W BLASKU MIŁOSIERDZIA


54/1000 – 25,26, grudnia 2024 r. B.


INTERNETOWE WYDANIE TYGODNIKA

 

Dzisiaj wydanie gazetki numer

 

 1000 !!!

 

12

 

25 grudnia 2024 r.

 

UROCZYSTOŚĆ

 NARODZENIA PAŃSKIEGO

 

 

Narodzony w Betlejem
Przedwiecznym Słowem Boga i naszym Zbawicielem -
- uwierzcie w Niego
 
 
g4
 
 
Czytania
Pierwsze czytanie: Iz 52,7-10
Psalm: Ps 98
Drugie czytanie: Hbr 1,1-6
Ewangelia: J 1,1-18
 
Ewangelia
Nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was
Mt 10, 17-22
✠ Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza
Jezus powiedział do swoich apostołów: «Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was prowadzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was.
Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony».
 
 
8
 
 
 
Komentarz na dzisiejszą niedzielę
Boże Narodzenie. Słowo stało się Ciałem... Bóg stał się człowiekiem. Dla nas.
Dla każdego, kto czci Boga musi to brzmieć niesamowicie: Bóg stał się człowiekiem, Bóg przyjął ludzką naturę (nie tracąc własnej) i stał się jednym z nas. Wielkość, która nie gardzi staniem się małym. Bo przecież to małe w oczach Bożych jest przecież wielkie, prawda?
Kościół przewiduje na Uroczystość Bożego Narodzenia cztery różne zestawy czytań. Inny na wigilię uroczystości (u nas chyba rzadko używany), inny na Mszę w nocy (pasterkę) inny do Mszy o świcie i jeszcze inny do Mszy w dzień
Bóg stał się człowiekiem. I już będzie nim na zawsze. To taka sprawa, że im dłużej człowiek nad nią rozmyśla, tym wydaje się mniej zdatna do ogarnięcia. Bóg stał się człowiekiem. Bóg stał się swoim stworzeniem. I pozostanie nim na zawsze. Nie aniołem, nie kosmitą: człowiekiem. Dla nas, byśmy przez Niego i w Nim mogli stać się dziećmi Bożymi. Dziećmi, nie sługami. A więc niebo, choć Ojca, staje się też poniekąd nasze....
Boże Narodzenie szepcząco krzyczy o Miłości Boga do człowieka! Szept Zakochanego, który rozbrzmiewa w głębokiej intymności spotkania i staje się tak donośny, że aż rozdziera serce. Bóg opowiada siebie. W Nowonarodzonym objawia swoje oblicze. Tak kocha, że przychodzi mały, słaby, bezbronny, potrzebujący wszystkiego. Nie można się Go bać. On potrzebuje ciebie, żeby przeżyć. To On przychodzi, On się rodzi. Bóg tak kocha, że z miłości do człowieka staje się człowiekiem i rodząc się z miłości do człowieka z tej miłości umiera. Wyniszcza siebie dla ciebie. Rodzi się w żłobie, w brudzie. Zostaje złożony w centrum twojego grzechu, który cię niewoli, do którego jak wół i osioł nieustannie wracasz, żeby się najeść. Rodzi się w twoich największych biedach i nędzach.
Szaleństwo Bożego Narodzenia jest dla ciebie i ze względu na ciebie. On ma w tobie upodobanie.
Pomyśl kim jesteś, jaką masz wartość, skoro Bóg dokonuje całego tego szaleństwa miłości dla ciebie… Ty jesteś ZACHWYTEM Boga…
 
o. Maciej Sierzputowski CSSp.  – „mateusz.pl”
Film 'Śmieszność' przedstawia życie arystokracji na dworze Ludwika XIV, gdzie wysoką cenioną sztuką była słowna riposta. Cięty język budził podziw,  zapewniał wysoką pozycję w towarzystwie, a nawet miejsce przy królewskim stole. Liczyli się ci, którzy umieli zniszczyć przeciwnika słowem. Przegrani byli ośmieszeni, a ich kariery skończone. 'Śmieszność', reż. Patrice Leconte, Francja 1996
'Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. W oryginalnym greckim tekście użyty został wyraz Logos, który znaczy nie tylko Słowo, ale także: 'prawo porządkujące wszechświat'. To zdanie z dzisiejszej Ewangelii można by przetłumaczyć także w ten sposób: 'Na początku był Sens, a Sens był u Boga, i Bogiem był Sens'.
Jezus ripostował błyskawicznie i merytorycznie. Jego celem było doprowadzenie człowieka do refleksji i nawrócenia. Josif Brodski tak pisze o języku poezji: 'W idealnym stanie rzeczy jest to język zaprzeczający własnej masie i prawom ciężkości; język rwący się wzwyż – lub wymykający w bok – ku owemu momentowi, gdy na początku było Słowo'.
ks. Eugeniusz Burzyk, 'Nie zanudzaj bliźniego swego' – „katolik.pl”
 
 
2
 
 
 
 
Chrystus się nam narodził, światłość tego świata,
życzę wszystkim na te święta: miłości, pokoju i wiele radości.
Niech Nowonarodzony zamieszka w Waszych sercach,
w Waszych rodzinach i wśród Waszych przyjaciół.
Niech Boże Narodzenie przypomina Wam o cichej obecności Boga,
który zawsze towarzyszy nam w życiowej drodze,
a radość płynąca z narodzin Zbawiciela umacnia Was w wierze
i prowadzi ku pięknym chwilom każdego dnia.
 
 
g5
 
 
W dzisiejszym numerze
- Początek drogi
- Kazanie św. Leona Wielkiego, papieża
- Zgoda na wolę Bożą
- Dziecię nam się narodziło...
- Dziś
- Objawienie wielkości człowieczeństwa
- Boże Narodzenie, a zło
- Historia i tradycje świąt Bożego Narodzenia
- 10 proroctw, w których przepowiedziano narodziny Jezusa Chrystusa. Te słowa odmieniły losy świata
- Nie robimy niczego nadzwyczajnego, a jedynie to, do czego Kościół jest wezwany
- Święta lubią symbolikę. Tradycje wieczerzy wigilijnej
- Wśród nocnej ciszy… Czy ktoś wypowie moje imię?
- Puste miejsce przy stole
- Co my tak naprawdę świętujemy? Przesłanie dla ateistów i nie tylko
- Co świętujesz w Boże Narodzenie?
- Mbappé: wszystko w moim życiu jest darem od Boga
- Święci i błogosławieni w tygodniu

 

 

 

15

Początek drogi

Prolog Ewangelii Świętego Jana (J 1,1–18) w oktawie Bożego Narodzenia będzie powracał kilkakrotnie. To świadczy o znaczeniu tego tekstu. Zresztą niektóre fragmenty na pewno dobrze pamiętamy. Zebrane są w nim wszystkie najważniejsze wątki tajemnicy wcielenia Syna Bożego i Janowej Ewangelii. To wspaniały hymn, z którego na różnych etapach naszego życia możemy czerpać inspiracje.

Zatrzymajmy się dzisiaj nad słowami: „W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1,4–5). To są trzy najważniejsze rzeczywistości, które się przenikają w Janowym tekście: życie, światłość i ciemność. Spróbujmy na nie spojrzeć w kontekście dalszych fragmentów Ewangelii Jana, co pozwoli nam zobaczyć drogę prowadzącą do głębszego doświadczenia obecności Jezusa w naszym życiu i w życiu Kościoła.

Jezus powiedział: „Jam jest chleb życia” (J 6,35.48). Słowa te jednoznacznie zostały odniesione do Eucharystii, do tego najważniejszego spotkania w naszej codzienności z Bogiem Żywym – spotkania osobistego i całej wspólnoty Kościoła.

Jezus powiedział: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12). Światłość Jezusowej prawdy życia i nauczania wskazuje nam drogę zbawienia i prowadzi nawet przez ciemne doliny (por. Ps 23,4).

Ciemność to przede wszystkim zdrada Judasza i krzyż jako znak największego osamotnienia Jezusa oraz ludzkie grzechy. Ale w ciemności także mają miejsce Boże narodzenie i rozmowa z Nikodemem (por. J 3,1–21), które niosą ze sobą nadzieję nowego życia. Jest też ciemność grobu pokonana przez zmartwychwstanie. Jezus powiedział: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (J 11,25).

W noc Bożego Narodzenia rozpoczyna się widzialna droga Boga-człowieka, Jezusa z Nazaretu, który poprzez wcielenie i zmartwychwstanie otworzył nam bramę do nieskończonego życia i miłości.

Ten artykuł jest częścią miesięcznika W drodze

Krzysztof Popławski OP – „wdrodze.pl”

 

 

3

 

Kazanie św. Leona Wielkiego, papieża

(Kazanie I o Narodzeniu Pańskim, 1-3)

Poznaj swoją godność, chrześcijaninie

Dzisiaj narodził nam się Zbawiciel, radujmy się, umiłowani! Nie miejsce na smutek, kiedy rodzi się życie; pierzchnął lęk przed zagładą śmierci, nastaje radość z obietnicy niekończącego się życia.

Nikogo ona nie omija, wszyscy mają ten sam powód do tego wesela, bo nasz Pan niweczy grzech i śmierć, a chociaż nikogo nie znajduje wolnego od winy, to przecież wszystkich przychodzi wyzwolić. Niech się weseli święty, bo bliski jest palmy zwycięstwa; niech się raduje grzeszny, bo dane mu jest przebaczenie; niech powróci do życia poganin, bo do niego jest powołany.

Oto nadeszła pełnia czasu, przewidziana w niezgłębionych wyrokach Bożych, i Syn Boga przyjmuje na siebie naturę ludzką, by ją pojednać z jej Stwórcą i przez nią zwyciężyć szatana, jej zwycięzcę i sprawcę śmierci.

Pan się rodzi, "Chwała na wysokości Bogu" śpiewają radośnie aniołowie i głoszą "pokój ludziom, których umiłował". Widzą już bowiem niebiańską Jerozolimę powstającą ze wszystkich narodów. Jakże wielką radość powinno dawać nam, ludziom, owo niewysłowione dzieło miłości Bożej, skoro ogarnia ona nawet aniołów.

Umiłowani! Dzięki składajmy Bogu Ojcu przez Jego Syna, w Duchu Świętym, albowiem umiłował nas i w swym bezgranicznym miłosierdziu ulitował się nad nami: "Nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia", abyśmy się w Nim stali nowym, odrodzonym stworzeniem.

Porzućmy więc to, czym byliśmy, i nasze dawne uczynki, a skoro przez Wcielenie Syna Bożego zostaliśmy w Nim usynowieni, wyrzeknijmy się wszystkiego, co jest tylko ciałem.

Poznaj swoją godność, chrześcijaninie! Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc wyrodne obyczaje dawnego upodlenia i już do nich nie powracaj. Pomnij, jakiej to Głowy i jakiego Ciała jesteś członkiem. Pamiętaj, że zostałeś wydarty mocom ciemności i przeniesiony do światła i królestwa Bożego.

Przez chrzest stałeś się przybytkiem Ducha Świętego, nie wypędzaj Go więc z twego serca przez niegodne życie, nie oddawaj się ponownie w niewolę szatana, bo twoją ceną jest Krew Chrystusa.

***

Człowiek pyta: Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Mt 2,2

***

 Nic nie jest wart na spowiedzi taki żal, który młoda osoba czuje dlatego, że z powodu grzechu straciła dobre imię. Albo kiedy ktoś żałuje, że go złapano na kradzieży. Taki żal jest tylko naturalny. Żal musi być nadprzyrodzony, czyli ma pochodzić od Ducha Świętego – ma wypływać z pobudek nadprzyrodzonych, a nie naturalnych.

św. Jan Maria Vianney,  O zadośćuczynieniu, pokucie i umartwieniu

 

 

11

 

Zgoda na wolę Bożą

Jan Paweł II przed laty komentował tę jedyną, niepowtarzalną noc w następujący sposób:

Tajemnica nocy betlejemskiej trwa bez przerwy. Wypełnia ona dzieje świata i zatrzymuje się na progu każdego ludzkiego serca. Pochyleni raz jeszcze nad betlejemską tajemnicą możemy tylko myśleć z bólem, jak wiele stracili owi mieszkańcy miasta Dawidowego przez to, że nie otwarli drzwi. Jak wiele traci człowiek każdy, który nie dopuści Chrystusowi narodzić się pod dachem swego serca.

Dzisiejsza noc jest pochyleniem się wraz z rodziną nazaretańską nad kołyską, w której leży Miłość. Każdy z nas powinien wejść do betlejemskiej groty nie tylko dlatego, że domaga się tego tradycja, ale przede wszystkim po to, aby otworzyć własne serce na moc Bożą.

Dla Świętej Rodziny noc narodzin nie była pewnie wymarzoną nocą. Inaczej wyobrażali sobie przyjście na świat Jezusa. Zamiast w ciepłym, pełnym wygody domu Mesjasz urodził się w zwykłej grocie, pośród bydła i nieporządku. Może właśnie ta symbolika jest szczególnie ważna dla współczesnego człowieka.

Jakże często nasze wyobrażenia i marzenia mijają się z rzeczywistością. Nierzadko stajemy przed faktem trudnej do przyjęcia woli Bożej. Tyle mamy planów i zamierzeń, a okazuje się, że Bóg chce inaczej. Cóż wtedy pozostaje? Postawa Maryi i Józefa jest wzorem postawy uległości. Stajnia betlejemska pokazuje, że nawet w najtrudniejszych sytuacjach można realizować Boże plany. Istnieją jednak dwa warunki, aby noc betlejemska powtarzała się w naszym życiu.

Musimy z naszego słownika i serca wyrzucić stwierdzenie „jestem bezsilny”. Człowiek wchodzący do groty narodzenia, widząc, do jakiej pokory zdolny jest Bóg, nie może nie uwierzyć, że On jest z każdym człowiekiem w jego pięknych, ale i trudnych chwilach. Dlatego też każdy wierzący musi zobaczyć w Dzieciątku swoje człowieczeństwo, które jest umocnione łaską. Wychodząc dziś z kościoła, nie można zapominać, że nawet w chwilach beznadziejnych tajemnica „Boga z nami” rozprasza ciemność smutku i zwątpienia. Dzieciątko Jezus pokazuje wszystkim, że każdy człowiek jest powołany do zwycięstwa, do ciągłego odradzania się bez względu na okoliczności. Tajemnica Bożego Narodzenia jest bowiem tajemnicą z jednej strony ubóstwa, ale z drugiej – ogromnego bogactwa. Bóg-człowiek przychodzi na świat w ubogiej stajni, aby świat ubogacić łaską. Zatem człowiek prawdziwie wchodzący do groty narodzenia nie może powiedzieć: „Jestem bezsilny wobec problemów, które napotykam, wobec siebie samego, wobec swoich słabości”. Emmanuel uniemożliwia takie stawianie sprawy.

Jest jeszcze jedno ważne zdanie, które trzeba usunąć ze swojego życia. Patrząc na ekstremalne warunki, w których narodził się Jezus, trzeba wyrzucić stwierdzenie „nie potrafię”. Święta Rodzina nie załamała się, gdy okazało się, że „nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2). Zwykły żłób stał się kołyską i mieszkaniem dla Mesjasza. W ten sposób Maryja wraz z Józefem udowodnili, że to, co niemożliwe, staje się realne.

Dla wielu z nas następne dni nie będą łatwe. Wielu boryka się z problemami finansowymi, rodzinnymi czy zdrowotnymi. Jakże wielu ogarnia zniechęcenie i marazm wynikające z przekonania, że nic się już nie da zrobić. Tajemnica betlejemskiej nocy zaprzecza takiemu spojrzeniu. Z groty narodzenia płynie pełne nadziei przesłanie: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których ma upodobanie” (Łk 6). Skoro Pan ma we mnie upodobanie, to „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.

Dlatego też przychodzimy dziś do Betlejem, aby umocnić naszą wiarę i uzdrowić serca. W antyfonie na wejście można przeczytać wezwanie: „Radujmy się wszyscy w Panu, dzisiaj narodził się nam Zbawiciel. Dzisiaj prawdziwy pokój zstąpił z nieba na ziemię”. Trzeba zatem z ufnością zbliżyć się do żłóbka i przyjąć Dzieciątko do swego serca.

Pozostaje jeszcze tylko pytanie, jak to uczynić. Odpowiedź podsuwa przypowieść o Narodzeniu Pańskim Romana Brandstaettera:

W pewnym człowieku narodził się Chrystus. Ale ów człowiek nie słyszał anielskich harf ani śpiewu pasterzy, ani nie przyniósł Chrystusowi w darze złota i mirry na podobieństwo trzech Mędrców. Ani nie uważał się za mędrca. Ofiarował Mu natomiast:

– Swoją samotność i swoje cierpienia.

– Swoje grzechy i swoją biedę, a także upadki.

– Po prostu wszystko, co posiadał.

Powiedział:

– Ty zawsze czekasz na człowieka, Panie. Upodobałeś sobie mnie. Chociaż nie wiem dlaczego?

Tak narodził się Chrystus w pewnym człowieku.

Złóżmy więc w darze Bogu samych siebie i nie zapominajmy, że ta noc zobowiązuje nas wszystkich do odpowiedzialności za Tego, który narodził się w Betlejem, a także w naszych sercach. W chwilach zwątpienia pamiętajmy o słowach z dzisiejszego pierwszego czytania: „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele. Rozradowali się przed Tobą, jak się radują we żniwa” (Iz 9).

Uwierzmy w tę tajemnicę, a radość będzie pełna!!!

 

 

5

 

Dziecię nam się narodziło...

Uczeń Jezusa winien znać drogę życia człowieka od chwili poczęcia, aż do śmierci. Syn Boga tę drogę osobiście przeszedł. Możemy nią iść krok po kroku razem z Nim.

Jako dziecko spoczął w ramionach matki, a także ojca, który Go adop­to­wał. Tym samym objawił, jak mają wyglądać odniesienia rodzinne względem dziecka. Jezus uświęcił cały świat dziecka i na włas­nym przykładzie ukazał, jak najbliższe otoczenie może się do niego odnosić.

Właściciele gospody nie mieli ochoty przyjąć ubogiego małżeń­stwa, które spodziewało się narodzin dziecka. Zamiast otworzyć drzwi domu, wskazali dla niego miejsce w stajni.

Pasterze przybyli ze swą życzliwością, spiesząc z taką pomocą, na jaką ich było stać. To oni otrzymali wiadomość o pokoju, ja­kim niebo obdarza ludzi dobrej woli.

Mędrcy przybyli, by uświadomić lokalnym władzom, kto się im narodził i jak bardzo winni się z tego radować.

Herod poczuł się zagrożony i ratował swoją władzę ostrzem miecza, a uderzając na oślep w dzieci, sądził, że ratuje siebie.

Syn Boga, rodząc się w Betlejem, potraktował odniesienie do dziecka jako wykładnik wielkości człowieka. Dziś radość rozsadza serca wszystkich, którzy kochają dziecko i nigdy nie wyrządzili mu krzywdy. Skrzywdzić dziecko to skrzywdzić samego Syna Bożego. On jako dorosły powie: „Co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40).

Izajasz pisze: „Dziecię nam się narodziło” (Iz 9,5), a także odsłania Jego wielkość, podając imiona: „Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Ojciec Wieków, Książę Pokoju” (Iz 9,5). Oczami wiary trzeba nam odkryć w tym dziecku naszego Brata i Zbawiciela.

Boże Narodzenie to jest wielki Dzień Dziecka! Miliony razy większy niż pierwszego czerwca, bo w tym Jezusie, dziec­ku narodzonym z Betlejem, wszystkie dzieci na ziemi odnajdują swoją godność.

ks. Edward Staniek – „Ekspres Homiletyczny”

 

 

10

 

Dziś

„[...] dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan” (Łk 2,11). Te słowa – głoszące niezwykłą, ale jakże upragnioną wieść – Bóg przekazał przez aniołów pasterzom. Po Maryi, Józefie, Elżbiecie i Zachariaszu są to kolejni ludzie, do których dotarła ta wspaniała nowina. W głębokiej nocy, kiedy trzymali straż wokół swoich stad, usłyszeli to niezwykłe zdanie, które przez wieki było oczekiwaniem całego narodu izraelskiego.

Owo „dziś”, które pasterze przeżywali dwa tysiące lat temu, dla nas dzieje się właśnie teraz i rozciąga się na każdy następny dzień, póki nasze życie trwa. Bóg przypomina nam o podstawowym fakcie naszej egzystencji, że właśnie po to przyszedł na świat, aby nasze życie odmienić i uczynić nowym. Aby ono z mroku ciemności mogło przejść do światła, z utrapienia do szczęścia, z trwogi i lęku do wielkiego pokoju, a z beznadziei do niewyobrażalnej perspektywy, która niepomiernie przewyższa wszystko, czego moglibyśmy pragnąć i co sobie wyobrażać.

To zwiastowanie anielskie skierowane było wówczas do pasterzy, a dzisiaj dociera po raz kolejny do każdego z nas. I tak się dzieje od momentu, gdy ta radosna nowina została nam objawiona po raz pierwszy, kiedy na dźwięk tych słów nasze serce zaczęło bić radośnie, bo zrodziło się w nim pragnienie uwielbienia Boga za tak wspaniały dar. Wciąż jednak powinniśmy stawiać sobie pytanie: Czy nasze serce nadal reaguje tak wielką i spontaniczną radością jak wówczas? Czy naśladujemy pasterzy, którzy po usłyszeniu Dobrej Nowiny natychmiast na nią odpowiedzieli, zebrali się wspólnie i zdecydowali: „Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił” (Łk 2,15).

Kiedy w okresie bożonarodzeniowym uczestniczymy w Mszy św., a nasze serca poruszone są bogactwem treści wspaniałych kolęd, gdy w świątyniach czy w rodzinnych domach klękamy przed żłóbkiem Dzieciątka, to trzeba nam się wpatrywać w Jezusa tak, jak czynili to pasterze, i szukać Go tak, jak oni szukali. Ta wspaniała wieść była dla nich wezwaniem do podjęcia trudu szukania, bo przecież nie zostało wyraźnie wskazane miejsce, gdzie Go znajdą, a jedynymi znakami rozpoznawczymi były: miasto Dawidowe i niemowlę leżące w żłobie. To stanowiło dla nich wyzwanie, gdyż trzeba było iść w nieznane i szukać. I oni je podjęli – poszli i znaleźli! Jeśli zatem i my chcemy choć odrobinę zgłębić tajemnicę Bożego Narodzenia, jeśli pragniemy, by Jezus stale był obecny w naszym życiu i aby coraz pełniej nas obejmował, to musimy podjąć trud poszukiwania.

Napisano o nich, że udali się z pośpiechem, tak samo jak Maryja z pośpiechem szła przez góry do swojej krewnej Elżbiety. Ale ów pośpiech nie ma nic wspólnego z zabieganiem człowieka, który jest spóźniony, który przychodzi gdzieś nie na czas i nie tak, jak trzeba. To jest pośpiech z Ducha Świętego. To jest owo „coś”, co porusza ludzkie serca i wzywa je do dawania odpowiedzi na Bożą inicjatywę, pokonując wszelką gnuśność i duchowe lenistwo. Jest to postawa człowieka, który działa natychmiast, bo wie, że nie może zwlekać z dawaniem Bogu odpowiedzi.

Z tajemnicą narodzenia Syna Bożego wiążą się zatem kolejne pytania. Czy nasze życie naznaczone jest wytrwałym poszukiwaniem Zbawiciela i wielkim, duchowym pragnieniem jak najszybszego odnalezienia Go? Czy szukając, staramy się być zawsze tam, gdzie trzeba i kiedy trzeba, aby Chrystus nie musiał na nas czekać? Czy mamy świadomość, że każde najmniejsze opóźnienie sprawia, że się z Nim rozminiemy i możemy Go już nie spotkać? Gdyby pasterze zwlekali z decyzją udania się do Betlejem, nie znaleźliby już Dziecięcia w żłobie.

Jaką więc zajmujemy postawę wobec tajemnicy narodzenia Jezusa? Czy On ma szansę narodzić się i w naszym życiu? Czy jesteśmy zakochani w Dziecięciu, które przyniosło nam zbawienie, i czuwamy, aby nie uronić niczego ze wspaniałości Dobrej Nowiny? Czy pójście za głosem objawienia Bożego wyznacza sposób naszego postępowania? Czy naprawdę żyjemy tajemnicą zbawienia, w której uczestniczymy od przyjęcia chrztu? Przecież o tym przypomina nam wyraźnie św. Paweł, kiedy mówi: „Gdy zaś ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga” (Tt 3,4). Bóg miłuje nas odwiecznie, ale gdy nadeszła pełnia czasu (por. Ga 4,4), Jego miłość objawiła się w sposób dotykalny. A stało się to nie ze względu na naszą sprawiedliwość ani dobre uczynki. Chrystus z miłości i miłosierdzia ku nam zbawił nas przez krzyżową mękę, z której wytrysnęło zbawcze źródło i została nam dana łaska zanurzenia w ożywiającym zdroju chrztu. Ale czy nasze życie jest rzeczywiście nieustannym czerpaniem ducha i mocy z tego źródła? Czy wciąż czuwamy, by nie tylko nie stracić łaski uświęcającej, ale by ona nieustannie wzrastała i uzdolniła nas do stania się dziedzicami? Bo przecież Syn Boży, który jest dziedzicem swego Ojca, także nas do tego dziedzictwa zaprasza.

Ewangelista Łukasz relacjonuje, że gdy pasterze odnaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę leżące w żłobie, opowiedzieli wszystko, co zostało im objawione, a potem odeszli i wielbili Boga, i dzielili się tym z innymi ludźmi. Kiedy postępujemy śladem pasterzy zmierzających do Betlejem i przypatrujemy się, czego byli świadkami, pojmujemy wówczas, że tajemnica Bożego Narodzenia jest organicznie zanurzona w naszym życiu: Słowo stało się ciałem, Bóg przyszedł na ziemię. I należy Go szukać w codzienności, w pełnieniu zwykłych obowiązków, w pokonywaniu wszelkich trudów i przeciwności. Tak czynili pasterze; tak toczyło się życie Maryi i Józefa, w które nagle została wprowadzona ta niezwykła tajemnica. Ile musiało być zmagania w sercu Maryi i Józefa, ile rozmowy z Bogiem, żeby przyjąć i wypełnić Jego wezwanie, które nie dość że zdawało się rujnować ich życie rodzinne, to jeszcze pojawiło się z chwilą ogłoszenia spisu ludności, zmuszając ich do podjęcia dodatkowego trudu stukilometrowej wędrówki, gdy Maryja zbliżała się do rozwiązania.

Ileż my w takiej sytuacji znaleźlibyśmy powodów do narzekania! Tymczasem nic takiego nie dociera do nas z postawy Matki Jezusa i Jego opiekuna. Jest w nich natomiast ogromna koncentracja na Bogu i Jego uwielbienie. I to właśnie emanuje z betlejemskiego żłóbka, do którego przychodzimy. Tam nie ma nierealnych postaci. Wszystkie są autentyczne: zanurzone w życiu, ciężko pracujące, żyjące swoją codziennością, pełniące obowiązki, uwikłane w całą złożoną rzeczywistość. I to właśnie one – nie zaniedbując niczego, czyniąc wszystko rzetelnie – znajdują czas, by dać odpowiedź Bogu. I dzięki temu dzieją się wielkie rzeczy.

My także jesteśmy wezwani do kroczenia śladami Maryi, Józefa, pasterzy i mędrców. Jesteśmy przynagleni i oczekiwani jako kolejni, którzy przyjdą, uklękną, zachwycą się i odejdą pełni uwielbienia. I wrócą! Tak jak zwykliśmy wracać prowadzeni tym błogosławionym rytmem niedzielnym. Wrócimy zatem w następną niedzielę i w kolejne święto. Wrócimy, wypełniwszy obowiązki, niczego nie zaniedbując. Wrócimy, aby wielbić Boga. I będziemy strzec łaski stokroć więcej niż źrenicy oka. I pójdziemy z pośpiechem, nie spóźniając się – chodzi przecież o tę najgłębszą, świętą tajemnicę narodzenia Pana, która łączy nas z Bogiem, która spaja niebo z ziemią, dzięki której nasze zwykłe, codzienne życie ma naprawdę sens i niepodważalną wartość.

Przychodźmy i klękajmy przed Dziecięciem. I pozwólmy, aby Jego pojawienie się objęło życie każdego z nas nie na niby, nie trochę, ale w rzeczywistości i w całej pełni.

ks. Kazimierz Skwierawski – „Ekspres Homiletyczny”

 

 

5

 

Objawienie wielkości człowieczeństwa

Przed wielu laty Stanisław Wyspiański pisał:
Bożego narodzenia
ta noc jest dla nas święta.
Niech idą w zapomnienia
niewoli gnuśne pęta.
Daj nam poczucie siły
i Polskę daj nam żywą,
by słowa się spełniły
nad ziemią tą szczęśliwą.
Jest tyle sił w narodzie,
jest tyle mnogo ludzi;
niechże w nie duch twój wstąpi
i śpiące niech pobudzi.

Te przejmujące słowa były pisane w czasie, w którym Polakom najbardziej potrzebna była nadzieja. Czym powinny być święta Bożego Narodzenia dla współczesnego Polaka? Każdy z nas potrzebuje nadziei, która pozwoli popatrzeć optymistycznie w przyszłość. Tajemnica nocy betlejemskiej jest przecież afirmacją człowieczeństwa, jego powołania do zwycięstwa. Patrząc na żłóbek, każdy powinien uświadomić sobie, że jest on wezwaniem do szukania dróg ku pełni tego człowieczeństwa. Przyjście na świat Jezusa jest niejako wezwaniem do stawania się bardziej człowiekiem. O co zatem trzeba zadbać, aby nie zaprzepaścić łaski płynącej z Bożego Narodzenia?

Najpierw w świetle tajemnicy wcielenia w żłóbku odnajdujemy swoją wielką godność. Święty Leon wzywał: „Poznaj swą godność chrześcijaninie, stałeś się uczestnikiem Boskiej natury”. W obliczu narodzenia Bożej Dzieciny potrzeba weryfikacji swoich wyborów. Wszystko, co upokarza, co stoi w sprzeczności z zasadami, które przekazał Bóg-człowiek, musi być zlikwidowane. W wielu domach nie ma, niestety, miejsca na Bożą miłość. Zawiść połączona z zawziętością naruszają godność człowieka. Święta Bożego Narodzenia muszą stać się czasem odzyskiwania tej godności. Z niej to przecież wypływa prawo do szacunku i wzajemnego zrozumienia.

Jeśli zatem zjawiamy się dziś z całymi rodzinami w kościele, aby oddać pokłon Jezusowi, to podzielmy się tą prawdą o ludzkiej godności z naszymi najbliższymi. Niech to będzie czas dzielenia się sobą, wzajemnej radości z siebie. Zaakceptujmy drugiego z jego pięknem oraz brzydotą przywar i przyzwyczajeń.

Oprócz swojej godności w betlejemskiej tajemnicy każdy powinien odnaleźć prawdę o wierności Boga względem człowieka. Skoro „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami” (J 1,14), to znaczy, że Bóg o człowieku pamięta, nie zostawia go samego. Przez wcielenie Chrystus udowadnia, że jest wierny i wypełnia obietnice. Skoro „Bóg jest z nami”, to znaczy, że nikt z nas nie może czuć się samotny.

Jakże wzruszające są relacje żołnierzy, którzy pełnią służbę poza granicami naszego kraju. Wszyscy oni podkreślają, że najtrudniejszym dla nich czasem jest okres świąteczny. Wtedy to człowiek najbardziej odczuwa samotność i brak najbliższych osób. Ten stan jest „łagodzony” przez celebrowanie liturgii Bożego Narodzenia. Świadomość, że Pan jest blisko, że nie tylko przychodzi do żłóbka, ale także do ludzkiego serca, rozprasza ciemności smutku i rozstania. Bóg w tajemnicy wcielenia potwierdza ogromną miłość wobec człowieka. Do niej powinniśmy sięgać w chwilach zwątpień i trudności, które mogą piętrzyć się w naszym życiu. To ona daje nadzieję, która pozwala przeżyć nawet największe tragedie i rozczarowania.

Tuż przed wyborem na Stolicę Piotrową Jan Paweł II mówił: „Nadzieja to znaczy oczekiwanie. To znaczy także pewność, że przedrzemy się do Boga poprzez wszystkie przeszkody, że sprostamy przeznaczeniu człowieka, pomimo wszystkich naszych ludzkich słabości”.

Przez tajemnicę wcielenia płynie prawda o wierności Boga, który kocha i daje nadzieję. Dlatego też święta Bożego Narodzenia posiadają tak ogromny ładunek radości i pokoju. Dlatego Polacy tak bardzo je kochają.

I jest jeszcze jedna prawda, która wiąże się z celebrowaną dziś tajemnicą Bożego przyjścia. Jest nią prawda o znakach, które daje Bóg. Gwiazda przyprowadziła pasterzy do żłóbka. Stanęli oni w grocie, dlatego że potrafili odczytać znaki Opatrzności. Ich konsekwentne kroczenie za gwiazdą zostało wynagrodzone. Stali się świadkami największego cudu: wcielenia.

Wszyscy powinniśmy odczytać tę Bożą lekcję. Każdy z nas posiada swoją niepowtarzalną „gwiazdę betlejemską”, która prowadzi do Chrystusa. Trzeba ją tylko wytrwale odnajdywać na firmamencie ludzkich wydarzeń. Nie można pozwolić, aby zginęła albo została niezauważona. Ten znak Bożej obecności prowadzi każdego z nas przez meandry i labirynty ludzkich doświadczeń. Można go dostrzec zarówno w swoim sumieniu, jak i w drugim człowieku. Trzeba iść za ową „gwiazdą”, aby odkryć, że tajemnica wcielenia dokonuje się w nas samych, bowiem w każdym człowieku Chrystus rodzi się codziennie.

ks. Janusz Mastalski – „Ekspres Homiletyczny”

 

 

6

 

Boże Narodzenie, a zło

Boże Narodzenie to święto rodzinne i bardzo sentymentalne. Jego klimat i wystrój kościołów mogą nam jednak przesłonić pełną prawdę tego wydarzenia. Jeśli dobrze się w to święto zagłębimy, wsłuchamy w dzisiejszą Ewangelię, która opisuje wydarzenia z Betlejem, a nawet dobrze przyjrzymy się szopce w naszym kościele, to dostrzeżemy w tym święcie również sporo cierpienia i czającego się zła.

Oto poznajemy niegościnność mieszkańców Betlejem, bezduszność ludzi wobec kobiety bliskiej rozwiązania, skrajne ubóstwo Świętej Rodziny, która mogła zabezpieczyć swemu Dziecięciu tylko pieluszki. Niebawem usłyszymy o zbrodniczym Herodzie, który nie zawaha się zamordować wielu chłopców, by mieć pewność, że zginie wśród nich Mesjasz.

To, czego doświadczyli maleńki Jezus, Maryja i Józef, nie jest tylko epizodem świętej historii. Wszyscy, którzy idą za Jezusem, są Jego sługami, wcześniej czy później skosztują Jego losu, bo On sam powiedział: „nie jest uczeń nad Mistrza”. Zły duch, źli ludzie i świat nieustannie atakują. Oni czynią zło zawsze pod pozorami dobra czy racji. Święta Rodzina pewnie wielokrotnie słyszała w Betlejem taktowne: „nie mamy już miejsca”. Herod pewno powiedział dowódcy krwawej ekspedycji o potrzebie obrony trwałości władzy i ładu społecznego. Dziś może dziać się zło w imię wolności wyboru, praw demokracji, prawa do odmienności, obrony porządku publicznego czy prawnego, walki o pokój, walki z terroryzmem, obrony strefy wpływów, przywrócenia porządku, racji stanu.

Oto jeden z przykładów tej odwiecznej walki dobra ze złem. Przykład akurat związany z Bożym Narodzeniem.

Z okazji jubileuszu 50-lecia kapłaństwa Ojca Świętego Jana Pawła II 7 listopada 1997 roku w auli Pawła VI przemawiał 86-letni kapłan albański o. Anton Luli, jezuita. Mówił wtedy:

Byłem nowo wyświęconym kapłanem, kiedy w moim rodzinnym kraju, Albanii, nastały rządy dyktatury komunistycznej i okrutne prześladowania religijne. Niektórzy z moich współbraci po sfałszowanym procesie zostali rozstrzelani i zginęli jako męczennicy za wiarę. W ten sposób złożyli swą ostatnią ofiarę eucharystyczną niczym połamany chleb i krew przelana za ocalenie ojczyzny. Był to rok 1946. Ode mnie natomiast Pan zażądał, abym rozpostarł ramiona i pozwolił przygwoździć się do krzyża; abym nie pełnił posługi, ale żył w kajdanach i znosił tortury, i w ten sposób sprawował moją Eucharystię, moją kapłańską ofiarę. 19 grudnia 1947 roku zostałem aresztowany pod zarzutem agitacji i propagandy antyrządowej. Przeżyłem siedemnaście lat ciężkiego więzienia, a później wiele lat robót przymusowych. Moim pierwszym więzieniem tamtego mroźnego grudnia była ubikacja w górskiej wiosce w okolicach Szkodry. Trzymano mnie tam przez dziewięć miesięcy; siedziałem skulony na zamarzniętych odchodach, nie mogłem nawet się położyć, gdyż tak było ciasne pomieszczenie. W noc Bożego Narodzenia (tego nie da się zapomnieć) wyciągnięto mnie stamtąd i umieszczono w innej ubikacji, na drugim piętrze więzienia, gdzie kazano mi się rozebrać i zawieszono na sznurze przeciągniętym pod pachami. Byłem nagi, zaledwie dotykałem ziemi końcami palców. Powoli, nieubłaganie traciłem czucie. Zimno ogarniało stopniowo całe ciało, a kiedy doszło do piersi i serce zaczynało odmawiać posłuszeństwa, wydałem okrzyk rozpaczy. Przybiegli moi oprawcy, ściągnęli mnie i skatowali kopniakami. Tamtej nocy i w tamtym miejscu, w osamotnieniu tej pierwszej tortury, przeżyłem prawdziwy sens wcielenia i krzyża. Jednakże ulgę w cierpieniach dawała mi obecność we mnie i przy mnie Jezusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana; niekiedy ta pomoc napełniała mnie tak wielką radością i pociechą, że muszę ją nazwać «nadzwyczajną». Nigdy nie żywiłem urazy do tych, którzy – po ludzku mówiąc – ukradli mi życie. Po uwolnieniu spotkałem kiedyś przypadkiem na ulicy jednego z moich oprawców; ogarnęło mnie współczucie (...). Uwolniono mnie przy okazji amnestii w 1989 roku. Miałem wtedy 79 lat (Cyt. za LR. nr 1/79 r.).

Ojciec Anton Luli przesiedział łącznie czterdzieści trzy lata w łagrach komunistycznych Albanii! Skosztował chłodu stajni, skosztował zagrożenia od Heroda, skosztował krzyża Chrystusowego. Wytrwał, przeżył, dał świadectwo wierności i przebaczył oprawcom.

Oczywiście nikt mu nie powiedział, że zostaje uwięziony, bo walczą z Bogiem, Jezusem, wiarą, Ewangelią, Kościołem. Dręczono go w imię obrony światopoglądu naukowego, przodującego ustroju, obrony kraju przed wichrzycielami i wrogami ludu. Hasło stare jak świat.

Zło, które uderzyło w albańskiego kapłana, jest tym samym, które uderzyło w Jezusa, choć w XX wieku nazywało się komunizmem.

Przeminął Herod i jego naśladowcy w okrucieństwie i totalitaryzmie. Wiara nasza przekonuje nas, że wszyscy im podobni przeminą, bo Chrystus trwa, bo Jego jest czas i wieczność. On jest pierwszy i ostatni.

Tak postępujmy, byśmy byli podobni do Jezusa, Jego Matki, Jego przybranego ojca Józefa, wdzięcznych, pokornych i usłużnych pastuszków. Oby nikt z nas nie okazał się naznaczony niegościnnością, grzechem, łzami, krzywdą lub krwią niewinnych.

Prawda o narodzeniu Jezusa w Betlejem jest okazją do ogromnej radości i wdzięczności za ten dar Boga Ojca. Nie zagubmy jednak i tej części prawdy z Bożego Narodzenia, która ma nas zahartować na drogi trudu, na przykrości, a może nawet poważne prześladowania. Ewangelista, opisując dramatyczne strony Bożego Narodzenia, nie ukazał ich tylko po to, by ukazać wielkość ofiary Jezusa, ale i po to, by nas umocnić, gdy coś podobnego na nas spadnie. Głęboko wejdźmy w treści, które stajenka nam przedstawia.

ks. Bogusław Wróbel – „Ekspres Homiletyczny”

 

 

16

 

Historia i tradycje świąt Bożego Narodzenia

Dlaczego święta Bożego Narodzenia obchodzimy 25 grudnia? W którym roku urodził się Jezus Chrystus? Dlaczego ustawiamy choinkę i dzielimy się opłatkiem? O historii wczesnochrześcijańskiej, tradycjach i symbolice opowiada ks. prof. Józef Naumowicz, patrolog i bizantynolog, autor książek „Narodziny Bożego Narodzenia” i „Historia świątecznej choinki”.

Dorota Giebułtowicz (KAI): Data świąt Bożego Narodzenia zbiega się z najkrótszym dniem roku, czyli przesileniem zimowym. Dlaczego wybrano tę datę jako dzień narodzin Jezusa? Nie znamy przecież dokładnego dnia urodzin Mesjasza.

Ks. prof. Józef Naumowicz: Datę przesilenia zimowego wybrano nieprzypadkowo, przy czym trzeba zaznaczyć, że zgodnie z kalendarzem rzymskim przypadało ono 25 grudnia, a według obecnych ustaleń astronomicznych - około 22 grudnia. Od tego momentu zwiększa się światło dnia, dzień staje się dłuższy. Jak pamiętamy, przyjście Jezusa na świat było określane jako przyjście światłości, która rozświetla mroki nocy, jak czytamy w Kantyku Zachariasza: „z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają”. Dlatego ten najkrótszy dzień w roku bardzo pasował, miał swój symboliczny potencjał. Zauważmy, że rok liturgiczny jest bardzo wpisany w rok naturalny. Podobnie jak Wielkanoc przypada na wiosnę, po pierwszej pełni księżyca po równonocy wiosennej, tak samo Boże Narodzenie zostało złączone z dniem, od którego jest coraz więcej światła.

– Czy Boże Narodzenie zastąpiło jakieś pogańskie święto, które przypadało w dzień zimowego przesilenia?

– Nie, w tym dniu nie przypadały jakieś wielkie święta pogańskie, które należałoby zastąpić. Jedyne święto, jakie w tym dniu obchodzono, to święto narodzin słońca. Ono nie było jednak ani bardzo ważne, ani rozpowszechnione w Cesarstwie Rzymskim. A poza tym pierwsze świadectwa o obchodach święta mamy z czasów, kiedy już istnieje święto Bożego Narodzenia.

– Co wiemy o roku narodzin Chrystusa?

– Wiemy jedynie to, że narodził się za panowania cesarza Oktawiana Augusta, kiedy królem Judei był Herod Wielki. Ale Oktawian August panował 57 lat, a lata panowania Heroda trudno jest określić; przyjmuje się że Herod zmarł 4 lata przed datą, którą uznaje się za narodzenie Chrystusa, prawdopodobnie Jezus urodził się więc kilka lat wcześniej.

Jedyną dokładną datą, którą podaje Nowy Testament, jest wzmianka w Ewangelii św. Łukasza, że w 15. roku cesarza Tyberiusza, czyli w 28 lub 29 roku, Jezus miał około trzydziestu lat. I tutaj można spekulować, bo „około” trzydziestu to nie znaczy, że „równo” trzydzieści. Rachuba lat, którą obecnie się posługujemy, została wprowadzona w 525 roku, taką datę ustalił i zaproponował Dionisius Exiguus (Pokorny).

– A hipoteza astronomiczna o pojawieniu się komety, która miała być właśnie betlejemską gwiazdą?

– Istnieje hipoteza, którą zaproponowali Kepler i Newton, że ten znak, czyli „gwiazda, która pojawiła się na Wschodzie”, to była koniunkcja Jowisza i Saturna, czyli połączenie się dwóch największych świecących planet, w konstelacji Ryb. Taka koniunkcja nastąpiła w 6. roku przed Chrystusem. Ten znak miał sprawić, że magowie ze Wschodu wyruszyli w kierunku Jerozolimy. Ale ta hipoteza ma swoje słabe strony: dlaczego tylko jakaś jedna grupa to dostrzegła, grupa niewielka, nawet jeśli się mówi, że magów było więcej niż trzech – mówimy o Trzech Mędrcach, bo przynieśli trzy dary. Po drugie, dlaczego widząc znak, wyruszyli w drogę do Jerozolimy? Znaki na niebie mogły być różne.

– Święta bożonarodzeniowe mają bogatą symbolikę. Skąd się wziął zwyczaj ustawiania i strojenia choinki?

–  Choinka, która towarzyszy obchodom świąt, jest symbolem drzewa rajskiego. Trzeba sięgnąć najpierw do liturgii. Przed Bożym Narodzeniem, czyli w Adwencie, w liturgii przypomina się dzieje Zbawienia i zapowiedzi ze Starego Testamentu dotyczące przyjścia Mesjasza, zawarte przede wszystkim w Księdze Proroka Izajasza. Wspominane są także wydarzenia z Księgi Rodzaju, a więc wygnanie pierwszych rodziców z raju i zapowiedź pojawienia się Niewiasty, której potomek „zmiażdży głowę węża”. W teologii przyjście Jezusa na świat otwiera nową drogę do raju. Dlatego w późnośredniowiecznej zarówno ikonografii, jak też w tradycji teologicznej w okresie Bożego Narodzenia organizuje się przedstawienia o Adamie i Ewie, gdzie elementem scenografii staje się rajskie drzewo. Zaczęto ustawiać choinkę, czyli żywe, bo zielone drzewo, obwieszone najpierw właśnie owocami, później doszły inne ozdoby, słodycze, bombki i świeczki, czyli światło – symbol Chrystusa, a na górze gwiazda betlejemska. Choinka staje się więc symbolem raju utraconego na początku ludzkości, do którego dostęp został odzyskany dzięki Wcieleniu, czyli przyjściu Zbawiciela na świat.

– Ale dlaczego jako symbol rajskiego drzewka wybrano właśnie choinkę, czyli drzewo iglaste? Trochę nie pasuje ona do wyobrażeń o raju.

– Te przedstawienia o raju pojawiły się najpierw na północ od Alp, czyli we Francji, w Anglii, w Niemczech. W tych krajach zimą drzewem zielonym, a takie powinno być drzewo rajskie, czyli ciągle żywe, piękne, jest drzewo iglaste. Choć w Anglii wybierano także bukszpan albo cis, bo one są także zielone zimą. Natomiast na półkuli południowej, gdzie w grudniu jest lato, ubiera się nieraz palmy albo inne drzewka. Nie zawsze jest to więc choinka.

– Skąd się wziął zwyczaj dzielenia się opłatkiem?

– Zwyczaj ten wywodzi się z wczesnochrześcijańskiej tradycji. Niegdyś w czasie Eucharystii błogosławiono chleb, który nie był konsekrowany i który rozdawano poza Mszą święta. Tak do dzisiaj jest u prawosławnych – pobłogosławiony chleb, tzw. eulogie, rozdaje się po Eucharystii. Jest on spożywany w świątyni albo zanoszony do domów, dla tych, którzy nie mogli uczestniczyć w liturgii. Pamiętajmy, że sama Eucharystia była określana przez wieki, począwszy od pierwszych chrześcijan jako „łamanie chleba”.

Oczywiście jest pewną zagadką, dlaczego niektóre zwyczaje pojawiają się na jakiś terenach. Tak jak choinka najpierw pojawiła się na terenie Alzacji, później na terenach nad Renem, tak na przykład pierwsza szopka pojawiła się w Italii w Greccio. W tym roku przypada 800 lat od zorganizowania pierwszej żywej szopki przez św. Franciszka z Asyżu na Wigilię 1223 roku. Italia jest ojczyzną szopki i tam szopki, żłóbki są bardziej rozpowszechnione niż choinka.

Natomiast zwyczaj dzielenia się opłatkiem znany jest tylko w Polsce i na terenach dawnej Rzeczypospolitej, na Litwie, zachodniej Białorusi i Ukrainie. Pierwsze świadectwa pochodzą z XIV wieku, najstarsze odnotowano w traktacie o obchodach Bożego Narodzenia napisanym przez Jana z Holeszowa, czyli przez autora czeskiego. Ale zwyczaj ten częściej opisywany jest w źródłach dopiero w XVIII-XIX wieku. Mimo że to piękna tradycja, nie upowszechniła się jednak w innych krajach na Zachodzie Europy i do dzisiaj jest tam nieznana.

Warto dodać, że różne tradycje także w dzisiejszych czasach przyjmowane są z oporami. Choinka ze żłóbkiem na Placu św. Piotra jest dzisiaj czymś naturalnym, ale pierwszą choinkę ustawiono dopiero w 1982 r. na życzenie Jana Pawła II. Na początku spotkała się z krytyką: jak można przy klasycznej kolumnadzie Berniniego wprowadzać tradycję ludową! Z czasem wrosła ona w klimat watykański i co roku plac zdobi choinka i szopka z innego zakątka świata. W tym roku nawiązuje w swoim wystroju właśnie do groty w Greccio.

– Rozmawiamy o symbolach i tradycjach świątecznych, które nie powinny nam przesłonić istoty świąt Bożego Narodzenia.

–  Tym bardziej, że Boże Narodzenie nie jest tylko rocznicą czy wspomnieniem tego, co ponad 2000 lat temu wydarzyło się w Betlejem, ale ono dokonuje się dzisiaj. Dzisiaj Jezus się rodzi, przychodzi do nas, „Bóg się rodzi, moc truchleje”, jak śpiewamy w kolędzie. Bez przeżycia tej tajemnicy, święta stałyby się jedynie pięknym, ale pustym obrzędem.

– Dziękuję za rozmowę.

Ks. Józef Naumowicz, profesor nauk humanistycznych, historyk literatury wczesnochrześcijańskiej, patrolog, bizantynolog, członek Komitetu Nauk Historycznych PAN. Autor m.in. książek „Narodziny Bożego Narodzenia”, wyd. Znak, Kraków 2016, oraz „Historia świątecznej choinki”, Wyd. Literackie, Kraków 2016.

Rozmawiała Dorota Giebułtowicz

 

 

17

 

10 proroctw, w których przepowiedziano narodziny Jezusa Chrystusa.

Te słowa odmieniły losy świata

Stary Testament jest pełen zapowiedzi przyjścia Mesjasza, który odmieni losy świata. Proroctwa zawarte w księgach m.in. Izajasza, Micheasza czy Jeremiasza od wieków są interpretowane jako wskazujące na narodziny Jezusa Chrystusa. Jakie fragmenty zapowiadają to wielkie wydarzenie? Odkryj słowa proroków, które ukazują Jezusa jako wypełnienie odwiecznej obietnicy Boga.

Proroctwa o narodzinach Mesjasza są kluczowym elementem teologii chrześcijańskiej, łączącym Stary i Nowy Testament. Prorocy, tacy jak Izajasz czy Micheasz, nie tylko wskazywali na miejsce narodzin - Betlejem, ale także na Jego szczególną misję. Mesjasz miał być "Emmanuelem", czyli "Bogiem z nami", władcą pełnym mądrości, pokoju i sprawiedliwości. Proroctwa te były czytane przez pokolenia jako obietnica nadziei i odkupienia, które spełniło się w narodzinach Jezusa Chrystusa w betlejemskiej stajni. Ich treść nie tylko zapowiadała przyjście Zbawiciela, ale także wskazywała na Jego boskie i królewskie pochodzenie.

10 proroctw ze Starego Testamentu, które mówią o przyjściu Mesjasza

    "Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel". (Iz 7,14)

    "Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju". (Iz 9,5-6)

    "I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni. I spocznie na niej Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej". (Iz 11,1-2)

    "Powstań! Świeć, bo przyszło twe światło i chwała Pańska rozbłyska nad tobą. Bo oto ciemność okrywa ziemię i gęsty mrok spowija ludy, a ponad tobą jaśnieje Pan, i Jego chwała jawi się nad tobą. I pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku twojego wschodu". (Iz 60,1-3)

    "Oto mój Sługa, którego podtrzymuję. Wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój4 na Nim spoczął; On przyniesie narodom Prawo. Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku. On niezachwianie przyniesie Prawo". (Iz 42,1-3)

    "A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności". (Mi 5,1)

    "Oto nadejdą dni - wyrocznia Pana - kiedy wzbudzę Dawidowi Odrośl sprawiedliwą. Będzie panował jako król, postępując roztropnie, i będzie wykonywał prawo i sprawiedliwość na ziemi". (Jr 23,5)

    "Nie zostanie odjęte berło od Judy ani laska pasterska spośród kolan jego, aż przyjdzie ten, do którego ono należy, i zdobędzie posłuch u narodów! (Rdz 49,10-11)

    "Zstąpi jak deszcz na trawę, jak deszcz rzęsisty, co nawadnia ziemię. Za dni jego zakwitnie sprawiedliwość i wielki pokój, dopóki księżyc nie zgaśnie. I panować będzie od morza do morza, od Rzeki aż po krańce ziemi. Nieprzyjaciele będą mu się kłaniać, a jego przeciwnicy pył będą lizali. Królowi Tarszisz i wysp przyniosą dary, królowie Szeby i Saby złożą daninę. I oddadzą mu pokłon wszyscy królowie, wszystkie narody będą mu służyły. Wyzwoli bowiem wołającego biedaka i ubogiego, i bezbronnego. Zmiłuje się nad nędzarzem i biedakiem i ocali życie ubogich: uwolni ich życie od krzywdy i ucisku, a krew ich cenna będzie w jego oczach". (Ps 72,6-14)

    "Patrzałem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie". (Dn 7,13-14)

deon

 

 

18

 

Nie robimy niczego nadzwyczajnego, a jedynie to, do czego Kościół jest wezwany

   

Rok Jubileuszowy przeżywany pod hasłem „Pielgrzymi nadziei”: „Chodzi o to, by wybrać się w taką drogę, która postawi przed nami pytanie o sens, o cel, o to, co naprawdę w życiu jest ważne” – powiedział w rozmowie z KAI kard. Grzegorz Ryś. Podkreślał ponadto znaczenie nadziei w życiu chrześcijańskim, która opierając się zniechęceniu popycha do działania, a w końcu prowadzi ku dobrym owocom wspólnego życia, także w społeczeństwie mocno podzielonym.

KAI: W Wigilię Bożego Narodzenia papież otworzy drzwi święte rzymskiej bazyliki św. Piotra, inaugurując Rok Jubileuszowy 2025. Będzie on przebiegał pod hasłem „Pielgrzymi nadziei”. Jakie jest głębsze znaczenie tego roku i jak go powinniśmy przeżywać?

Kard. Grzegorz Ryś: Rok jubileuszowy można rozpatrywać w perspektywie cyklicznej, bowiem ma miejsce co 25 lat, ale także w bardzo konkretnej, gdy chodzi właśnie o ten rok, w który za chwilę wejdziemy. Będzie on obchodzony pod hasłem nadziei i to jest bardzo ważne. Sobór Watykański II mówił, że od tych, którzy znają motywy nadziei, zależy przyszłość ludzkości. W bulli ogłaszającej jubileusz, Franciszek pyta o nadzieję dziś, w świecie, w którym żyjemy. Pokazuje ogromne obszary braku nadziei, wymieniając właściwie wszystkie grupy społeczne, od młodzieży po seniorów. Papież prowadzi nas do pięknej refleksji nad nadzieją. Jubileusz jest też zachętą by wybrać się w drogę. Głównym znakiem roku jubileuszowego jest pielgrzymowanie, stąd tytuł: „Pielgrzymi nadziei”. Chodzi o to, by wybrać się w taką drogę, która postawi przed nami pytanie o sens, o cel, o to, co naprawdę w życiu jest ważne. By u kresu tej drogi doświadczyć tego, o co w jubileuszu chodzi, czyli o zmierzenie się ze swoim grzechem możliwie jak najpełniej, poprzez rozgrzeszenie w sakramencie pojednania i pokuty, połączone z jubileuszowym odpustem. O ile bowiem rozgrzeszenie daje nam radość odpuszczenia win, to odpust oczyszcza nas z konsekwencji, pozostałości grzechu w naszym wnętrzu. Jedno i drugie jest więc nam bardzo potrzebne.

Jakich nadziei – odnośnie do każdego z nas,  całej wspólnoty Kościoła, a może jeszcze szerzej – upatruje Ksiądz Kardynał w związku z rokiem jubileuszowym?

Papież wyraźnie pokazuje, co dla człowieka jest źródłem nadziei. Jest to doświadczenie miłości Boga. Mówi o tym 5. werset 5. rozdziału Listu do Rzymian: „Nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany”.  Ta miłość, o którą chodzi, jest to trudna miłość, ale bez niej nie ma nadziei. Jest to miłość, jakiej doświadczamy ze strony Boga. Podstawową funkcją Kościoła jest otworzenie człowieka na to doświadczenie miłości. Jeśli tego nie robimy, to wszystko inne, co czynimy, jest pozbawione odpowiednio głębokiej motywacji.

A jak konkretnie ten rok będzie przeżywany w archidiecezji łódzkiej?

Staramy się dobrze przygotować najpierw do inauguracji jubileuszu, która w diecezjach nastąpi 29 grudnia. Obrzędy otwarcia przewidują procesję do katedry, która u nas w Łodzi będzie pielgrzymką ekumeniczną. Procesja, ta ma charakter pokutny, uświadamia nam, że jubileusz jest pewną drogą do przejścia. Wędrówkę tę rozpoczniemy od znajdującego się w centrum miasta luterańskiego kościoła pw. św. Mateusza. Po przyjściu do katedry będziemy czytać fragmenty deklaracji, którą podpisały Kościoły w Polsce 25 lat temu – o wzajemnym uznaniu Chrztu. Inauguracja jubileuszu w Łodzi będzie miała charakter ekumeniczny, ale trudno, żeby było inaczej, gdyż wynika to z naszej specyfiki na terenie Polski. Wyznanie wiary, jakie złożymy tego dnia w czasie Eucharystii, będzie dokładnym tłumaczeniem credo nicejskiego, tak jak zostało ono przyjęte 1700 lat temu na soborze w Nicei, kiedy Kościół nie był jeszcze podzielony. Pod tym tekstem podpisują się wszystkie nasze Kościoły. Potem oczywiście będziemy zapraszać ludzi do pielgrzymowania do katedry i do kościołów, które zostały wyznaczone jako kościoły jubileuszowe.

Każdy Rok Jubileuszowy jest także okazją do przebaczenia i pojednania. Czy myśli Ksiądz Kardynał, że pomoże on uśmierzyć tę straszną polaryzację, która w tej chwili dopada Polskę? Niemal wszystkie siły polityczne, a przynajmniej większość, odwołują się przecież do chrześcijaństwa, wiec chyba możemy z tym wiązać jakąś nadzieję? Czy raczej należy ona do tych niespełnialnych?

Nadzieję nie tylko można, ale należy mieć zawsze. Wszyscy podkreślają, jak głębokie są podziały w Polsce. Mam jednak wrażenie, że chcieliby zaczynać proces zjednoczenia w ten sposób, żeby ludzie jednoczyli się wokół jakiegoś polityka czy innej osoby, która to proponuje. A tak się zrobić nie da. Pokładam nadzieję w dwóch środowiskach. Pierwszym jest Kościół, tak jak to zdefiniował Sobór Watykański II, mówiąc, że „Kościół jest w Chrystusie niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (Lumen gentium 1). I taka jest nasza rola, Kościół powinien odnaleźć się w tej misji. Ma być sakramentem zjednoczenia całego rodzaju ludzkiego, a więc także polskiego społeczeństwa. Nie chodzi tu o udział w tym, co jest realną polityką, ale o stworzenie takich przestrzeni, gdzie ludzie się ze sobą po prostu mogą spotkać. Żywię taką nadzieję. Tym bardziej, że w maju skończy się okres wyborów w Polsce, który był okresem nieustannym od kilku lat. Co chwila mieliśmy wybory i ciągłą kampanię wyborczą. Wreszcie będzie jakaś przerwa. A drugie środowisko, w którym zawsze pokładam nadzieję, to środowisko uniwersyteckie. W miejscach, gdzie Kościół przestaje być przestrzenią dialogu, uniwersytet nią pozostaje. A najpiękniej byłoby, gdyby się te dwa środowiska chciały się ze sobą zejść. Przecież Kościół i środowisko uniwersyteckie mogą być jakimś DNA, w sensie podtrzymania wartości jakimi żyje społeczeństwo, które zamieszkuje Polskę.

Ale czy nie odnosi Ksiądz Kardynał wrażenia, że środowiska uniwersyteckie niekiedy wycofują się czy wręcz dezerterują, zamiast zabrać głos w debacie publicznej odnośnie do różnych kwestii medycznych, etycznych, psychologicznych?

Nie mam wrażenia dezercji świata akademickiego. Faktem jest, że nauki, które nazywamy humanistycznymi, nie są dzisiaj zbytnio promowane. Nie oznacza to jednak, że tam się nie odbywa istotna refleksja. Natomiast o wiele więcej nagłaśniane są wyniki nauk szczegółowych, a to się wiąże z tym, jaka jest dzisiaj w ogóle kondycja człowieka. O tym często pisze Papież: o kulturze nastawionej na doraźny, natychmiastowy efekt. Nauki humanistyczne takiego efektu nikomu nie gwarantują, natomiast wymagają czasu dla implementacji wypracowanych przez siebie wniosków. Ale to nie oznacza, że w tym świecie się nic nie dzieje i że mamy do czynienia z jakąś dezercją. Jest to raczej kłopot nie po stronie podaży, co po stronie popytu.

Pytanie kolejne o Synod o synodalności, bo jest on chyba wielką nadzieją dla Kościoła, a może szczególnie dla Kościoła w Polsce, gdyż ten nasz Kościół znajduje się na dość niebezpiecznym wirażu swej historii. Ksiądz Kardynał uczestniczył w październikowym spotkaniu synodu w Rzymie, a później otrzymaliśmy bardzo dobry dokument mówiący o tym, co należy zrobić. Jakie więc kroki teraz Kościół w Polsce powinien podjąć, co powinno się zmienić, na co powinno się położyć największy nacisk? Synod teraz zbiega z Rokiem Jubileuszowym.

Synod ma służyć budowaniu kościelnej wspólnoty. Więc kiedy mówimy o Roku Jubileuszowym w kluczu pojednania i budowania relacji, to synod temu sprzyja i to w wymiarze długofalowym. Oznacza to budowanie kultury życia wspólnego w Kościele, a to jest niesłychanie potrzebne. Ale żeby ta kultura wspólnego życia mogła w Kościele się rozwijać, trzeba ją oprzeć o konkrety. Trzeba przyjrzeć się tym wszystkim miejscom współpracy, które przewiduje choćby prawo kanoniczne: na ile one rzeczywiście istnieją i konkretnie działają. A chodzi mi o rady parafialne, duszpasterskie czy ekonomiczne. Na ile są one rzeczywiście reprezentacją ludzi świeckich i czy mają faktycznie coś do powiedzenia? Czy są one miejscem, gdzie dokonywana jest przez wiernych ewaluacja tego co robią duszpasterze? Podobnie winno być na poziomie diecezji, bowiem biskup ma tych rad jeszcze więcej. Jest też mowa o tym, żeby synod w diecezji stał się wydarzeniem cyklicznym i odbywał się nie tylko okazjonalnie, raz na 30 lat jak to bywa. Powinien być organizowany w cyklu dwu-trzyletnim. Dokument synodalny zachęca też do popracowania nad relacjami między diecezjami w ramach każdej metropolii. To są konkretne rzeczy. Trzeba je po pierwsze przeczytać, przeanalizować i próbować coś z nimi robić.

I jeszcze pytanie o tzw. efekt Rysia, jak to nazwały media. Badania Instytutu Statystyki Kościoła  Katolickiego pokazały, że w archidiecezji łódzkiej praktyki religijne w ostatnich latach nieco wzrosły. Co by poradził Ksiądz Kardynał innym biskupom i diecezjom?

Niech Pan Bóg się zlituje nad mediami za to, co wypisują przy tej okazji.

Ale to fakt, że udało się coś dzięki olbrzymiego nacisku na pracę ewangelizacyjną jaką Ksiądz Kardynał prowadzi w Łodzi. Więc prosimy o dwa słowa na ten temat.

Po prostu trzeba być z ludźmi. Ewangelizacją jest najpierw byciem z ludźmi możliwie konkretnie i stawianiem z odwagą pytań, które mają charakter osobisty. Ewangelizacja oznacza głoszenie Słowa Bożego, ale przede wszystkim wychodzenie do ludzi i angażowanie ich, żeby wychodzili do świata. Nie ma np. lepszych ewangelizatorów dla młodych, jak sami młodzi. Pan Bóg jest łaskaw, że działa także i tu, w Łodzi, oraz że ludzie czują się przez to zachęceni do Kościoła. Myślę, że nie robimy niczego nadzwyczajnego, robimy to, do czego Kościół jest wezwany. Czytamy Słowo, słuchamy papieża, otwieramy się na Słowo Boga i to, co Kościół pokazuje nam z inspiracji Ducha Świętego, który jest aktywny w Kościele. A jeśli są owoce, chwała Bogu.

W Polsce ciągle jesteśmy w tej fazie wyborczej. Czy wynik wyborów z 15 października to jest dla wspólnoty wierzących sygnał pozytywny czy negatywny. A może pozostaje to kompletnie bez znaczenia?

Trudno jest oddzielać wspólnotę wiernych od wspólnoty głosujących? Jeśli mówimy o tym, że żyjemy w społeczeństwie, które w 85%, (nawet w najmłodszych tych grupach wiekowych) przyznaje się do wiary, to znaczy, że ta wspólnota w ten sposób zagłosowała. W ten sposób wypowiedziała swoją odpowiedzialność za kraj, za ojczyznę, za życie publiczne. A Kościół? Powinien być gotów do dialogu z wybraną władzą dla dobra wspólnego. W Senacie odbyła się niedawno debata poświęcona wolności sumienia i religii w demokratycznym państwie prawa. Ogniskową w tej debacie były zapisy konkordatowe. Kościół nie podpisywał Konkordatu po to, żeby bronić swoich partykularnych praw i interesów, tylko żeby ustalić z państwem zasady działania dla dobra wspólnego społeczeństwa i każdego człowieka. Wobec tego celem Kościoła nie jest ochrona swoich przywilejów, tylko współdziałanie dla dobra wspólnego i dobra człowieka. I sądzę, że jest to możliwe w każdym politycznym układzie.

Aczkolwiek widzimy olbrzymie trudności, jak Ksiądz Kardynał dokładnie wie, w tym współdziałaniu z władzami dla dobra wspólnego, jeśli chodzi np. o szkołę, kwestię obrony życia czy inne?

Jak najbardziej. Tylko to nie oznacza, że mamy się wycofać. Dokąd to tylko możliwe, powinniśmy iść z ręką wyciągniętą do rozmowy.

KAI/jk

 

 

19

 

Święta lubią symbolikę.

Tradycje wieczerzy wigilijnej

Wigilia Bożego Narodzenia to jedno z najbardziej symbolicznych i rodzinnych świąt, pełne tradycji głęboko zakorzenionych w kulturze i wierzeniach chrześcijańskich. Przełamywanie się opłatkiem, pierwsza gwiazdka, 12 potraw, sianko pod obrusem i dodatkowe nakrycie dla gościa - wszystkie te elementy budują niezwykły klimat tego wieczoru.

Narodziny tradycji w Betlejem

Pierwsze obchody Bożego Narodzenia miały miejsce w Betlejem w IV wieku, a datę święta wyznaczono na 25 grudnia, symbolizującą narodziny Zbawiciela - Światłości świata - w najciemniejszą noc roku. Wigilia nawiązuje do tej symboliki poprzez zwyczaj rozpoczynania wieczerzy wraz z ukazaniem się pierwszej gwiazdki, przypominającej gwiazdę betlejemską, która prowadziła Trzech Mędrców do groty narodzenia.

Chrześcijaństwo i tradycje ludowe

Wigilia łączy tradycje chrześcijańskie z dawnymi obrzędami agrarnymi i noworocznymi. Choinka, która trafiła do Polski w XIX wieku, symbolizuje rajskie drzewo, a sianko pod obrusem przypomina o żłóbku w grocie betlejemskiej. Dodatkowe nakrycie nawiązuje do dawnych wierzeń o duszach zmarłych, dziś symbolizuje otwartość na niespodziewanego gościa.

Wigilijne potrawy

Tradycyjna wieczerza wigilijna jest postna, a ilość potraw bywała różna w zależności od zamożności rodziny - od 7 do 12, symbolizując liczbę Apostołów lub miesięcy w roku. Na stole pojawiają się ryby, pierogi, kapusta z grochem, barszcz czerwony z uszkami, a na deser kutia lub kompot z suszu. Produkty takie jak mak, kasza czy pszenica miały zapewnić dostatek i urodzaj w nadchodzącym roku.

Dzielenie się opłatkiem

Dzielenie się opłatkiem to unikalna tradycja Europy Środkowo-Wschodniej, symbolizująca pojednanie i miłość. Opłatek nawiązuje do Eucharystii i pierwszych wieków chrześcijaństwa, gdy błogosławiony chleb przynoszono do domów. W niektórych regionach zwyczaj ten obejmuje także dzielenie się opłatkiem ze zwierzętami domowymi.

Modlitwa i Pismo Święte

Kolacja wigilijna rozpoczyna się od przeczytania fragmentu Ewangelii o narodzeniu Jezusa. Wspólna lub indywidualna modlitwa w ciszy pomaga w refleksji nad mijającym rokiem i buduje rodzinne więzi. Przełamanie opłatkiem sprzyja przebaczeniu i wspominaniu nieobecnych bliskich.

Wigilijne czuwanie

Słowo „wigilia” oznacza czuwanie. Po wieczerzy często śpiewa się kolędy, a wieczór kończy Pasterka - Msza Święta o północy, będąca dopełnieniem świętowania Bożego Narodzenia.

KAI/jh

 

 

20

 

Wśród nocnej ciszy…

Czy ktoś wypowie moje imię?

Wśród nocnej ciszy… Czy ktoś wypowie moje imię?

Stowarzyszenie mali bracia Ubogich zorganizuje uroczyste spotkania wigilijne, na których seniorzy zasiądą przy wspólnym stole, podzielą się opłatkiem, zaśpiewają kolędy i spróbują tradycyjnych świątecznych potraw

Czas Świąt Bożego Narodzenia kojarzy się z rodzinnym gwarem i bliskością. Jednak nie dla wszystkich jest to radosny okres, wiele starszych osób spędzi je w samotności. Zamiast rozmów, ich domy wypełnia cisza. Stowarzyszenie mali bracia Ubogich od lat wspiera samotnych seniorów, którzy zmagają się z poczuciem opuszczenia. W ramach akcji „Podaruj Wigilię” zorganizuje dla nich świąteczne spotkania oraz wizyty domowe. Każdy może wesprzeć zbiórkę, przekazując dowolną wpłatę na organizację tych wyjątkowych wydarzeń.

Zamiast życzeń – milczący telefon, a w skrzynce pocztowej zabraknie świątecznej kartki. Święta spędzone w zapomnieniu, gdy nie słyszy się swojego imienia, a za jedyne towarzystwo służy włączony telewizor, to bardzo trudne doświadczenie, zwłaszcza gdy w pamięci wciąż są żywe Wigilie sprzed lat.

Samotność wśród osób starszych to narastający problem, który szczególnie uwidacznia się w okresie Bożego Narodzenia – czasie, który w naszej kulturze jest synonimem wspólnoty i bliskości. Według badania CBOS z 2023 roku, 62 proc. Polaków postrzega Święta jako czas przede wszystkim rodzinny.

Większość planuje spędzić Wigilię z małżonkiem, partnerem lub partnerką, a blisko połowa z rodzicami i dziećmi. Dla wielu polskich seniorów takie spotkania są niemożliwe. Ich najbliżsi odeszli lub mieszkają zbyt daleko, by odwiedzić ich w Święta. Czas, który powinien przynosić radość, staje się dla tych osób szczególnie trudny.

Jak samotność zmienia święta

Samotność sprawia, że człowiek czuje się niewidoczny i pomijany. To uczucie staje się szczególnie dotkliwe w okresie Świąt.

– Boże Narodzenie to czas, w którym każdy z nas, powinien doznać uczucia radości i spokoju. To moment, w którym powinniśmy usłyszeć życzenia, zwrócone bezpośrednio do nas. Po prostu poczuć obecność drugiej osoby. Wielu seniorów uczestniczących w Programie „Obecność” wspomina święta jako duże spotkania rodzinne, kiedy to cała rodzina zasiadała przy jednym stole. Święta spędzone w samotności, wypełnione ciszą, są dla nich niezwykle trudne – mówi Joanna Mielczarek, Członek Zarządu i Dyrektor Operacyjna Stowarzyszenia mali bracia Ubogich.

Pani Romualda, uczestniczka Programu „Obecność”, wspomina święta jako czas radosnych spotkań z całą rodziną.

– Gdy byłam dzieckiem, Wigilię obchodziliśmy bardzo rodzinnie i uroczyście. Moja Mama pochodziła z dużej rodziny, miała 11 rodzeństwa, więc do stołu zasiadało nawet 30 osób. Każdego roku świętowaliśmy u kogoś innego, ale przygotowania były wspólne, każdy coś gotował i przynosił. Zawsze była kutia, śledzie w różnych smakach, pierogi z kapustą, racuchy z jabłkami, strucla makowa, kompot z suszonych przez mamę owoców. Chociaż na co dzień żyliśmy bardzo skromnie, to święta dzięki wspólnemu wysiłkowi były naprawdę obfite – mówi.

I dodaje: - Wigilia zaczynała się od tego, że Tato przynosił snopek żyta zwany Królem i składał wszystkim życzenia. To był wspaniały ciepły, rodzinny wieczór pełen rozmów i żartów, śpiewaliśmy kolędy. Jako pierwszą Wujek zawsze intonował „W żłobie leży...”. A potem razem szliśmy na Pasterkę. Bardzo mi brakuje tej świątecznej atmosfery, wspólnych przygotowań, które były dużo trudniejsze niż obecnie, ale bardzo nas cieszyły. Teraz można kupić gotowe dania czy ozdoby, nikt nie uciera maku w donicy, nie kleimy łańcuchów z papieru i, mimo że wszystko jest łatwiejsze, to ludzie nie mają dla siebie czasu. Bardzo bym chciała przeżyć kiedyś jeszcze takie cudowne święta jak w dzieciństwie i wszystkim życzę takich wspaniałych świątecznych wrażeń, poczucia rodzinnych więzów, aby jak ja mieli co wspominać w samotnych chwilach jesieni życia.

Spraw, by nikt w te Święta nie pozostał zapomniany

Stowarzyszenie mali bracia Ubogich zorganizuje uroczyste spotkania wigilijne, na których seniorzy zasiądą przy wspólnym stole, podzielą się opłatkiem, zaśpiewają kolędy i spróbują tradycyjnych świątecznych potraw. Najważniejsze, co oferuje akcja, to obecność drugiego człowieka. W serdecznym gronie seniorzy mogą poczuć się zauważeni, ważni i otoczeni troską. Stowarzyszenie pamięta także o tych seniorach i seniorkach, którzy ze względu na stan zdrowia nie mogą uczestniczyć w spotkaniach. Wolontariusze odwiedzą ich w domach, przynosząc drobne upominki, opłatek i – co najważniejsze – swoją obecność.

Koszt jednego posiłku świątecznego w ramach akcji to 100 zł. Dodatkowo można ufundować m.in. drobny prezent (75 zł) oraz dojazd na spotkanie (60 zł). Dzięki darczyńcom seniorzy będą mogli poczuć ciepło i radość Świąt.

W tym roku Stowarzyszenie chce objąć akcją niemal 900 seniorów z 13 miast w całej Polsce.

Stowarzyszenie mali bracia Ubogich/dm - deon

 

 

21

 

Puste miejsce przy stole

Tradycja nakazuje, aby przy wigilijnym stole zostawić puste miejsce dla niespodziewanego gościa. Kim jest jednak ten „gość”? Okazuje się, że znaczenie słowa na przestrzeni wieków bardzo się zmieniło – od kogoś obcego, przybysza, tułacza, wroga po osobę oczekiwaną. – Historycznie to puste miejsce czeka na kogoś nieznajomego i niezaproszonego, kto potrzebuje naszej gościnności – mówi ekspert KUL, językoznawca prof. Henryk Duda.

Trzeba sprecyzować, że jest to „miejsce dla nieoczekiwanego, niespodziewanego gościa” – podkreśla językoznawca z Katedry Języka Polskiego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, prof. Henryk Duda. Bo w pierwotnym znaczeniu, w średniowieczu, „gość” był obcym, przybyszem, tułaczem. – Dopiero z biegiem czasu znaczenie słowa zmieniło się na kogoś, ktoś stał się oczekiwanym przybyszem, a w końcu dopiero gościem w dzisiejszym znaczeniu, czyli osobą bliską i wyczekiwaną – dodaje.

Doskonale ilustruje to fragment z Pisma Świętego w XVI wiecznym tłumaczeniu księdza Jakuba Wujka. W Ewangelii św. Mateusza znajdują się słowa wypowiedziane przez Chrystusa: „Byłem gościem, a przyjęliście mnie” (Mt 25, 35). Dla dzisiejszego odbiorcy to zdanie jest niezrozumiałe, bo przecież gości się zawsze oczekuje i przyjmuje. We współczesnym tłumaczeniu  Biblii Tysiąclecia czytamy już „Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie”.

Gość – obcy i przybysz

Grecki oryginał Ewangelii w Przypowieści o sądzie ostatecznym używa słowa „ksénos”, które oznacza obcego lub cudzoziemca. Czyli pierwotnie „gość” był kimś z zewnątrz, kogo jednak wedle słów Jezusa należało przyjąć z otwartością.

Jak wyjaśnia prof. Henryk Duda, wyraz „gość” należy do starej warstwy słownictwa, jeszcze pochodzenia indoeuropejskiego. Stąd jego odpowiedniki w innych językach tej rodziny brzmią podobnie – w angielskim „guest” czy 
niemieckim „Gast”. – Z kolei w łacinie mamy słowo „hostis” , które pierwotnie oznaczało obcego, a z czasem zaczęło znaczyć „wróg” – mówi prof. Duda.

Część językoznawców tłumaczy zjawisko kulturowo, odmiennym podejściem do obcych. Dla starożytnych Rzymian obcy często był zagrożeniem – dlatego „hostis” stało się synonimem wroga. Dla Słowian obcy był raczej kimś, kogo należało przyjąć – wyjaśnia. – Ta różnica w mentalności znajduje odzwierciedlenie w polskich przysłowiach, takich jak „Gość w dom, Bóg w dom”. –  Przysłowie ma głęboki sens, jeśli pamiętamy, że „gość” kiedyś oznaczał przybysza.

Dla Słowian obcy miał czuć się u nas jak w domu, jak Bóg. To piękna idea, która wciąż wydaje się aktualna – zwłaszcza w kontekście wigilijnego pustego miejsca przy stole.
Ewolucja języka i podwójne znaczenia
Historia słowa „gość” to przykład enantiosemii – zjawiska, w którym jeden wyraz w wyniku rozwoju historycznego nabywa dwóch przeciwstawnych znaczeń. W języku polskim mamy np. wyraz „czerstwy”, który oznacza „nieświeży, stary, suchy, zepsuty”. Najczęściej w kontekście chleba. Ale możemy powiedzieć „czerstwy staruszek”. I wtedy oznacza staruszka zdrowego i krzepkiego.

– Tak samo jest z „gościem”. Kiedyś był obcym, dziś jest kimś oczekiwanym. A w kontekście wigilii warto pamiętać o tej starej definicji. Puste miejsce przy stole to gest otwartości na innego – na przybysza, który, jak mówił Chrystus, jest kimś, kogo powinniśmy przyjąć – dodaje prof. Duda. – Dawne znaczenie słowa „gość” racjonalizuje zwyczaj zostawiania pustego miejsca przy wigilijnym stole. I może pamiętajmy o tym miejscu dla obcego, przybysza i tułacza, tego, który po grecku nazywał się „ksénos”, skąd mamy ksenofobię, fobię przed obcymi. Może to miejsce przy wigilijnym stole mówi nam, że ksenofobię trzeba przezwyciężyć.

 

 

22

 

Co my tak naprawdę świętujemy?

Przesłanie dla ateistów i nie tylko

- Co my świętujemy? Wydaje mi się, że wielu z nas świętuje coroczne odnowienie więzi z bliskimi ludźmi, możliwość spotkania, odpoczynku od codzienności. Niektórzy nic nie świętują, na więcej albo ich nie stać, albo nie mają ochoty. Wierzący oczywiście świętują pamiątkę narodzenia Chrystusa, niektórzy głębiej, niektórzy płycej (...). Co my świętujemy z punktu widzenia wiary chrześcijańskiej? Zwłaszcza w świecie, w którym dobrze jest nie znosić bliźniego, odróżniać się w taki sposób, który go wyklucza. To przynosi popularność, wielu obserwatorów w mediach społecznościowych, to przynosi sukces w polityce (...). Tutaj mamy przesłanie, które jest zupełnie w poprzek tej mody. Więc co my świętujemy? - pyta o. Pawła Krupę OP Dariusz Rosiak w świątecznym wydaniu podcastu "Raport o stanie świata".

    Święta to czas odnowienia więzi międzyludzkich, refleksji nad człowieczeństwem i przypomnienia, że Bóg, stając się człowiekiem, nadał ludzkiej naturze wyjątkową wartość.

    Tajemnica Bożego wcielenia ukazuje, kim jesteśmy i czym możemy być jako ludzie – stworzeni na miarę Słowa, które stało się ciałem.

    Święta to okazja do większej miłości i przebaczenia, ale wymagają spojrzenia poza siebie i uznania Chrystusa za ich centralną postać, co pozwala lepiej zrozumieć nasze człowieczeństwo.

Co my tak naprawdę świętujemy?

- Świętujemy człowieczeństwo. Jeżeli Bóg stał się człowiekiem, to znaczy, że ten człowiek ma wartość. Bóg stał się człowiekiem, więc to znaczy, że warto było dla Boga nim się stać. To oznacza, że jesteśmy ważni - stwierdza dominikanin.

- My nie obchodzimy urodzin ważnego Boga-człowieka. My obchodzimy tajemnicę, która nam pokazuje, kim my tak naprawdę jesteśmy. Chrystus jest miarą naszego człowieczeństwa. My czasem mówimy: "Bóg stał się człowiekiem, to jest Jego uniżenie. To w Bogu jest takie fajne, że On stał się tym człowiekiem". Zapominamy, że my jesteśmy ludźmi, bo On jest Bogiem. On nam pokazuje, czym nasze człowieczeństwo może być - dodaje zakonnik.

"Jesteśmy stworzeni na miarę Słowa, które stało się człowiekiem"

- Świat jest stworzony Słowem. Druga Osoba Trójcy Świętej to przecież jest Chrystus – Słowo. Są takie przepiękne miniatury, albo rzeźby, na których Bóg w postaci Chrystusa mierzy wszechświat, tworząc go. To Bóg-człowiek to robi, a więc ten świat jest stworzony na miarę człowieczeństwa tego Słowa, a w tym człowieczeństwie jesteśmy my. My jesteśmy ludźmi tak jak Chrystus, a nie Chrystus jest człowiekiem tak jak my. Jesteśmy stworzeni na miarę Słowa, które stało się człowiekiem - zauważa o. Paweł Krupa.

- Dla tysięcy ludzi to, o czym ojciec powiedział, jest albo abstrakcją, albo majaczeniem człowieka z epoki średniowiecznej. Jaki jest przekaz świąt dla tych ludzi, dla których chrześcijaństwo przestało być punktem odniesienia? Dla których chrześcijaństwo dzisiaj to jest głupota, albo pedofilia księży, to jest opresja przez wieki, krucjaty, kolonializm, to są wszystkie patologie, które możemy zebrać i w tej chwili obsadzić w tej roli chrześcijaństwo. Co by ojciec im powiedział? - zapytał Dariusz Rosiak.

Nie jesteśmy bohaterami Bożego Narodzenia

- Chrystus zawsze będzie przypominał o człowieczeństwie, tylko trzeba Jego słuchać i Nim się zająć. Za każdym razem jak są święta, to w różnych popularnych serwisach internetowych natychmiast są historie o zgwałconej zakonnicy, o księdzu pedofilu, o księdzu pijaku i tak dalej. Okej, o tym trzeba mówić, to trzeba napiętnować i zmieniać.

- Natomiast treścią, ani bohaterem tych świąt nie jesteśmy my. Wydaje mi się, że jeżeli uda nam się przestawić ten moment, to stanie się coś fajnego. Jeżeli uzmysłowimy sobie, że to nie my jesteśmy bohaterami tych świąt, tylko ktoś inny. Można (dzięki temu) być bardziej człowiekiem. Możemy trochę więcej kochać, trochę więcej przebaczać – to są proste sprawy. Jeżeli nad nimi pomyślimy chociaż trochę w czasie tych świąt, to myślę, że byłoby bardzo dobrze - zaznaczył dominikanin.

 

 

23

 

Co świętujesz w Boże Narodzenie?

Na temat Bożego Narodzenia powstało już trochę literatury. Między innymi XIX-wieczna opowieść „Begkristall” („Kryształ górski”) A. Stiftera.

Zaczyna się jak baśń. Dzieci wysłane w wigilię do sąsiedniej wsi  z prezentami dla dziadków idą przez przełęcz. (Swoją drogą, co na to opieka społeczna?) Dopada je zawieja. Znana ścieżka znika, dzieci idą coraz wyżej. Z przerażeniem stwierdzają, że znalazły się wśród skał. Ratunkiem jest  grota, w której w jedyną taką noc doświadczają niezwykłych przeżyć. Mieszkańcy wsi ruszają na ratunek zagubionym dzieciakom, by je w końcu znaleźć. Przeżycia – kto wie czy były prawdziwe? Sprawdzalna okazała się miłość bliźniego, ofiarność wiejskiej wspólnoty, wyrugowanie uprzedzeń przez współdziałanie dla ważnego celu.

W klimacie opowieści Stiftera religia ma się całkiem dobrze. Jest ludowa pobożność, oczekiwanie na narodziny Dzieciątka, przeżycie tych Narodzin w niezwykłych okolicznościach i miłość bliźniego wypływająca przecież nie z czego innego jak z sumień kształtowanych przez wieki nauczaniem Kościoła. 

Książeczka doczekała się kilku wersji filmowych,  raczej „na motywach,” niż wiernie oddających literacki oryginał. W ostatniej wersji Boże Narodzenie… znika. Dzieci po prostu idą w góry, by odnaleźć kryształ, który dzięki magicznym właściwościom ma doprowadzić  do pojednania zwaśnionych wiejskich społeczności.

We współczesnej filmowej - świątecznej - baśni dla dzieci Bożego Narodzenia  też nie ma. Jest zima, śnieg. Dzwon zwiastuje rozpoczęcie jakichś nienazwanych świąt, filmowe bohaterki nie wiedzą jednak jak świętować. Ale od czego są przyjaciele... Dzielny  bałwanek rusza w wigilijną podróż i zbiera tradycje związane z – jakim? chyba zimowym - świętowaniem.  Śpiew w starym stylu i w nowoczesnym, uroczyste stroje, zielone girlandy, pierniki, prezenty. Najciekawszą tradycją jest chyba rodzinny pobyt w saunie praktykowany  gdzieś na dalekiej  Północy. Godne potępienia zaś siedzenie przy „zwłokach zrąbanej choinki.”

Bałwanek podczas zimowej podróży popada jednak w tarapaty. Przyjaciele ruszają na pomoc. Oczywiście całość  kończy się happy endem. I genialnym wnioskiem – najważniejsi w świętowaniu, kochani, jesteśmy my dla siebie nawzajem.

Tak, to ważne, że jesteśmy w ten dzień szczególnie dla siebie nawzajem, że dzielimy się opłatkiem, składamy życzenia i prezenty ale to przecież w końcu czyjeś konkretne - właśnie Boże Narodzenie.

Maria Sołowiej – „wiara.pl”

 

 

24

 

Mbappé: wszystko w moim życiu jest darem od Boga

Wszystko w moim życiu jest darem od Boga – deklaruje słynny piłkarz Realu Madryt Kylian Mbappé. W wywiadzie dla telewizji Canal+, przeprowadzonym z okazji przypadającej w ubiegły piątek jego 26. rocznicy urodzin, kapitan reprezentacji Francji podkreślił znaczenie swej relacji z Bogiem w jego życiu i sportowej karierze.

„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan” – oświadczył zawodnik w czasie rozmowy. Wyznał, że uważa siebie za „uprzywilejowanego” z tego powodu, że przyszedł na świat z piłkarskim talentem.

Każdy etap sukcesu, jaki osiągnął, nosi w jego przekonaniu znamię wyższego planu. „Wszystko, co mnie spotkało, było darem od Boga. Kiedy byłem młody, byłem utalentowany, ale spotkałem właściwych ludzi we właściwym czasie. Otrzymałem pomoc we właściwym czasie, zostałem zmotywowany we właściwym czasie, we właściwym czasie mnie ochroniono” – mówi Mbappé. Teraz chce pomagać dzieciom, by tak jak on pokonały stojące przed nimi przeszkody.

Mbappé, mający pochodzenie kameruńsko-algierskie, wychowywał się w podparyskim Bondy, gdzie uczęszczał do katolickiej szkoły.

 

 

Świeci i błogosławieni w tygodniu

25 grudnia - św. Anastazja

25 grudnia - św. Piotr Nolasco, prezbiter

26 grudnia - św. Szczepan, diakon i pierwszy męczennik

27 grudnia - św. Jan, Apostoł i Ewangelista

28 grudnia - święci Młodziankowie, Męczennicy

29 grudnia - św. Tomasz Becket, biskup i męczennik

30 grudnia - św. Egwin, biskup

31 grudnia - św. Katarzyna Laboure, dziewica i zakonnica

31 grudnia - św. Sylwester I, papież