W BLASKU MIŁOSIERDZIA

53/999 – 22 grudnia 2024 r. B.

INTERNETOWE WYDANIE TYGODNIKA
 
 
 
Dzisiaj już 999
numer wydania tygodnika  !!!
 
 
 
5
 
 
Niedziela - 22 grudnia 2024 r.
 
IV NIEDZIELA ADWENTU rok „C”
 
 
3
 
 
Czytania
Pierwsze czytanie: Mi 5,1-4a
Psalm: Ps 80
Drugie czytanie: Hbr 10,5-10
Ewangelia: Łk 1,39-45
 
Ewangelia
Maryja jest Matką oczekiwanego Mesjasza
Łk 1, 39-45
✠ Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
     W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w ziemi Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę.
     Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona głośny okrzyk i powiedziała:
     «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto bowiem, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jest, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana».
 
 
1
 
 
Komentarz na niedzielę
     W Czytaniach z IV niedzieli Adwentu wyraźnie czuje się już atmosferę oczekiwania. Już zaraz. Jeszcze chwila. W końcu się doczekamy. I się zacznie.
      Adwent tegoroczny zbliża się do swego kresu, jakim jest bliska już uroczystość Bożego Narodzenia, trwała i dynamiczna pamiątka pierwszego przyjścia Chrystusa, kiedy to On „narodził się z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem”. Cały więc adwent to czas szczególnie maryjny (roraty i siódma świeca symboliczna na ołtarzu!).      
     Dziś jednak Kościół skupia naszą uwagę na Bogarodzicy w sposób szczególny. Mianowicie ukazuje w Niej nie tylko kres pierwszego dziejowego adwentu, wypełnienie oczekiwania Mesjasza przez Lud Boży Starego Przymierza, lecz coś więcej. Nie tylko wskrzesza wspomnienie o minionych faktach. Drugi bowiem adwent – ten nasz w Kościele – trwa nadal, zmierzając do Drugiego Przyjścia Chrystusa, do paruzji. A w tym naszym wciąż aktualnym adwencie, w tej niepowtarzalnej szansie życiowej, która wymaga od nas świadomej decyzji, postać Maryi jest szczególnie doniosła: to – jak mówi Sobór – „znak pewnej nadziei i pociechy”.
To może wydawać się dziwne, ale w czytaniach kolejnych niedziel bardzo często pojawia się w zasadzie jedno wyzwanie: zaufajcie Bogu. Tak jest i tej niedzieli. Zaufajcie, choć wydaje wam się, że Bóg zawodzi. Nie, On cały czas realizuje swój plan. Tylko niekoniecznie tak, jak tego człowiek oczekuje. Bo człowiek, cóż, czasem w swojej nadziei czegoś nie zauważy, coś opacznie zrozumie... Warto uczyć się Boga; jego widzenia spraw....
 
 
7
 
 
W dzisiejszym numerze
- Chrześcijańska rewolucja
- Droga do człowieka
- Spotkanie, które uczy
- W duchu wiary
- Radość w Duchu Świętym
- Błogosławiona, która uwierzyła
- Ks. Strzelczyk: nie da się miłować Boga, którego się nie widzi, jeżeli nie miłuje się brata, którego się widzi
- Wigilijne tradycje mają głęboki sens duchowy. Nie zaklinajmy nimi rzeczywistości
- Polska choinka pokonała Nowy Jork – Kraków z tytułem najpiękniejszej miejskiej dekoracji
- Cud świętego Januarego. Krew się nie rozpuściła. Wierni wstrząśnięci
Rodzinna modlitwa przy wigilijnym stole
- Święci i błogosławieni w tygodniu
 
 
 
6
 
Chrześcijańska rewolucja

Czwarta niedziela Adwentu rozpoczyna bezpośrednie przygotowanie Kościoła do świąt Bożego Narodzenia. Dlatego przewodnikiem w tym czasie jest dla nas Maryja – ta, która była najbliżej wcielenia. To przez nią, przez jej człowieczeństwo Bóg przyjął ludzką naturę i przyszedł na świat jako dziecko.

Z ust proroków w Starym Testamencie padało wiele mesjańskich proroctw. Jednak nikt w Izraelu nie potrafił sobie do końca wyobrazić, jak będzie wyglądało owo pierwsze przyjście Zbawiciela. Sama Maryja w momencie zwiastowania zada pytanie: „Jakże się to stanie?”. Dzisiejsze pierwsze czytanie pokazuje, że Bóg nawet prorokom nie wyjawił szczegółów realizacji swego zbawczego planu. Micheasz wiedział tyle, że nastąpi to wtedy, gdy „porodzi mająca porodzić”. Ale Bóg dał mu poznać istotę swego zamiaru wobec świata. A polega ona na całkowitym odwróceniu porządków. Władca, który pochodzi „od dni wieczności”, wyjdzie z nic nieznaczącego Betlejem – siedziby najmniejszego z plemion judzkich. Władca ten narodzi się dla Boga i dla świata, bo „wyjdzie dla mnie” – mówi Pan – i dla braci. On stanie przy nich i nakarmi swój lud mocą Pańską, a Jego potęga nie będzie miała granic. W Nim też zapanuje trwały pokój. Nie było przed Chrystusem takiego króla i nie będzie nigdy po Nim. Herbert McCabe napisał kiedyś, że jeśli chrześcijaństwo nie jest rewolucją, to nic innego nie można nią nazywać. Przez wcielenie Bóg dokonał radykalnej odnowy świata. Takie właśnie przesłanie płynie z Magnificat, w którym Maryja zapowiada całkowity przewrót w porządku duchowym, ideowym i społecznym.

Bóg narodził się w Betlejem, aby w życiu każdego człowieka i każdej wspólnoty przeprowadzić ożywczą rewolucję. Nam pozostaje zgodzić się na nowy Chrystusowy porządek. Dlatego ostatni akord adwentowych przygotowań wybrzmiewa szczególnie czysto w szczerym wołaniu psalmisty: „Daj nam nowe życie, a będziemy Cię chwalili” (Ps 80).

Paweł Dąbrowski OP – „wdrodze.pl”

 

 

 

12

 

Droga do człowieka

Maryja, jak słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, poszła do swojej krewnej Elżbiety w odwiedziny. Poszła, bo Elżbieta oczekiwała dziecka. Poszła, bo postanowiła przyjść jej z pomocą. Odległość, którą musiała pokonać, była duża. Podróż musiała być trudna, ale Ona podjęła ten wysiłek, bo tak czuło Jej serce. Nie może zostawić Elżbiety bez pomocy, dlatego idzie z pośpiechem, niezwłocznie.

Jaka nauka płynie dla nas z tej sytuacji? Przede wszystkim postawmy sobie kilka pytań. Czy znamy drogę do naszych bliskich? Czy znamy drogę do tych, do których powinniśmy ją znać? Czy żona zna drogę do męża? Czy mąż zna drogę do żony? Czy rodzice znają drogę do dzieci i odwrotnie?

Wydaje się, że najpierw należy zapytać, czy znamy drogę do Boga. Niedługo będziemy obchodzili święta Bożego Narodzenia – tajemnicę przyjścia Boga do ludzi. Bóg znalazł drogę do człowieka. Tą drogą była Maryja. Ale Bóg nie mógłby zejść do człowieka, gdyby wcześniej Maryja nie znalazła drogi do Boga. Widać to wyraźnie w okrzyku Elżbiety, która powiedziała: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”. U początków poszukiwania drogi do Stwórcy była wiara Maryi w słowo wypowiedziane przez Boga. Uwierzyła, dlatego Bóg mógł przyjść na ziemię.

Podobnie jest z nami. Jeśli znajdziemy drogę do Boga, to z pewnością odnajdziemy też drogę do drugiego człowieka. Maryja idzie z pośpiechem do Elżbiety. To konkretny czyn. I my, jeśli tylko znamy drogę do Boga, możemy iść z pośpiechem do drugiego człowieka.

Z drogą do drugiego człowieka łączy się radość. Jej źródłem jest Bóg, który napełnia serce człowieka chcącego wspierać bliźniego.

Nie ustawajmy więc w trosce o wiarę w Boże słowo. Z wiary rodzi się pragnienie szukania drogi do drugiego człowieka. I choć czasem trzeba pokonać wiele przeszkód – jak na przykład w wędrówce Maryi do Elżbiety – to jednak warto. A nawet trzeba. Uczyńmy wszystko, aby wciąż na nowo odnajdywać drogę do serc bliskich nam osób.

Ks. Andrzej Mojżeszko – „Ekspres Homiletyczny”

 

 

 

13

 

Spotkanie, które uczy

Hanna Malewska w powieści historycznej Przemija postać świata przedstawia ostatnie lata istnienia Cesarstwa Rzymskiego w czasach panowania Justyniana w V wieku. Jednym z bohaterów „gockiej epopei” jest Kasjodor, wszechwładny minister króla Gotów Teodoryka. W obliczu tragedii ludzi i kultury stawia sobie za cel ratowanie skarbów kultury. W swojej posiadłości w Vivarium gromadzi więc skrybów z całej Italii, kupuje drogocenne dzieła i troszczy się o ich przepisywanie. W tej właśnie powieści zapisana jest wzruszająca scena, w której Kasjodor u schyłku życia przychodzi na salę, gdzie pracują skrybowie. „Ostatni” Rzymianin, człowiek mający już dziewięćdziesiąt trzy lata, zauważa na stole resztki jakiegoś spalonego foliału, z czcią bierze je do ręki, podchodzi bliżej okna i odczytuje jedno zdanie uratowane z całej księgi: „Jak piękny jest człowiek, kiedy jest człowiekiem”. Po przeczytaniu tych słów starzec zaczyna płakać.

Ta wymowna scena ma wyraźne odniesienie do czasów współczesnych, w których zawrotny postęp cywilizacyjny odczłowiecza coraz większą liczbę ludzi. Stając się niewolnikami czasu, zapominamy o swoim powołaniu. Adwent i zbliżające się święta Bożego Narodzenia mają nam przypomnieć o naszym miejscu w dziele stworzenia. Jednym z elementów człowieczeństwa jest możliwość spotkania i dialogu. W dzisiejszej Ewangelii Bóg ukazuje nam modelowe spotkanie dwóch kobiet, które zapraszają na nie także Stwórcę. Za kilka dni i my mamy się spotkać z Dzieciątkiem, dlatego przyjrzyjmy się zachowaniu Maryi i św. Elżbiety.

Pierwszy element spotkania zawarty jest w słowach ewangelisty: „Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry”. Matka Najświętsza miała wewnętrzną potrzebę spotkania się ze św. Elżbietą. Prawdziwe spotkanie i prawdziwy dialog mogą mieć miejsce jedynie wtedy, gdy człowiek ma pragnienie ich zaistnienia. Popatrzmy chociażby na nasze rodziny. Gdzie istnieje wola porozumienia, chęć spotkania się, rozmowy, nie ma większych konfliktów. Taki dialog ułatwiony jest przez pragnienie bycia ze sobą. Maryja rozumiała to doskonale, dlatego wyruszyła w niełatwą drogę, choć była w stanie błogosławionym.

Ponadto to Ona podjęła inicjatywę spotkania, pokazując w ten sposób, że prawdziwe spotkanie wymaga konkretnych czynów. Jeśli zatem chcemy się spotkać z Chrystusem, powinniśmy uczynić krok w stronę Betlejem. Może to być przede wszystkim oczyszczenie z grzechów, lepsza jakość życia, zadbanie o atmosferę rodzinną we własnym domu. Johann Wolfgang Goethe pisał: „Najpierw poucz siebie, a potem niech cię pouczają inni”. Popatrzmy zatem na swoją osobistą inicjatywę w szukaniu okazji do spotkania z Bogiem, ot choćby w drugim człowieku, tak jak to uczyniła Maryja.

Przyglądając się bacznie spotkaniu tych dwóch kobiet, trudno nie zauważyć ich radości. One doskonale rozumiały podniosłość chwili. Obie były przepełnione radością, że mają możliwość porozmawiania i przebywania ze sobą. Radość ze spotkania to, obok chęci i inicjatywy, trzeci ważny czynnik kreujący spotkanie i dialog. Święty Franciszek Salezy pisał, że radość otwiera serca, smutek je zamyka. Ktoś, kto nie potrafi się cieszyć z obecności drugiego człowieka, nigdy nie podejmie konstruktywnego dialogu, nie wzbudzi zaufania. Dlatego też ważna staje się praca nad swoim wnętrzem. Prawdziwa radość bierze się z pokoju w sercu! Musimy walczyć o ten pokój, ponieważ tylko będąc nim napełnieni, będziemy umieli spotykać się z innymi.

Dzisiejszą Ewangelię kończy przepiękny dialog Maryi i św. Elżbiety, który eksponuje jeszcze jedną ważną cechę prawdziwego spotkania. Jest nią afirmacja rozmówcy. Obie kobiety pozdrawiają się wzajemnie i akceptują. Święta Elżbieta wypowiada do Maryi słowa: „Błogosławiona jesteś”. Nie ma więc prawdziwej rozmowy bez wzajemnej akceptacji, która jest oparta na szacunku i miłości! Przygotowując się do spotkania z Dzieciątkiem, popatrzmy z miłością na naszych rozmówców. Zapytajmy samych siebie, czy ich szanujemy, czy ich akceptujemy (niekoniecznie ich postępowanie).

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, jeśli mają być one owocne, muszą im towarzyszyć: chęć, inicjatywa, radość i akceptacja. Prośmy Matkę Bożą o taką właśnie postawę słowami modlitwy ułożonej przez św. Urszulę Ledóchowską:

Gdy strach nas ogarnia, podnieśmy oczy

ku jasnej Gwieździe naszej, wołajmy do Niej,

prośmy o pomoc, o opiekę.

Choć wkoło nas szaleje burza,

w nas samych powstaje wielka cisza,

bo z nami Maryja, a z Maryją zawsze Bóg.

 

Ks. Janusz Mastalski – „Ekspres Homiletyczny”

 

 

 

14

 

W duchu wiary

Nasze życie można przedstawić jako pielgrzymkę, która – jak zauważa papież Franciszek – jest obrazem drogi. Tę drogę każda osoba pokonuje w czasie swojego życia, aż do osiągnięcia właściwego celu. Wymaga to poświęcenia i zaangażowania, byśmy byli miłosierni dla innych (por. MV 14).

Patrząc z tej perspektywy na dzisiejszą Ewangelię uświadamiamy sobie, w jakim kluczu należy odczytać pielgrzymkę Maryi do domu Zachariasza i Elżbiety w Ain-Karim. Nie jest to zwykłe spotkanie towarzyskie dwóch kobiet, krewnych, które zobaczyły się ze sobą po długim czasie niewidzenia. Między Maryją i Elżbietą odbywa się dialog, który daleko wykracza poza ramy rodzinne. Przenosi się na płaszczyznę duchową.

Oto Elżbieta, kiedy usłyszała pozdrowienie Maryi, doznała zachwytu – „poruszyło się dzieciątko w jej łonie”. To Duch Święty sprawił, że Jan Chrzciciel poruszył się w bliskości oczekiwanego Zbawiciela. Maryja wniosła więc do domu Elżbiety Ducha Świętego i radość oraz przyszła z konkretną pomocą, z posługą miłosierdzia. Elżbieta natomiast oddała Maryi cześć, pozdrawiając Ją jako Matkę Pana i nazywając „błogosławioną”.

W czwartą niedzielę Adwentu odkrywamy obecność błogosławionej Maryi, przewodniczki na drogach adwentowej tęsknoty i oczekiwania na spotkanie z Panem. Staramy się spojrzeć w duchu wiary na naszą tegoroczną drogę adwentową i dostrzec sens naszego pielgrzymowania wiary, które odbywa się we wspólnocie Kościoła. Pomocą w tym są: tegoroczne roraty, słuchanie słowa Bożego, rekolekcyjne ćwiczenia duchowe czy spotkanie z Bogiem miłosierdzia w sakramencie pokuty i pojednania. Adwentowy rachunek sumienia pomógł nam odświeżyć spojrzenie na Boga, otaczający nas świat i własne życie. Otworzył nasze oczy wiary na jakość naszej relacji z Panem, jak i na głębokie pokłady dobra w naszym sercu. Adwentowy kalendarz zachęcał, aby nie ustawać w drodze, a kolejne świece na wieńcu adwentowym przypominały o zbliżającej się wielkimi krokami rocznicy urodzin wyjątkowego obywatela ubogiej mieściny Betlejem.

Dzisiejsze słowo Boże uświadamia nam, że znajdujemy się w bliskości Świąt Bożego Narodzenia. Ten czas staje się okazją do tego, aby przez pryzmat bajkowych ozdób, kolorowych reklam, suto zastawionego stołu spojrzeć na swoje życie w kategoriach Bożej radości. Mimo iż Bóg przychodzi w sposób bardzo delikatny, to i tak może naruszyć nasz domowy spokój, bo zjawi się akurat nie w porę. Łatwo wtedy zagłuszyć Bożą radość przez smutek, który rodzi się w chciwym sercu człowieka, przyzwyczajonego do wygody i egoizmu.

Narodziny Jezusa Chrystusa są również okazją do spotkań, szczególnie w gronie najbliższych i rodziny. Przypominają nam, ze nasz relacje mają być kształtowane w duchu wiary i przepełnione miłości. Może zasiądziemy do wspólnego stołu z kimś nieznajomym, nie tylko dlatego, że taka jest tradycja. Może uda nam się spotkać z kimś, z kim dawno już nie rozmawialiśmy albo zasypać przepaści nienawiści, zazdrości czy patrzenia na siebie z daleka. Wszystko w duchu chrześcijańskiego miłosierdzia, którego nauczycielką jest dla nas Maryja.

Ks. Leszek Smoliński – „wiara.pl”

 

 

 

2

 

Radość w Duchu Świętym

Kiedy słuchamy dziś Ewangelii, to trudno nie odczuć ogromnej radości, jaka bije z tego świętego tekstu. Emanuje ona ze spotkania Maryi i Elżbiety oraz dzieci, które w sobie nosiły: Jezusa i Jana. Jest to najpierw spontaniczna radość, jaka się rodzi przy spotkaniu ludzi sobie bliskich, którzy dawno się nie widzieli, ale rozważając uważnie słowo Boże, dostrzegamy znacznie głębsze źródło tej przeogromnej radości. Jest nim macierzyństwo – cudowne Boże działanie, które w tak niezwykły sposób objawiło się w tych niewiastach. Elżbieta, niepłodna i posunięta w latach, oraz Maryja, dziewica, która poczęła z Ducha Świętego, zostały matkami.

Ale to jeszcze nie wszystko, gdyż pełnia radości, jaką obserwujemy w tym fragmencie Ewangelii, jest zawarta w oddziaływaniu Ducha Bożego na człowieka. Przecież to On przekazuje Maryi i Elżbiecie wieści, które były zakryte przed ich sercami i umysłami. To On pozwala im doświadczyć nie tylko ludzkiej radości spotkania, ale i tej, która wypływa z prawdy niezwykłych dzieł Bożych, jakie się w nich dokonują, oraz spojrzenia na nie z wielką wiarą.

To Duch Święty pozwala Elżbiecie dostrzec w Maryi całe piękno Jej zawierzenia Bogu, za które Ją czcimy i wysławiamy. Zanim Maryja odpowiedziała Gabrielowi: „niech mi się stanie według twego słowa!” (Łk 1,38), wpierw niejako poczęła Jezusa w swoim sercu przez głęboką wiarę. Elżbieta cieszy się tym faktem i z radością to oznajmia: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana” (Łk 1,45).

Zachariasz, mąż Elżbiety, był człowiekiem sprawiedliwym i przez całe życie gorliwie się modlił. W kluczowym momencie, kiedy Bóg przez anioła oznajmił mu, że Elżbieta porodzi mu syna, jednak zabrakło mu wiary. Pan odebrał mu mowę aż do dnia narodzin jego potomka (por. Łk 1,20), aby to doświadczenie przemieniło jego serce. Dlatego też pełna zawierzenia postawa Maryi wobec tego, co mówi do Niej Bóg, tym większą radość wyzwala w sercu Elżbiety, gdy może powitać swoją krewną. Właśnie ten wymiar radości ze spotkania człowieka głębokiej wiary jest dla niej najbardziej budujący. Ona jest zachwycona postawą Maryi i przeniknięta radością, że ktoś o takiej głębi wiary odwiedza właśnie ją. Dlatego wydaje okrzyk: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” (Łk 1,43). Wspaniałe jest to, że choć nie odnajduje takiego zawierzenia w sobie ani u swojego męża, nie ma w niej cienia zazdrości. Jest tylko wielka radość, że oto pojawił się ktoś, kto w sposób tak bezwarunkowy zawierzył Bogu.

Widzimy przedziwne działanie Ducha Świętego w Maryi i Elżbiecie. Ale chodzi o to, abyśmy Jego działanie odkrywali również w sobie i w drugim człowieku. Trzeba nam się nim zachwycić oraz czynić wszystko, aby radość z doświadczenia tego działania była w nas autentyczna i coraz większa. Wspaniale motywuje nas do tego św. Paweł, pisząc: „I nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia” (Ef 4,30). Pozwalajmy zatem Duchowi Świętemu czynić to, czego pragnie, i bądźmy czujni, by uchwycić każde Jego natchnienie.

Jakże często pragniemy dotrzeć do drugiego człowieka, aby go lepiej poznać. Usiłujemy go na różne sposoby rozszyfrowywać, aby się dowiedzieć, dlaczego tak, a nie inaczej się zachowuje. I choć mamy jak najszczersze i najlepsze intencje, to dzisiejsza Ewangelia poucza, że najwięcej o drugim człowieku może nam powiedzieć sam Bóg, jeśli w modlitwie potrafimy się otworzyć na to, co do nas mówi, kiedy szukamy u Niego rozwiązania trudnych problemów dotyczących nas samych, a także naszych relacji z bliźnimi.

To jest dla nas wielkie wyzwanie, abyśmy pozwalali Duchowi Świętemu inspirować nasze życie, by On przygotowywał i przeprowadzał nasze sprawy tak, jak kierował spotkaniem Maryi i Elżbiety. Weźmy to sobie do serca, aby nie przeszło obok nas to wielkie wołanie o umiejętność rozpoznawania Ducha Bożego w naszej codzienności.

Kiedy po ludzku trudno nam czasem uwierzyć w to, co mówi Pan Bóg, patrzmy wówczas na wiarę Maryi, za którą Elżbieta Ją podziwia. Patrzmy na Nią nieustannie! Wpatrujmy się w ten cudowny przykład milczącej i słuchającej niewiasty, która właśnie w tym milczeniu i zasłuchaniu jest tak wspaniała. Maryja bowiem umie milczeć i wie, kogo słuchać, dlatego jest w stanie przyjąć słowo Boże z tak zdumiewającą otwartością i ufnością. Ona je następnie nieustannie rozważa i z całą konsekwencją realizuje, począwszy od zwiastowania aż po krzyż.

Prośmy Boga, abyśmy zawsze chcieli wsłuchiwać się w Jego słowo, abyśmy otwierali się na działanie Ducha Świętego w nas i radowali się z Jego obecności w drugim człowieku. Niech Maryja będzie nam w tym przewodniczką.

Ks. Kazimierz Skwierawski – „ekspres Homiletyczny”

 

 

 

9

 

Błogosławiona, która uwierzyła

W okresie Adwentu liturgia przemawia do nas i poucza nas odwołując się do trzech wielkich przewodników: Izajasza, Jana Chrzciciela i Maryi: proroka, prekursora i matki. Każdy z nich miał swoje miejsce i zadanie, które wyznaczył sam Bóg w odpowiedzi na potrzeby, biedę i zagubienie Narodu Wybranego. Ostateczną odpowiedzią Boga zatroskanego o człowieka jest Jezus Chrystus.

Dziś liturgia przybliża nam Matkę. Ona pomaga nam wzmóc i nasilić nasze oczekiwanie. Maryja jest uosobieniem adwentowego oczekiwania. Oczekiwanie nabrało dla Niej sensu bardzo realnego i delikatnego, który ma dla każdej kobiety fakt oczekiwania narodzenia dziecka.

Dzięki Niej Bóg zaczął żyć życiem człowieka. Stanął wśród nas. Nie trzeba sądzić że moment ten zaznaczył się czymś niezwykłym w małej mieścinie Betlejem. Sprawdziła się przepowiednia proroka Micheasza: „A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich. Z ciebie wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu”.

W tym czasie ludzie pracowali jak zwykle i jak zwykle załatwiali swoje własne sprawy. W dalekim Rzymie panował wielki Oktawian August, w małej Galilei zależny od niego Herod Antypas, a w całym imperium rzymskim wyjątkowy spokój, jakiego dawno nie było a i później długo nie będzie. Żaden tron nie zadrżał, gdy Bóg wkraczał w historię ludzką i nikt nie odrywał się od pracy.

I słusznie.

Bóg nie przychodzi bowiem odbierać komukolwiek jakąś władzę, ale ją uszlachetnić, nie odrywać od pracy ale ją odkupić, tzn. zdjąć z niej znamię przekleństwa i nadawać jej perspektywy, wymiary i wartości wieczne.

Ona, jako Matka, stoi na straży pełnej prawdy o Jezusie Chrystusie i Jego misji. Nie pozwala zapomnieć, że On był Bogiem, ale także człowiekiem. Że obok wielkich dni cudów istniały w Jego życiu piękne dni dzieciństwa, kiedy był bezradny, malutki, głodny. I potem, kiedy wzrastał i z młodzieńczą ciekawością dziwił się światu i ludziom. Wtedy z Nim była Jego Matka. Fakt, że była Matka, przybliża nam również tajemnicę Wcielenia.

Zamyślenie się nad treścią życia Syna, wnikliwe przypatrywanie się temu, co czynił, czego nauczał i co sam mówił o sobie, nakazuje powracać do Matki i odkrywać w Niej nowe, nie przewidywane przedtem treści. Jej jedyną w swoim rodzaju rolę w dziele zbawienia świata. Ale to już są sprawy, do których dotrzeć można tylko w klimacie wiary. Tego piękna i tej wielkości nie zdradza żaden szczegół codziennego życia Jezusowej Matki. Potwierdza on jedynie tę prawdę, że w życiu bardzo szarym i zwykłym dokonują się wielkie sprawy Boże. To o Niej jako „mającej porodzić” prorokował Micheasz. To Ona ukrywa się w słowach Chrystusa mówiącego do Ojca: „Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś mi utworzył ciało. Wtedy rzekłem: Oto idę, abym spełniał Twoją wolę”.

Dostrzegamy ścisły związek Matki i Syna w odwiecznych planach Boga, planach dotyczących nieśmiertelnych przeznaczeń człowieka. W wielkiej i nigdy do końca nie odgadnionej tajemnicy Wcielenia, Maryja reprezentuje nas wszystkich, bo w Niej dokonało się niejako spokrewnienie Boga – Człowieka z nami wszystkimi.

Wszystko jednak kim jest Maryja, jest z Boga! Z Jego nieskończonej łaskawości. Jeśli mówimy o Niej iż jest Matką „Pięknej Miłości”, to dlatego, że czerpie z nieskończonego źródła, czerpie z Boga, który jest Miłością! Sprawcą zaś tego otwarcia się na Boga i Jego łaskawość jest Duch Święty. Maryja słyszy o tym w chwili zwiastowania: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc najwyższego Cię osłoni” (Łk 1,35).

Niech więc Duch Święty uczyni nasze serca otwartymi na Tajemnicę Boga, który nieustannie przychodzi do mnie, jak przyszedł do Nazaretu. Niech umocni w wierności wypowiedzianym słowom aż po Tajemnicę stawania pod Krzyżem. Niech uczyni serca otwartymi na potrzeby bliźnich, by przychodzić z pomocą jak Maryja śpiesząca z pomocą do Elżbiety w Ain–Karim i w Kanie Galilejskiej. Niech przychodzi nam z pomocą gdy nie potrafimy się modlić, by nasza modlitwa i życie było naszym dziękczynnym „Magnificat”, za wielkie rzeczy które nieustannie czyni dla nas Bóg! Niech uczyni serce otwarte na Słowo Boże, by i do nas odnosiło się słowo: „Błogosławiona, która uwierzyła”.

Ks. Roman Kempny – „wiara.pl”

 

 

 

15

 

Ks. Strzelczyk: nie da się miłować Boga, którego się nie widzi, jeżeli nie miłuje się brata, którego się widzi

    „Najlepszym sposobem przygotowania się na przyjście Chrystusa z góry jest właśnie czuwanie i przyjmowanie Chrystusa, który pojawia się obok nas" - mówi ks. Grzegorz Strzelczyk.

    Adwent jest okresem oczekiwania na Boże Narodzenie, ale także na powtórne przyjście Chrystusa – Paruzję.

    W początkach chrześcijaństwa Adwent koncentrował się na Objawieniu Pańskim, czyli święcie Trzech Króli.

    Liturgia Adwentu ewoluowała i podkreśla zarówno refleksję nad narodzinami Chrystusa, jak i Jego przyszłym powrotem.

    Współczesne oczekiwanie na Paruzję nie zawsze jest tak silne jak kiedyś, ale Kościół zachęca do zachowania czujności.

    Codzienne życie chrześcijanina powinno łączyć duchowe oczekiwanie z troską o bliźniego i wrażliwością na jego potrzeby.

 

Dominika Szczawińska-Ziemba: Z celem naszej drogi jako chrześcijan kojarzymy raczej paschę Chrystusa – Jego śmierć i zmartwychwstanie, ponieważ to etapy życia doczesnego i wiecznego, które dotyczą także nas. Boże Narodzenie z kolei kieruje naszą myśl na początek, ale przecież Adwent nie skupia się tylko na nim – naprowadza nas na refleksję o końcu czasów, o Paruzji. Zacznijmy jednak od tego, że Adwent to czas oczekiwania. Kiedy zaczęło się takie oczekiwanie w Kościele?

Ks. Grzegorz Strzelczyk: Adwent jest stosunkowo późny, zresztą tak jak Boże Narodzenie. W epoce patrystycznej związana z nim intuicja zaczyna nabierać kształtów, jednak akcent pada najpierw na uroczystość Trzech Króli, czyli tak naprawdę na uroczystość Objawienia Pańskiego.

Czyli przygotowywano się do święta Trzech Króli, a nie do 25 grudnia?

W dniu Objawienia Pańskiego świętowano wszystkie wydarzenia związane z objawieniem się Wcielonego. Chrystus przyszedł już w momencie poczęcia. Potem się objawia, ale z różną siłą – przez narodzenie, przez spotkanie z mędrcami, przez chrzest w Jordanie itd. Te elementy, które dzisiaj rozdzieliliśmy pomiędzy osobne obchody, w pierwszych wiekach były związane z tym, że oto Bóg nam się objawił w Jezusie. Okres wokół Objawienia Pańskiego był przeżywany trochę inaczej – skoncentrowany na wdzięczności za to objawienie. Gdy potem, w dojrzałej liturgii, te celebracje zaczęły się usamodzielniać i pojawiło się Boże Narodzenie – zwłaszcza po Soborze Trydenckim i reformie mszału, kiedy wprowadzono oktawy i okresy przygotowania, czyli pokutne, tak zwane okresy mocne – to zaakcentowane zostały głównie dwa wymiary: przygotowanie do świąt, czyli do wspominania Bożego Narodzenia, ale także to, że Chrystus powróci, a zatem Adwent ma też wydźwięk „eschatologiczny” (eschatologia to teologiczna nauka o tym, co nas czeka na końcu...).

Który akcent był mocniejszy na początku?

Mówimy o liturgii czy o tym, jak to było z oczekiwaniem Kościoła? Kiedy kształtuje się liturgia, ta dojrzała, to owo oczekiwanie jest już dosyć słabe – jeżeli w ogóle występuje, to jest raczej mocno podszyte lękiem. Akcent postawiony na sąd przeważa nad tym, który dotyczy wątku: „Przybądź, Panie Jezu; wspaniale, że przyjdziesz”. To rozejście się jest wcześniejsze od ustabilizowania się takiego rytmu liturgii, jaki mamy dzisiaj, i sięga właściwie ojców Kościoła. Wyraźne osłabienie żywego oczekiwania na powrót Chrystusa występuje już u późniejszych Ojców w wiekach IV i V.

Pierwszy etap tego słabnięcia to właściwie jeszcze Nowy Testament. Jeżeli sięgniemy do Pawła, to zauważymy, że w najwcześniejszych pismach skierowanych do Tesaloniczan wyraża jeszcze taką perspektywę, że gdy Chrystus przyjdzie (powróci), to zostaną przemienieni wraz z całą rzeczywistością stworzoną i tak – bez śmierci – przejdą do rzeczywistości Królestwa Bożego.

Był przekonany, że to wydarzy się za jego życia?

Tak, Paweł przynajmniej początkowo zakładał, że Paruzja nastąpi za jego życia, i to oczekiwanie było dość powszechne. Kiedy czytamy te fragmenty z listów Apostoła albo z Dziejów, to zwykle nawet nie myślimy o tym, że ówcześni chrześcijanie – między innymi dlatego, że oczekiwali nadejścia Chrystusa – sprzedawali majątki, wszystkie swoje dobra. Uważali, że nie ma po co ich gromadzić, nie trzeba zabezpieczać swojej przyszłości, gdyż za chwilę żadnej przyszłości nie będzie, bo Chrystus powróci. W związku z tym czuli, że lepiej zająć się potrzebami wspólnoty, tworzyli komunę, miało im to wystarczyć. Paweł w pewnym momencie zorientował się jednak, że w tradycji Jezusowej właściwie nie jest jasno powiedziane, że Paruzja nastąpi niedługo po wydarzeniach paschalnych. A już Ewangelie – spisane nieco później – wyraźnie podkreślają, że tej godziny nikt nie zna poza Ojcem. Dlatego Paweł zmienia punkt widzenia i zaczyna mówić: „Jeśli ktoś nie pracuje, to niech też nie je” (2 Tes 3,10). Jak gdyby upominał: „Słuchajcie, nie wiemy, kiedy Chrystus przyjdzie, i dlatego wracamy do pracy, nie odpuszczamy, ćwiczmy się w dobru, nie siedzimy z założonymi rękami; bo są wśród nas tacy, którzy nie pracują i zajmują się rzeczami niepotrzebnymi”. Wątek oczekiwania na konkretną datę był w głównym nurcie chrześcijaństwa stosunkowo rzadki, natomiast w nurtach pobocznych, czyli w różnych jego odłamach, powracało niekiedy przekonanie, że Chrystus za chwilę do nas przyjdzie i że żyjemy w czasach ostatecznych – nie w sensie metaforycznym czy teologicznym, ale w sensie dosłownym – bo znamy datę. Wtedy rzeczywiście bywało nawet tak, że ktoś wyznaczał miejsce, w którym trzeba było tego przyjścia oczekiwać. Uprzywilejowane były góry biblijne – na przykład Góra Wniebowstąpienia, która jest mniej więcej wskazana przez tradycję, ale także Góra Karmel, jako miejsce związane z Eliaszem. W Polsce też by się znalazły góry, gdzie pewne odłamy postchrześcijańskie oczekiwały rychłej Paruzji, jak wiemy – niespełnionej.

Bardzo łatwo jest z tego kpić, wtedy jednak – tak mi się wydaje – wylewamy dziecko z kąpielą. Postawa oczekiwania, gorliwości, tęsknoty za Bogiem, rozpoznawanie znaków czasu, pragnienie, żeby Jezus powrócił – nie są niestety zbyt częste w Kościele, a są przecież bardzo silne w chrześcijańskim obrazie biblijnym, w tym, o czym mówi Pan Jezus.

Cała trudność polega na tym, że w najprostszym modelu czuwanie następuje w oderwaniu: porzucamy wszystko i odtąd zaczynamy czuwać. Nie da się jednak tak żyć przez cały czas, zatem trzeba zbudować zupełnie inny model czuwania, który jest znacznie trudniejszy do wprowadzenia, bo musi on zmieścić się w codzienności. To niezwykle delikatna sprawa – z jednej strony mamy troszczyć się o innych i o siebie oraz planować tak, jakbyśmy mieli żyć właściwie wiecznie. Zwłaszcza gdy ktoś bezpośrednio odpowiada za rodzinę, to powinien zakładać, że jego dzieci muszą coś jeść, że być może trzeba zostawić im w spadku dom itd. Nie można założyć, że Paruzja wydarzy się na przykład za dwa tygodnie.

Z drugiej strony jednak dzień Pański przyjdzie jak złodziej, niespodziewanie, i to też trzeba brać pod uwagę. To może dokonać się w każdym momencie i dlatego czuwanie musi odbywać się wewnątrz, w umyśle, w sercu. Nieuchronnie wystąpi taka paradoksalna sytuacja, że musimy tak jakby w ogóle się nie angażować i jednocześnie angażować się z całej siły.

Cofnijmy się jeszcze do początków chrześcijaństwa, żeby przyjrzeć się temu, jak czekali pierwsi wierzący. Słowo „czuwanie” w języku polskim jest blisko słowa „czujność”. Zdaję sobie sprawę, że to są dwa różne wyrazy, ale kiedy rozmawialiśmy o czuwaniu, które zostawia na boku wszystkie codzienne sprawy, żeby skoncentrować się na powrocie Chrystusa, jako nie najlepszym rozwiązaniu, to słowo „czujność” przyszło mi do głowy jako pewna alternatywa. Można wtedy robić swoje, a nawet trzeba, będąc cały czas czujnym na to, że Pan ma powrócić.

Myślę, że należy to ująć trochę inaczej. Otóż jeśli weźmiemy pod uwagę scenę sądu z końcówki Ewangelii Mateusza, to znajdziemy tam podpowiedziane rozwiązanie: nie powinniśmy czujnie wpatrywać się w niebo i czekać, aż Chrystus przyjdzie z góry, bo wtedy możemy przegapić Chrystusa przychodzącego „z dołu” – pojawiającego się obok nas. Chyba najlepszym sposobem przygotowania się na przyjście Chrystusa z góry jest właśnie czuwanie i przyjmowanie Chrystusa, który pojawia się obok nas. W tej ewangelii widać, że Chrystus nie przejmuje się grzechami popełnianymi przeciwko Niemu, bo w scenie sądu w ogóle nie ma o takich mowy. Jest za to pytanie o bliźniego, zatem naszym zadaniem jest koncentrowanie się na tym, co możemy dla niego zrobić. Jeżeli chcemy oddać Bogu cześć, to poprzez bliźniego. Jeżeli chcemy oczekiwać Chrystusa, to powinniśmy spojrzeć na brata i na siostrę. To absolutnie fundamentalna intuicja. Ta czujność powinna być trenowana poprzez praktykowanie wrażliwości na drugiego, bo inaczej pojawi się niebezpieczeństwo, że będziemy wpatrywali się w niebo, próbowali dostosować do jakiegoś modelu chrześcijanina, który tam dostrzeżemy, ale zignorujemy brata, którego mamy obok. To, że nie da się miłować Boga, którego się nie widzi, jeżeli nie miłuje się brata, którego się widzi – to również kluczowa sprawa. Gdy tak to ujmiemy, to nagle się okaże, że jesteśmy właśnie w czasach ostatecznych, w czasach, w których bliźni jest nam w pewnym sensie zadany, bo ciągle do nas przychodzi. To utrapienie naszej codzienności, że ciągle pojawia się jakiś bliźni. Nieraz oddalilibyśmy Paruzję, byle już do nas nie przychodził.

Święty Augustyn pisał, że Kościół powinien radośnie oczekiwać na powrót Chrystusa. Nie da się jednak ukryć, że z czasem pojawiły się dwa nowe elementy. Jeden to strach przed sądem, a drugi to ból czy lęk związany z tym, że Kościół widzi mnóstwo jego dzieci, które nie są gotowe, nie czekają. Kościół z jednej strony oczekuje radośnie na nadejście Chrystusa, na ten moment pełni, ale z drugiej – nie może cieszyć się tym tak do końca, bo właśnie zauważa problem z bliźnim, o którym Ksiądz mówił. Uświadamiamy sobie, że nie dotarliśmy z Ewangelią, chlebem, wodą, tym wszystkim, co dobrego powinniśmy zrobić dla drugiego człowieka. Nie dotarliśmy do tych ludzi i w związku z tym nie są oni gotowi na przyjście Pana.

W teologii też pojawiały się głosy, że być może Pan nie przychodzi, ponieważ nie dopełniło dzieło ogłoszenia Ewangelii.

Przyjdzie dopiero wtedy, gdy Słowo będzie ogłoszone na krańcach świata?

Oczywiście to jest bardzo literalne rozumienie Ewangelii, ale jednocześnie to przypomnienie, że elementem naszej czujności ma być czujność wobec brata, któremu nie ogłoszono Ewangelii. To nasze pierwsze zadanie. Gdy ten bliźni przychodzi, to zapewne czasami do zaspokojenia są takie potrzeby jak jedzenie czy sen, lecz najpierw jest wyzwanie do opowiedzenia Ewangelii. Być może tu najbardziej niedomagamy. Augustyn obawiał się o los tych, którzy są nieochrzczeni, także nie ze swojej winy.

Ten ból jest jeszcze większy, kiedy pojawi się strach o ich przyszłość.

Nawet jeżeli odłożymy to na bok, powiemy, że Bóg sobie poradzi, to pozostaje jednak pytanie, co będzie, jak Chrystus powróci do świata naznaczonego grzechem. Prawdopodobnie moment, w którym On przyjdzie, dla wielu będzie trudny – to będzie pierwszy sąd, tak zwany szczegółowy, czyli moment rozstrzygnięcia. Piekło pojawia się tu jako negatywna możliwość naszej wolności. Tego nie przeskoczymy. Wiąże się z tym też niepokój – który moim zdaniem powinien prowadzić nas wprost do wstawiennictwa – dotyczący ewentualności, że zdarzy się ktoś, kto Chrystusa odrzuci. Tego nie możemy odłożyć. Ten niepokój musi być w nas obecny. Dopóki prowadzi do wstawiennictwa, to jest to zdrowy niepokój. Nie wiem, czy wszyscy moi bracia są w łasce. O sobie też nie wiem, czy jestem w łasce, więc tak po cichu chciałbym, żeby inni modlili się za mnie: „Pomódlmy się za Strzelczyka, bo nie wiadomo, czy nie pójdzie do piekła”.

Troszczmy się o to, byśmy byli nakarmieni, żeby nam było dobrze, żeby nasi bliscy usłyszeli dobre słowo, ale przede wszystkim troszczmy się o to, co najistotniejsze – o zbawienie. W kontekście tego oczekiwania na przyjście Pana Jezusa chciałabym przywołać jeszcze kilka apokaliptycznych obrazów. Ksiądz dopowiada, że gorliwe oczekiwanie ma polegać na dostrzeganiu bliźniego, rozpoznawaniu w nim Chrystusa i służeniu Jemu, ale nie można nie zauważyć mnóstwa trudnych, dramatycznych czy wręcz apokaliptycznych wydarzeń, z którymi może też warto dzisiaj się zmierzyć. Są przecież pożogi, klęski i mnóstwo innych bolesnych sytuacji. Są oczywiście obrazy, na których to jest przedstawione zupełnie inaczej, ale jakkolwiek już wiem, że Apokalipsa jest o naszym spotkaniu z Chrystusem w Nowej Jerozolimie, to jednak nie chciałabym, żeby w naszej rozmowie te dramatyczne sceny były odsunięte na bok. W nich jest sporo treści.

One są oparte częściowo na Ewangelii, a częściowo nie. Jezus mówi, że nastąpią na przykład trzęsienia ziemi, ale mało kto doczytuje kolejne zdania: „[...] ale nie zaraz nastąpi koniec (Łk 21,9)”. Koniec nie następuje zaraz potem. To się dzieje w każdym pokoleniu. W każdym niemal pokoleniu mamy wojny, trzęsienia ziemi.

To znaczy, że każde pokolenie może rozpoznawać, że koniec jest bliski?

Każde pokolenie może tak powiedzieć. Każde z takich wydarzeń domaga się zareagowania na potrzeby jakichś ludzi. Podczas każdego takiego kataklizmu są osoby, które cierpią.

Fragment podchodzi z książki "Duchowy GPS" – „deon.pl”

 

 

 

16

 

Wigilijne tradycje mają głęboki sens duchowy. Nie zaklinajmy nimi rzeczywistości

Co powinno znaleźć się w chrześcijańskim domu na wierzchołku odświętnie ubranej choinki? Aniołek, ozdobny czubek czy gwiazda? Co symbolizuje kolorowy łańcuch wijący się wśród zielonych gałązek i dlaczego trzeba spróbować każdej wigilijnej potrawy?

Odnoszę wrażenie, że większość młodych Polaków nie zna bogatej niegdyś symboliki obchodów Świąt Bożego Narodzenia. Pojawiające się w największych dziennikach publikacje nie pomagają w odkryciu chrześcijańskiego znaczenia rodzinnych tradycji kultywowanych przez naszych pradziadków i prababki. Wielu areligijnych autorów powraca do wierzeń z epoki przedchrześcijańskiej, gdy świętowano Szczodre Gody, podczas których niepewną przyszłość można było wywróżyć, a pomyślność wymusić magicznymi gestami.

Jaki dziś nastolatek chciałby słuchać wciąż tej samej historii o Maryi i Józefie, o dziecięciu które było dobrym Bogiem i o królu Herodzie, który był tym złym. Święta jak święta. Nic nowego pod zakrytym chmurami słońcem. Katolickie pisma przypominają słowo w słowo, jak modlić się przed wigilijną kolacją i zachęcają do włożenia sianka pod obrus. W kościołach odprawiane są pasterki, a opłatki, łamane wszędzie i przez wszystkich, należą do szeroko pojętej narodowej kultury. Symbolika tego gestu wykracza daleko poza religijną tradycję i do niczego nie zobowiązuje. To jedynie gest kurtuazji będący w dobrym tonie w każdym zakładzie pracy. Zwyczaj, który usprawiedliwia życzenia, jakie pracodawca składa pracownikom.

Dlaczego trzeba spróbować każdej wigilijnej potrawy?

Ostatnio zaprosiłem na spotkanie w Europejskim Centrum Komunikacji i Kultury osoby, które chciały porozmawiać o zapomnianych tradycjach obchodów Bożego Narodzenia. Przyszło ponad 20 osób. Zaczęliśmy od prostowania przeinaczonych interpretacji chrześcijańskich zwyczajów.

„Zanim w Wigilię złożyliśmy sobie życzenia i zasiedliśmy do stołu, ojciec szedł do zwierząt w oborze i zanosił im kolorowe opłatki – wspomina jedna z uczestniczek. Dopiero potem rozpoczynaliśmy świętowanie”. Ta chrześcijańska tradycja nie ma nic wspólnego z dobrą wróżbą. Nie zapewnia bydłu zdrowia i płodności. Nie dlatego dzielimy się opłatkiem ze zwierzętami, aby przemówiły do nas ludzkim głosem, jak opowiadano kiedyś dzieciom. Włączamy je w świąteczne obchody Bożego Narodzenia, bo jak wierzymy, były obecne w grocie betlejemskiej.

W wiejskiej zagrodzie całe otoczenie radowało się z Bożego Narodzenia. Drzewa w sadzie potrząsano wołając: już Wigilia! To piękny gest podkreślający, że cała natura świętuje. Nie tylko człowiek. Nie ma w tym żadnego zabobonu. Wystarczy nadać takim gestom chrześcijańskie znaczenie. Na stole pojawia się 12 potraw, a nie jak chcieli poganie: nieparzysta liczba dań. Liczby parzyste przynosiły według nich pecha. Liczba 12 ma nam przypominać dwunastu apostołów. Chociaż niektórzy stawiają 9 potraw. Jednak nie uzasadniają tego dawnym przesądem, bo liczba 9 jest również wzięta z Biblii i odnosi się do dziewięciu chórów anielskich.

Pamiętam, jak babka nam mówiła, że należy spróbować każdej wigilijnej potrawy, ale nie dlatego, że ominie nas w nadchodzącym roku tyle przyjemności, ilu potraw nie skosztowaliśmy – bo taki zabobon był rozpowszechniany – lecz z szacunku do wszystkich Bożych darów, jakie daje pole, sad, las i rzeka. Kluczowym daniem jest ryba. Nie dlatego że zapowiada płodność, ale dlatego, że była symbolem chrześcijan zanim jeszcze stał się nim krzyż. Greckie słowo ΙΧΘΥΣ (ryba) to skrót od słów „Jezus Chrystus Boga Syn Zbawiciel”.

Zanim zjawiła się choinka

Od ponad stu lat naszym świętom towarzyszy choinka symbolizująca drzewo życia. Na jej wierzchołku umieszczamy oczywiście sześcioramienną gwiazda Dawida, ewentualnie gwiazdę z ośmioma ramionami, przypominającą nam o ośmiu błogosławieństwach (por. Mt 5,3-12). Zanim choinki trafiły do naszych domów, wieszano u sufitu podłaźniczkę ubraną w ozdoby zrobione z opłatków i z papieru. Wieszano także jabłka, orzechy, ciastka i złocone nasiona lnu. Jedną z ozdób był papierowy łańcuch symbolizujący więzi między członkami rodziny, przyjaciółmi i znajomymi. Podłaźniczka była niewielką górną częścią świerka, jodły lub sosny przymocowaną do sufitu czubkiem w dół, a swoją nazwę zawdzięcza podłaźnikom, pierwszym gościom, którzy przychodzili z podłazami, czyli życzeniami i zielonymi gałązkami. Mimo, że podłazy i podłaźniczka wywodzą się ze starosłowiańskiego obrzędu mającego przynieść domowi dobrobyt, chrześcijanie nadali jej swoje znaczenie: gość w dom, Bóg w dom.

Po co zostawiamy puste miejsce przy stole?

Kolejne sprostowanie, jakiego nie może zabraknąć w przywracaniu świętom chrześcijańskiego charakteru, to wyjaśnienie ewangelicznego sensu dodatkowego talerza na wigilijnym stole. Zanim wyrugowano z polskiej tradycji kult zmarłych, ten dodatkowy talerz stawiano dla członka rodziny, który odszedł „w zaświaty” w ostatnim roku. Tam, gdzie ten zwyczaj przetrwał do naszych czasów, kładzie się na tym dodatkowym talerzu kawałek opłatka dla zmarłego lub zmarłej. Z tej zamierzchłej tradycji wziął się również współczesny zabobon mówiący, że jeśli ubogi wędrowca odwiedzi nas podczas wigilii i zajmie miejsce u stoły przy przygotowanym dodatkowym talerzu, to następnego roku zabraknie kogoś z najbliższej rodziny.

Dla katolików miejsce to jest zarezerwowane dla Chrystusa, który może w każdej chwili nawiedzić nas pod postacią ubogiego, głodnego, zbłąkanego lub uciekającego przed wojną czy prześladowaniami. Taki niespodziewany gość jest zawsze błogosławieństwem dla wszystkich domowników. Gość w dom, Bóg w dom.

Na spotkaniu o zapomnianych tradycjach wspominaliśmy z nostalgią ruchome szopki bożonarodzeniowe, które pokazywały Boże Dziecię rodzące się pośród naszej codzienności. Niewiele takich szopek przetrwało. Zakończyliśmy stwierdzeniem, że zbyt mało opowiadamy najmłodszym o chrześcijańskiej symbolice potraw, gestów, słów i przedmiotów towarzyszących nam w świętowaniu Bożego Narodzenia. Warto to zmienić.

Wojciech Żmudziński SJ – „deon.pl”

 

 

 

10

 fot. Ranking najpiękniejszych choinek świata – Kraków na szczycie, wyprzedzając Rockefeller Center.

 

Polska choinka pokonała Nowy Jork – Kraków z tytułem najpiękniejszej miejskiej dekoracji

 

Według brytyjskiego portalu timeout.com, choinka z krakowskiego Rynku Głównego zasłużyła na miano najpiękniejszej na świecie.

Polska choinka pokonała Nowy Jork – Kraków z tytułem najpiękniejszej miejskiej dekoracji

Choinka z Rynku Głównego w Krakowie zdobyła pierwsze miejsce w prestiżowym rankingu najpiękniejszych miejskich drzewek świątecznych na świecie, przygotowanym przez portal timeout.com. Polska dekoracja wyprzedziła takie ikony jak drzewko przy Rockefeller Center w Nowym Jorku czy futurystyczne ozdoby z Wilna. Krakowska choinka, ozdobiona tysiącami lampek i unikalnymi dekoracjami, zachwyciła jurorów swoją harmonią i nawiązaniem do lokalnej tradycji.

    Drugie miejsce zdobyła choinka w Gubbio we Włoszech.

    Trzecie miejsce przypadło drzewku przy Rockefeller Center w Nowym Jorku.

    Choinka w Wilnie zajęła czwarte miejsce za swoją futurystyczną konstrukcję.

Krakowska choinka numerem jeden na świecie

Kraków po raz kolejny znalazł się w centrum światowej uwagi, tym razem dzięki swojej świątecznej dekoracji. Choinka z Rynku Głównego w prestiżowym rankingu timeout.com zdobyła pierwsze miejsce jako najpiękniejsza miejska choinka na świecie. To wielkie wyróżnienie nie tylko dla Krakowa, ale i dla całej Polski, która pokazała, że jej tradycje świąteczne mogą rywalizować z ikonami światowego formatu.

Czym zachwyciła krakowska choinka?

Choinka na krakowskim rynku to prawdziwe arcydzieło sztuki dekoracyjnej. Ozdobiona jest 26 tysiącami lampek, które rozświetlają cały plac, tworząc magiczną atmosferę. Dekoracje nawiązujące do wawelskich arrasów, sople imitujące topniejący lód oraz unikalne bombki zostały docenione za swoją oryginalność i doskonałe wpisanie się w atmosferę miasta.

Kraków wyprzedza Nowy Jork i Włochy

Zaskoczeniem może być fakt, że krakowska choinka wyprzedziła ikoniczne drzewko z Nowego Jorku, które od lat przyciąga turystów z całego świata. Drzewko przy Rockefeller Center, ozdobione 50 tysiącami lampek, zdobyło trzecie miejsce. Na drugim miejscu uplasowała się choinka z włoskiego Gubbio, a tuż za podium znalazło się drzewko z Wilna, które zachwyciło swoją futurystyczną konstrukcją.

Świąteczne drzewka na całym świecie

Świąteczne drzewka zdobią place, parki i galerie handlowe na całym świecie. Każde miasto stara się, by jego choinka była wyjątkowa, jednak to Kraków w tym roku zdobył serca jurorów. Magia krakowskiego Rynku, w połączeniu z subtelną, choć imponującą dekoracją, stworzyła atmosferę, którą docenił świat.

 

 

 

11

 

Cud świętego Januarego. Krew się nie rozpuściła.

Wierni wstrząśnięci

    16 grudnia to jeden z trzech dni w roku, kiedy wierni zebrani w neapolitańskiej katedrze Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny czekają na cud św. Januarego. Polega on na przemianie zaschniętej krwi męczennika w stan płynny. Jak podają włoskie media, cud jeszcze się nie wydarzył. Dla wielu wiernych jest to zapowiedź nieszczęść.

    Cud św. Januarego, polegający na upłynnieniu jego krwi, zdarza się trzy razy w roku, w tym 16 grudnia. Dziś cud jeszcze się nie wydarzył, co niektórzy wierni uznają za złą zapowiedź.

    Krew nie zmieniła stanu m.in. w 1939 i 1980 roku, przed wielkimi katastrofami. Kościół podkreśla, że relikwie są symbolem wiary, a nie narzędziem przepowiadania przyszłości.

    Przyczyna zjawiska pozostaje niewyjaśniona, choć niektórzy naukowcy sugerują, że może być związana z naturalnymi właściwościami substancji, jak tiksotropia.

Nie powtórzył się cud świętego Januarego

Dziś rano, tuż po godzinie 10, prałat Vincenzo De Gregorio wziął z katedralnej kaplicy ampułkę z krwią świętego Januarego, jednak okazało się, że tym razem cud się nie wydarzył.

Mimo że duchowny szedł w procesji z relikwiami, potrząsając i obracając nimi, krew nie zmieniła swojego stanu skupienia. Dla wielu wiernych zebranych w świątyni jest to oznaka zbliżającej się klęski. W homilii zaznaczono, że na świecie trwa wiele wojen, a różne miejsca nawiedzają klęski żywiołowe.

Zapiski historyczne wskazują, że krew męczennika nie uległa upłynnieniu we wrześniu 1939 roku, gdy wybuchła II wojna światowa, oraz w 1980 roku, na krótko przed katastrofalnym trzęsieniem ziemi, które dotknęło Włochy.

Nie jest wykluczone, że krew męczennika jeszcze dziś się nie rozpuści. Relikwie będą wystawione do wieczora, więc cud w każdej chwili może się powtórzyć.

Cud św. Januarego to nie wyrocznia

Warto przypomnieć słowa arcybiskupa Neapolu Domenico Battaglii, który nie raz zaznaczał (nawet w momencie, gdy cud miał miejsce), że „ta krew nie jest wyrocznią, z którą należy się konsultować, ani tym bardziej miejskim horoskopem, którego funkcją jest przepowiadanie szczęścia lub nieszczęścia”.

- Relikwia męczennika to znak, który wskazuje na konieczność podążania za Chrystusem zwłaszcza w momentach, kiedy oddalamy się od Niego - mówił abp Battaglia w 2023 roku.

Kościół także z dużym dystansem odnosi się do cudu świętego Januarego i nigdy oficjalnie go nie uznał.

Kim był święty January?

Św. January, biskup i męczennik żyjący na przełomie III i IV wieku, został skazany na śmierć podczas prześladowań chrześcijan za rządów cesarza Dioklecjana. Według tradycji kościelnej tuż po jego egzekucji jedna z kobiet zebrała do flakonika jeszcze płynną krew świętego.

Cud związany z krwią św. Januarego ma miejsce trzy razy w roku: w sobotę przed pierwszą niedzielą maja, 19 września – w dniu liturgicznego wspomnienia świętego, oraz 16 grudnia.

Pomimo licznych badań, nie udało się w pełni wyjaśnić tego zjawiska. Niektórzy naukowcy sugerują, że zjawisko może mieć naturalne przyczyny, związane np. z tiksotropią – właściwością niektórych substancji, które zmieniają stan pod wpływem ruchu lub wstrząsów.

Źródło: fanpage.it / tk

 

 

opltek 4

 

 24 grudnia rodzinna modlitwa przy wigilijnym stole

 

Na stole nakrytym białym obrusem kładziemy Pismo Święte i opłatek oraz ustawiamy świecę (najlepiej świece Caritas). Jedno miejsce przy stole pozostawiamy wolne jako znak pamięci o bliskich, którzy nie mogą razem z nami zasiąść do wigilii (np. o zmarłych z rodziny). Następnie cała rodzina i wszyscy zgromadzeni wokół stołu odmawiają modlitwę przed wieczerzą. Poprowadzić ją powinien ojciec rodziny albo dziadek lub osoba najstarsza z obecnych. Po odczytaniu Ewangelii o narodzeniu Jezusa następuje najważniejszy moment, to jest łamanie się opłatkiem, składanie sobie życzeń i przekazanie znaku pokoju. Wszyscy powinni też przeprosić się wzajemnie za uczynione zło. Wieczerzę wigilijną rozpoczynamy modlitwą.

Ojciec rodziny:
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Dziecko:
zapala świecę na stole i mówi: Światło Chrystusa.

Wszyscy odpowiadają:
Bogu niech będą dzięki.

Teraz zapalamy światełka na choince.

Śpiew kolędy : „Wśród nocnej ciszy ….”

Ojciec lub najstarsze dziecko odczytuje Ewangelię

Z Ewangelii według św. Łukasza
W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby dać się zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie. W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. Lecz anioł rzekł do nich: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan. A to będzie znakiem dla was: znajdziecie Niemowlę owinięte w pieluszki i leżące w żłobie”. I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania”.
Oto słowo Boże.

Wszyscy odpowiadają:
Bogu niech będą dzięki.

Modlitwa przed łamaniem się opłatkiem

Ojciec:
Panie Boże, Ty sprawiłeś, że ta święta noc, kiedy wspominamy pamiątkę Narodzenia Twojego Syna dla naszego zbawienia, zajaśniała blaskiem Twej światłości. Spraw, abyśmy, opromienieni tym blaskiem, z otwartym sercem przyjęli Jezusa jako naszego Odkupiciela. Pobłogosław nas i te opłatki, którymi się podzielimy na znak miłości i przebaczenia. Naucz nas, Panie Boże, dzielić się chlebem, miłością i życzliwością ze wszystkimi ludźmi, a zwłaszcza z tymi, wśród których żyjemy. Obdarz miłością, zgodą i jednością naszą rodzinę. Wlej nadzieję w serca ubogich, samotnych, osieroconych i przeżywających jakiekolwiek cierpienia.

Matka:
Chrystus Pan dziś przypomina nam swoje przyjście na ziemię. Bóg stał się człowiekiem, przyszedł, by nas zjednoczyć z Ojcem w niebie oraz zjednoczyć nas ludzi w swojej miłości. Zanim weźmiemy w ręce opłatek i połamiemy się ze sobą, i z tymi którzy nam opłatek przysłali, obejmijmy modlitwa wszystkich, których chcemy dziś wspominać i być z nimi w jedności.

Wezwania odczytują kolejno członkowie rodziny:

1. Panie Jezu, prosimy wspieraj potrzebnymi łaskami papieża Franciszka, biskupów, naszych duszpasterzy, siostry zakonne. Ciebie prosimy…
Wszyscy: Wysłuchaj nas Panie
2. Panie Jezu, udziel naszej rodzinie daru zgody i pojednania, szczęścia i radości. Ciebie prosimy…
Wszyscy: Wysłuchaj nas Panie
3. Panie Jezu, obdarz nas szczęściem, radością, miłością i pokojem, także naszych sąsiadów, przyjaciół i znajomych. Ciebie prosimy…
Wszyscy: Wysłuchaj nas Panie
4. Panie Jezu, wszystkich opuszczonych, samotnych, chorych i nieszczęśliwych, pociesz i umocnij Dobrą Nowiną Zbawienia. Ciebie prosimy…
Wszyscy: Wysłuchaj nas Panie
5. Panie Jezu, obdarz zmarłych z naszej rodziny życiem wiecznym. Ciebie prosimy…
Wszyscy: Wysłuchaj nas Panie

Ojciec:
Zjednoczeni w miłości, odmówmy wspólnie modlitwę, której nauczył nas Jezus Chrystus: Ojcze nasz …

Matka:
Polećmy Bogu przez pośrednictwo Matki Jezusa Chrystusa – naszą rodzinę, naszych przyjaciół, sąsiadów, gości, samotnych i chorych: „Zdrowaś Maryjo …

Najstarszy obecny z rodziny:
Bożemu miłosierdziu polećmy także zmarłych z naszych rodzin… Wieczny odpoczynek racz im dać Panie…

Ojciec:
bierze talerz z opłatkami i mówi:

A teraz w duchu miłości i przebaczenia przełamiemy się opłatkiem – chlebem miłości. Otwierając nasze serca we wzajemnej miłości, otwieramy je na przyjście Pana. Niech On będzie zawsze z nami.
Panie Boże, Ty sprawiłeś, że ta święta noc, kiedy wspominamy pamiątkę Wcielenia Twojego Syna dla naszego zbawienia, zajaśniała blaskiem Twej światłości. Spraw, abyśmy, opromienieni tym blaskiem, z otwartym sercem przyjęli Jezusa jako naszego Odkupiciela. Pobłogosław nas i te opłatki, którymi się podzielimy na znak miłości i przebaczenia. Naucz nas, Panie Boże, dzielić się chlebem, miłością i życzliwością ze wszystkimi ludźmi, a zwłaszcza z tymi, wśród których żyjemy. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Następuje łamanie się opłatkiem.

Spożywanie wieczerzy wigilijnej.

Po spożyciu wieczerzy wspólnie kolędujemy.

Modlitwa po wieczerzy wigilijnej.

Ojciec:
Dziękujemy Ci, Boże, nasz dobry Ojcze, za Twojego Syna Jezusa Chrystusa, dziękujemy za miłość do wszystkich ludzi, za ten wieczór wigilijny i dary, które spożywaliśmy. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

 

Świeci i błogosławieni w tygodniu

22 grudnia - św. Franciszka Ksawera Cabrini, dziewica i zakonnica

23 grudnia - św. Serwulus

23 grudnia - św. Maria Małgorzata d'Youville

24 grudnia - święci Adam i Ewa, pierwsi rodzice

25 grudnia - św. Anastazja

25 grudnia - św. Piotr Nolasco, prezbiter

26 grudnia - św. Szczepan, diakon i pierwszy męczennik

27 grudnia - św. Jan, Apostoł i Ewangelista

28 grudnia - święci Młodziankowie, Męczennicy

29 grudnia - św. Tomasz Becket, biskup i męczennik