegorz Ryś)

*

Matka Boska i święty Józef, szukając dwunastoletniego Jezusa, przeżywali samotność, ogarnął ich niepokój, bo szukali tylko Jezusa-człowieka. Jego tajemnica ich przerastała. (ks. Jan Twardowski)

*

Myśmy naprawdę do wyższych rzeczy stworzeni. Ale do nich idziemy poprzez przygotowanie posiłków, domowe sprzątanie, pranie, troskę o swoje dzieci, codzienną drogę do pracy. (ks. Mieczysław Maliński)

*

On jak Matkę Ją miłował, Jej posłusznym był,

każde słowo Jej szanował, chociaż Bogiem był. (z pieśni kościelnej)

Do jednego z dużych sklepów z zabawkami w centrum miasta tuż przed urodzinami swego syna przyszło zapracowane małżeństwo. Zaczęli pośpiesznie czegoś szukać. Uprzejma ekspedientka zauważyła ich zakłopotanie i postanowiła im pomóc:

– Przepraszam, w czym mogę państwu pomóc?

– Widzi pani – zaczęła kobieta – jutro są urodziny naszego syna. Oboje z mężem ciężko pracujemy i całymi dniami jesteśmy poza domem. Chcielibyśmy kupić synowi coś, czym mógłby zająć się na dłużej i nie czuł się samotny.

Ekspedientka popatrzyła na elegancko ubrane małżeństwo, po czym spokojnym głosem powiedziała: – Przykro mi, ale rodziców nie sprzedajemy.

 

 

Świeci i błogosławieni w tygodniu

29 grudnia - św. Tomasz Becket, biskup i męczennik

30 grudnia - św. Egwin, biskup

31 grudnia - św. Katarzyna Laboure, dziewica i zakonnica

31 grudnia - św. Sylwester I, papież

1 stycznia - Święta Boża Rodzicielka Maryja

2 stycznia - św. Bazyli Wielki, biskup i doktor Kościoła

2 stycznia - św. Grzegorz z Nazjanzu, biskup i doktor Kościoła

3 stycznia - Najświętsze Imię Jezus

3 stycznia - św. Genowefa, dziewica

3 stycznia - bł. Alan de Solminihac, biskup

3 stycznia - św. Józef Maria Tomasi, kardynał

4 stycznia - św. Aniela z Foligno, zakonnica

4 stycznia - św. Elżbieta Seton, wdowa

4 stycznia - św. Cyriak Eliasz Chavara, prezbiter

4 stycznia - św. Genowefa Torres Morales, dziewica

5 stycznia - bł. Maria Marcelina Darowska, zakonnica

5 stycznia - bł. Dydak Józef z Kadyksu, prezbiter

5 stycznia - św. Edward Wyznawca, król

5 stycznia - św. Szymon Słupnik

5 stycznia - św. Jan Nepomucen Neumann, biskup

5 stycznia - św. Karol Houben, prezbiter