W BLASKU MIŁOSIERDZIA


52/998 – 15 grudnia 2024 r. B.


INTERNETOWE WYDANIE TYGODNIKA

 

1

 

 

Niedziela - 15 grudnia 2024 r.

 

III NIEDZIELA ADWENTU rok „C”

 

Dzisiejsza niedziela nazywana jest
niedzielą różową albo niedzielą GAUDETE.

 

 

g1

 

Czytania
Pierwsze czytanie: So 3,14–17
Psalm: Ps: Iz 12
Drugie czytanie: Flp 4,4–7
Ewangelia: Łk 3,10–18
 
Ewangelia
Zapowiedź nowego chrztu
Łk 3, 10-18
✠ Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
Gdy Jan nauczał nad Jordanem, pytały go tłumy: «Cóż mamy czynić?»
On im odpowiadał: «Kto ma dwie suknie, niech się podzieli z tym, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni».
Przyszli także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i rzekli do niego: «Nauczycielu, co mamy czynić?»
On im powiedział: «Nie pobierajcie nic więcej ponad to, co wam wyznaczono». Pytali go też i żołnierze: «A my co mamy czynić?»
On im odpowiedział: «Na nikim pieniędzy nie wymuszajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na waszym żołdzie».
Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w swych sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym».
Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę.
 
 
3
 
 
Komentarz na niedzielę
Różowa barwa szat liturgicznych w tę niedzielę, ten niejako złagodzony fiolet pokutny adwentu, wzywa nas dziś do szczególnej radości. Dlaczego szczególnej? W naszych latach dziecięcych druga połowa adwentu przypominała bliskie już najradośniejsze ze świąt: nadchodzące Boże Dzieciątko zapowiadało urozmaicony obraz betlejemskiej stajenki, choinkę, a pod nią upominki. Mimo że te rzewne wspomnienia mają wciąż dla nas wartość, bliskość Pana mamy inaczej rozumieć teraz jako dojrzali chrześcijanie. Odpowiednio do tego inna ma być nasza radość, znacznie głębsza, gdyż znacz­nie wzbogacił się nasz obraz Przychodzącego Zbawiciela. Wzrokiem wiary ogarniamy już nie tylko uwiecznione w uroczystości Bożego Narodzenia pierwsze, historyczne, przyjście Jezusa Chrystusa na ziemię, ale ta wiara ukazuje nam również drugie przyjście – Jego paruzję, a co więcej – Jego nieustanną bliskość w naszej teraźniejszości. Z tej bliskości płynąca radość ma kształtować obecne nasze życie.
Bóg cofa karę - słyszymy u Sofoniasza. Ale to znaczy, że też karę zesłał.
Bóg nie karze, by się mścić, ale by uleczyć. Bo - przyznajmy to - różnorakie trudności bardziej sprzyjają naszemu rozwojowi, niż czas, gdy jest miło i przyjemnie...
Perspektywa życia wiecznego pozwala inaczej spojrzeć na codzienne przeciwności. Serca strzeże wtedy Boży pokój. Jak rzeka. Skoro wszystko dobrze się skończy, to co znaczą chwile ciemności? Znacznie łatwiej je znosić.
 
 
2
 
 
W dzisiejszym numerze
- Do człowieka Adwentu
- W świecie, który bardzo czeka na święta
- Jan Chrzciciel jako świadek
- Naśladowanie postawy Jana Chrzciciela
- Pan jest blisko
- „Są ważnymi zwiastunami”. Zaskakujące fakty o Aniołach
- Te trzy rzeczy robię dla siebie w grudniu. Niby proste, ale mają moc
- Abp Galbas podczas ingresu: do Warszawy przychodzę jako duszpasterz
- Święci i błogosławieni w tygodniu
 
 
 
5
 
Do człowieka Adwentu
Nigdy nie byłem wydawcą, ale słyszałem, że jeśli chodzi o dojrzałą beletrystykę, najlepiej sprzedają się książki z dużą dozą dramatu, ludzkich upadków i zranień, ogólnie mówiąc – smutne powieści. Są one dalekie od taniego pocieszenia. Takie zdobywają uznanie u krytyków literackich. Wybory te mówią o skłonnościach dorosłych osób, które nie wierzą już w prostą radość. Wiadomo, czas dziecka dawno minął, a poza tym każdy jest świadom własnej biografii. Sam mam z tym problem, gdy w czasie Adwentu bądź Wielkiego Postu wezwani jesteśmy w Kościele, czy to do niedzieli gaudete, czy do laetare, a zatem do radości i wesela. Lecz jak tu się radować bądź głosić komuś radość, gdy serce drugiej osoby całe jest posiniaczone, milcząco krzyczy, wręcz wyje pokątnie z bólu? I jestem świadom, że żadne słowo nie przyniesie pocieszenia! Żaden liturgiczny apel również.
Wtedy, zamiast słów, trzeba dać szansę na pobycie razem: „Płaczcie z tymi, którzy płaczą” (Rz 12,15). Po jakimś czasie może zrodzić się pytanie: Mario, „dlaczego płaczesz?” (J 20,15). Dopiero potem powstanie szczelina na kolejny Boży etap: „Pocieszcie, pocieszcie mój lud!” (Iz 40,1), by w konsekwencji sprostać pytaniom o głębszy sens, a tym samym o radość.
 
Wydaje mi się, że z tymi pytaniami przychodzą dziś do Jana Chrzciciela ludzie każdego pokroju i statusu społecznego. Każdy ze swoim sensownym i bolesnym pytaniem, z pozoru innym, lecz w głębi serca tym samym. Jan odpowiada etapami, zachęcając wpierw do zwykłej ludzkiej szlachetności. Lecz Jan również wie, że sama szlachetność to za mało, stąd kieruje uwagę na Kogoś Innego, Tego, który idzie po nim. Tylko On ma tę moc pocieszenia, by otworzyć podwoje radości i spełnienia, nie sam, lecz w Duchu i ogniu: „Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, Mocarz, który zbawia, uniesie się weselem nad tobą”. I o tym nie opowie żadna powieść ani żadna inna księga. O tym mówi tylko Biblia, niosąc pocieszenie wszystkim ludzkim biografiom: „Nie bój się, Syjonie! Niech nie słabną twe ręce!”. Zatem, człowiecze Adwentu, On już idzie do Ciebie, nie płacz! On już biegnie.
 
Norbert Augustyn Lis OP – „wdrodze.pl”
 
 
 
4
 
W świecie, który bardzo czeka na święta
W świecie, który bardzo czeka na święta, żeby więcej sprzedać, przehandlować - to promocja, to wyprzedaż - czekamy na prezenty, ale chrześcijanin czeka na spotkanie, czeka na Jezusa, czeka na Mesjasza. Pierwsza niedziela adwentu to wezwanie do czuwania i modlitwy. Czuwanie to, w drugą niedzielę, powinno być przygotowaniem drogi dla Pana, zaś w trzecią, rozradowanie się bo Pan jest blisko. Gdzie jest radość dzisiejszej Ewangelii. Mamy radość celników, radość żołnierzy. Mamy bardzo ważne pytania, które stawiają te grupy. Są przynajmniej cztery rzeczywistości, które się pytają. Tłumy “co mamy czynić”, celnicy “nauczycielu co mamy czynić”, żołnierze “a my co mamy czynić"? Wszystkie te pytania zadawane są Janowi Chrzcicielowi, który odziany jest jak Eliasz, przyodziany w moc Eliasza, żeby zwiastować, że o to Mesjasz jest blisko. Zanim idzie mocniejszy od niego, idzie ten, który chrzci Duchem Świętym i ogniem. Zaproszenie, żeby wydawać godne owoce nawrócenia. Nie wystarczy mówić Abrahama mamy za ojca. Żyjemy w czasach, kiedy nie wystarczy już mówić, że wierzę bo wierzyli moi rodzice i dziadowie. Ktoś celnie zauważył, że Bóg nie ma wnuków, ma dzieci i dąży do bardzo osobistej relacji. Oto w Synu Bożym Bóg oczekuje każdego z nas. Spotkać się w Jezusie i spotkać Jezusa. Jest także pytanie, które powinniśmy sobie zadać - cóż mamy czynić? Kiedy apostoł Piotr, w drugim rozdziale Dziejów Apostolskich, głosi kerygmat, wraca do tego pytania “cóż mamy czynić bracia, nawróćcie się”. Radość nawrócenia, to radość spotkania Mesjasza, radość poznania przebaczenia i odpuszczenia grzechów. Nawrócić się, to popatrzeć na Jezusa oczami i sercem i mieć odwagę za Nim podążać, pragnąć tego chrztu w Duchu Świętym.
 
Warto także zauważyć, że celnicy byli pogardzani jako kolaboranci, którzy zbierali pieniądze dla Żydów, ale w gronie uczniów Jezusa mamy Mateusza celnika, mamy Zacheusza, który się nawraca i mamy Jezusa, który Zasiada do stołu z celnikami i grzesznikami. Chcę zasiąść z tym towarzystwem, żeby doświadczyć obecności Jezusa Mesjasza. Potrzeba nam także odkryć pokorę Jana Chrzciciela, który jest jak drogowskaz, który na Jezusa wskazuje, nie zaciemnia. Mówi o sobie - nie jestem Mesjaszem. Można powiedzieć, że mówi - nie jestem Zbawcą, ale przychodzi nam wskazać na Jezusa, życiem, słowem, przykładem.
 
ks. Wenancjusz Zmuda – „Mateusz”
 
 
 
 
6
 
 
Jan Chrzciciel jako świadek
 
Janowi, kiedy dorastał, rodzice powiedzieli, jaka jest jego życiowa misja. Po ich śmierci udał się więc na pustynię i w skrajnych warunkach, radując się jedynie tym, co konieczne do życia, przygotowywał się do wykonania misji.
Mieszkał w grocie, blisko źródła gwarantującego wodę do picia, ubranie nosił bardzo skromne, jedzenie miał proste. Gdy rozpoczął publiczne nauczanie, nie wędrował do ludzi. Oni przybywali do niego.
 
Mówił ostro i przekazywał prawdę. Nie stawiał nadzwyczajnych wymagań, lecz wyraźnie liczył się z udoskonaleniem sumienia. Chciał, aby słuchacze podchodzili do siebie sprawiedliwie, byli odpowiedzialni za swą pracę.
 
Z punktu widzenia odpowiedzialności za sumienie wszystkich traktował na równi. Upomniał nawet Heroda w związku z jego życiem w małżeństwie z żoną brata, co mijało się z ówczesnym prawem.
 
Słuchacze podejrzewali go o najwyższą godność, o to, że jest Mesjaszem. Wówczas on bardzo zdecydowanie oświadczył, że Mesjasz przewyższa go mocą i godnością. Jest tak wielkiego majestatu, że on nie jest godzien rozwiązać rzemyka u Jego sandała.
 
Jan świadczył o sobie. Dobrze wiedział, kim jest. Nie umniejszał swej godności. Szanował też ludzi, zwłaszcza szukających kogoś, kto pomoże im żyć według sumienia, czyli w pokoju ducha. Strofował nawet władcę, mając na uwadze jego dobro. Zawsze jednak świadczył o Jezusie i Jemu przygotowywał drogę do ludzkich serc. Widać to w spotkaniu Jezusa z Herodem. Syn Boży nie powiedział do władcy ani słowa. Skoro ten nie umiał słuchać Jana, to mówienie do niego traciło sens.
 
Jan Chrzciciel to jeden z wielkich świadków ewangelicznych. Kto chce się uczyć świadectwa w szkole Jezusa, winien „zaliczyć egzaminy” u Jana Chrzciciela. Adwent go przypomina i każe dostrzec jego wielkość.
 
ks. Edward Staniek – „Ekspres Homiletyczny”
 
 
 
7
 
Naśladowanie postawy Jana Chrzciciela
 
Święty Franciszek Salezy znany był w świecie przede wszystkim ze swoich dzieł ascetycznych, a w pierwszej kolejności z rewelacyjnej Filotei. Szerzył zasady życia wewnętrznego i dążenia do doskonałości ludzi świeckich. Był też rozchwytywanym kierownikiem duchowym. Pewnego razu przyszła do niego pobożna niewiasta, pytając, co ma robić, aby zostać świętą. Spodziewała się długich i poważnych rozważań, precyzyjnych wskazówek, nadzwyczajnych, wyjątkowych ćwiczeń ascetycznych. Tymczasem święty powiedział jej prostolinijnie: „Niech pani uważa, aby na przyszłość ciszej zamykać drzwi”.
 
Ta anegdota pokazuje ogromne zainteresowanie człowieka wskazaniami moralnymi. Każdy z nas szuka recepty na szczęśliwsze życie, zdobywanie kolejnych doskonałości. Także tłumy, które słuchały św. Jana Chrzciciela, pytały go: „Cóż więc mamy czynić?”. Może ci ludzie oczekiwali – tak jak wspomniana córka duchowa św. Franciszka Salezego – oryginalnych wskazówek, magicznych rozwiązań. Odpowiedź św. Jana była nadspodziewanie prosta, a zarazem trudna do przyjęcia. Jego wskazania są do dzisiaj aktualne.
 
W pierwszej kolejności prorok poucza: „Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma”. Wskazówka ta jest aż nadto czytelna. Człowiek, który pragnie zbliżać się do Chrystusa, przygotowywać się na Jego przyjęcie, musi najpierw stać się wrażliwym na drugiego człowieka. Chodzi więc o likwidację egocentryzmu i znieczulicy. Jakże nie przytoczyć tu przykładu św. brata Alberta, który wszystko, co posiadał, a nade wszystko siebie, przeznaczył dla potrzebujących. Jego motto życiowe: „Być dobrym jak chleb” jest adekwatnym, a zarazem bardzo aktualnym komentarzem do pouczeń św. Jana. Żyjemy bowiem w czasach, w których coraz więcej ludzi głoduje, żyje w biedzie, zarówno materialnej, jak i moralnej! W imię dzisiejszych pouczeń nie można przejść wobec tych faktów obojętnie. Trzeba się więc w Adwencie rozejrzeć wokół siebie i dostrzec tych, którzy – nie okazując tego – czekają na pomoc. Jest takie chińskie przysłowie, które dobrze podsumowuje dotychczasowe rozważania: „Głodnemu daj kawałek twego chleba, a smutnemu daj kawałek twego serca”.
 
Czytając dalej dzisiejszą Ewangelię, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Jan Chrzciciel, zwracając się do celników, poruszył sprawę uczciwości. Mówił im: „Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono”. Przesłanie jest czytelne: jeśli chcemy przyjąć Chrystusa, musimy być uczciwi, wykonując swój zawód, realizując swoje powołanie. Jeśli człowiek kieruje się jedynie chęcią posiadania i bogacenia się, nigdy nie dostrzeże potrzebującego, a w nim – Chrystusa. Jednocześnie poprzez to nieograniczone dążenie do posiadania dochodzi do samounicestwienia. Dobrze to zjawisko ilustruje przykład zaczerpnięty z życiorysu jednego ze sławniejszych ekonomistów lat osiemdziesiątych. Otóż wspomniany Amerykanin – wielki propagator wzrostu i rozwoju gospodarczego – został kiedyś w czasie odczytu zapytany: „Czy wzrost jest jedynym punktem odniesienia teorii przez pana lansowanej?”. Odpowiedź była szybka i krótka: „Oczywiście, ponieważ każdy wzrost prowadzi do dobrobytu”. Otrzymał jednak bardzo trafną ripostę w formie pytania: „Czyż nie tak samo myślą komórki rakowe?”.
 
Nie da się więc zaprzeczyć, że człowiek nieuczciwy, gromadzący i niedostrzegający innych ma działanie toksyczne. Może warto w swoim postępowaniu kierować się dewizą Georga Bernarda Shawa: „Trzymaj się czysto i przytomnie: jesteś oknem, przez które musisz oglądać świat”. Tylko w ten sposób możemy dobrze przygotować się na przyjście Pana.
 
Kiedy analizujemy wskazania św. Jana Chrzciciela, nie sposób nie zauważyć jego wielkiego dystansu do siebie samego. Można powiedzieć, że jego postawa jest jednym wielkim wskazaniem. Ile trzeba mieć pokory i wierności poleceniom Boga, by powiedzieć: „Idzie ode mnie mocniejszy, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów”. Tylko człowiek posiadający dystans do tego, kim jest i co posiada, może być głęboko zaangażowany w sprawy Boże.
 
Leopold Staff pisał przed laty: „Czytam historię i widzę, coś zrobił przez tysiąclecia, Człowiecze! Zabijałeś, mordowałeś i wciąż przemyśliwasz, jakby to robić lepiej. Zastanawiam się, czyś godzien, aby cię pisać przez wielkie C”. I to jest, niestety, prawda! Coraz więcej ludzi uzurpuje sobie prawo do rozstrzygania kwestii, które są zarezerwowane dla Boga. Czyż nie powtarza się scena z raju? Człowiek „rywalizujący” z Bogiem nie potrafi przyjąć Chrystusa, nie jest zdolny przygotować się na Jego przyjście. Dlatego też módlmy się w tym czasie oczekiwania na narodzenie Pana słowami modlitwy, którą odmawiał św. Efrem:
 
Mistrzu i Panie mego życia, oddal ode mnie ducha lenistwa,
rozproszenia, chęci górowania nad innymi i próżnego gadania.
Udziel twojemu słudze ducha wstrzemięźliwości i pokory, ducha cierpliwości i miłości.
Panie mój i Królu, daj mi zobaczyć własne błędy, a nigdy nie sądzić mego brata.
Bądź błogosławiony, mój Panie, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
 
ks. Janusz Mastalski – „Ekspres Homiletyczny”
 
 
 
8
 
Pan jest blisko
 
Właściwe przesłanie dzisiejszej niedzieli zostało wyraźnie sformułowane w czytaniu z Listu św. Pawła do Filipian: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech wasza łagodność będzie znana wszystkim ludziom: Pan jest blisko!”.
 
Liturgicznie możemy mówić o zbliżającym się do końca okresie Adwentu. Nie tylko oczekujemy w nim świąt Bożego Narodzenia, ale musimy się na nie przygotować. Wielu z pewnością myśli o przygotowaniach właściwych okresowi przedświątecznemu, które dla coraz większej liczby ludzi w naszym kraju stają się trudniejsze, gdyż święta wymagają większych wydatków, na które w pauperyzowanym świadomie i programowo narodzie coraz bardziej brakuje środków. Jeśli oficjalne czynniki wydały naród na bezkompromisową pazerność tych, którzy tworzą klikę skorumpowanych i zaprzedanych cudzym interesom ludzi, jeżeli celowo dąży się do stworzenia taniej siły roboczej dla bogatej części w ten sposób zjednoczonej Europy, to zbliżający się okres świąteczny wymaga od wszystkich uczniów Chrystusa postawy miłości, która powinna się przejawiać w bratnim dzieleniu się tym, co się posiada, w myśl wspomnianej przez św. Pawła łagodności.
 
Przygotowanie do przeżycia pamiątki Bożego Narodzenia to nie tylko te przedświąteczne troski o zaopatrzenie lodówki i uporządkowanie naszego otoczenia, ale to przede wszystkim uporządkowanie serca i dróg życiowych. Bliskość Pana przynagla, aby zrobić Mu miejsce. Trzeba powracać do Betlejem i radować się wszystkim, co tam się wydarzyło, ale prawdziwa bliskość i prawdziwe narodzenie Boga powinny dokonać się w sercu oczyszczonym przez pokutę. Obyśmy o tym przygotowaniu nie zapomnieli ani go nie odkładali. Jeżeli mamy wiele braków w naszym życiu, to możliwości sakramentalnego spotkania się z Chrystusem stoją przed wszystkimi otworem. Jest wiele krajów, gdzie brakuje kapłanów. Obyśmy przez lekceważenie tego daru nie zostali ukarani kiedyś takim brakiem. A trzeba przyznać, że rośnie w naszym społeczeństwie wroga i agresywna postawa wobec księży, podsycana umiejętnie przez środki masowej indoktrynacji. Są określone kręgi, które przygotowują atak na Kościół przez uderzenie w duchowieństwo, któremu przypisuje się zbytnie bogactwo i różnego rodzaju zboczenia. Te same postawy u zwykłych ludzi są nadmiernie bronione i wymaga się dla nich nie tylko tolerancji, ale pełnego równouprawnienia, a jakiś pojedynczy wypadek tej samej słabości u księdza zostaje rozdmuchany, napiętnowany jako zbrodnia, ogłoszony w mediach, wałkowany i wszystko zdąża do zasugerowania ludziom, że oni (tak zwani czarni) wszyscy są jednacy. Kiedy bardziej – jak to jest w okresie przedświątecznym – potrzebujemy posługi kapłańskiej, starajmy się spokojnie i obiektywnie popatrzeć na wszystkie te machinacje, pamiętajmy o właściwej roli kapłanów w naszym życiu, której to roli zdecydowana większość kapłanów pozostaje wierna. Wtedy Pawłowe wezwanie do radości i słowa z Księgi Sofoniasza będą mogły stać się naszym udziałem.
Nie można jednak zapomnieć o twardych słowach Jana Chrzciciela mówiących o czyszczeniu omłotu, o zbieraniu pszenicy, ale także o spaleniu plew w ogniu nieugaszonym. Nawrócenie przygotowujące spotkanie z Panem, który jest blisko, musi być prawdziwe i konsekwentne, jest ono jednak możliwe dla wszystkich ludzi. Wskazują na to pouczenia Jana Chrzciciela, które nie żądają od przychodzących do niego uczynków niemożliwych do spełnienia. Nawet celnikom i żołnierzom nie nakazuje porzucenia ich zawodu, a jedynie napomina, aby nie krzywdzili nikogo i pozostawali na swoim.
 
W każdym miejscu naszego pielgrzymowania można znaleźć drogę do Boga, trzeba jednak jej szukać i odważyć się na nią wstąpić, a krokami, które po niej prowadzą, są sprawiedliwość i miłość. O miłości Jan Chrzciciel mówi jako o postawie dzielenia się z bliź­nimi.
 
Sprawiedliwe wypełnianie obowiązków i miłość dzieląca się swoim dobrem – to drogi naszego spotkania się z Panem, który jest już blisko.
 
ks. Tomasz Jelonek – „Ekspres Homiletyczny”
 
 
 
9
 
 
„Są ważnymi zwiastunami”.
Zaskakujące fakty o Aniołach
 
Aniołowie zrobili niezłą robotę w życiu Jezusa. Byli z Nim na pustyni, pocieszali, odsunęli kamień grobowy. Uwaga! Ich obecność nie jest zarezerwowana tylko dla wybrańców. Doświadcza jej wielu z nas. Z badań wynika, że w istnienie tych ponadnaturalnych istot wierzy aż 47 proc. Polaków.
 
Anioły są postaciami obecnymi we wszystkich religiach świata. W starym i nowym testamencie pojawiają się jako posłańcy.  O tym, że ich zadaniem jest maksymalna pomoc człowiekowi, mogą świadczyć słowa św. Augustyna. Przekonuje: „z wielką troską i bacznym zapałem wspomagają nas święcie Aniołowie w każdym czasie i na każdym miejscu”. Istnienie niebiańskich istot potwierdza kościół. Jego przedstawiciele wypowiedzieli się o nich oficjalnie na Soborze Laterańskim IV: „Istnieją i są stworzeniami Bożymi”.
 
Kim są Anioły?
 
To czyste duchy. Nieśmiertelne. Ich naturę próbował wyjaśnić św. Augustyn: „Słowo anioł oznacza urząd, funkcję, a nie naturę. Pytasz o naturę anioła jest duchem, pytasz o jego funkcję jest posłańcem”. W literaturze często można znaleźć określenie, że anioł jest posłańcem Boga do człowieka.
 
Zaskakuje, że w ewangelii św. Marka słowem „anioł” jest określony Jan Chrzciciel. „Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą, on przygotuje drogę Twoją”. Co ciekawe, wypowiedz ta koresponduje z proroctwem Malachiasza: „Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną”.
 
Jak wygląda anioł?
 
Czytając fragmenty poświęcone aniołom można przypuszczać, że  mają w sobie coś z wiatru i ognia. „Jako swych posłów używasz wichry, jako sługi: ogień i płomienie”. (Ps 104,4). Ognisty jest też opis w  Biblii aniołów stoją u wrót raju, uniemożliwiając powrót do niego Adamowi i Ewie. „Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i posyłające ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia”. (Rdz 3,24). Opis sugeruje, że aniołowie  mają postać wojowników, dzięki określeniu „połyskujący miecz”.
 
Może to świadczyć o ich świetle, blasku, jasności. W końcu przy Zmartwychwstaniu Jezusa  postać  anioła:  „jaśniała jak błyskawica, a szaty jego były białe jak śnieg”. (Mt 28,3). O ich niezwykłości świadczy też opis siedmiu aniołów przedstawiony w Apokalipsie. Piszą, że byli odziani w czysty lśniący len, przepasani na piersiach złotymi pasami. Jest tam też opis cherubina pełnego blasku i ognia: „obleczonego w obłok, tęcza była nad jego głową, a oblicze jego było jak słońce, a nogi jak słupy ogniste”. (Ap 10,1).
 
Z opisów można wnioskować, że aniołowie nie mają ciał, ale są wrażliwi i inteligentni. Mówi o tym sam Jezus: „Radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca”. (Łk 15,10)
 
Anioł przychodzi we śnie
 
Jezusowi chór niewidocznych istot, czyli aniołów towarzyszył przez większość życia. Ks. Wiesław Niewęgłowski w swojej książce „Anioły”, pisze z przekonaniem, że „faktem jest, że byli z nim na ziemi przez 33 lata życia”. Ich obecność była widoczna zwłaszcza w chwili narodzin Jezusa (pojawili się nad żłóbkiem, a pasterzom zdradzili Dobrą Nowinę) i przy Wniebowstąpieniu. Nie można zapomnieć, że to właśnie anioł poinformował Maryję, że zostanie Matką Mesjasza.
 
„Na to Maryja rzekła do Anioła:
- Jakże się to stanie, skoro nie mam męża?
Anioł jej odpowiedział:
- Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię”. (Łk 1,26-38).
Niebiańscy wysłannicy przychodzą do ludzi często we śnie.  W ten sposób anioł skontaktował się z  Józefem. Pewnej nocy przyszedł do Niego i powiedział, że dziecko Marii jest Synem Bożym. Dodał też, by ożenił się z Nią, a dziecku nadał imię Jezus. Proste.
 
„Aniele Boży stróżu mój”
 
Bóg każdemu człowiekowi daje za towarzysza anioła. Ojciec Pio, który miał szczególny kontakt ze swoim, w jednym z listów pisał:
 
„Proszę cię nade wszystko, nie zapominaj nigdy o tym niewidzialnym towarzyszu, który jest zawsze obecny, zawsze gotów nas wysłuchać, gotów nas pocieszyć… Zawsze miej przed oczami swego dobrego anioła, często przypominaj sobie i uświadamiaj jego obecność, dziękuj mu i módl się do niego”.
 
Anioł stróż nie jest pobożnym pomysłem, ale prawdą głoszoną przez Kościół. Św. Tomasz z Akwinu uważał, że każdy nas ma swojego anioła, który jest z nim od kołyski aż po grób. Bóg daje każdemu anioła, co może sugerować, że myśli o nas i jest przy nas. Obecność niebieskiego opiekuna potwierdza historia Tobiasza: „I poszedł chłopiec, a razem z nim anioł, a także i pies wyszedł z nim i podróżował razem z nim” (Tb 6,1).
 
Aniołowie ponad podziałami i religiami
 
Informacje o istnieniu Aniołów można też odnaleźć w religiach Dalekiego Wschodu: hinduizmie, braminizmie, buddyzmie. W religiach Afryki, Azji i Oceanii, gdzie wspólną cechą jest wiara w Boga najwyższego, ma On do dyspozycji wysłanników lub reprezentantów. A Indianie często powierzają swoją modlitwę aniołowi stróżowi, który zanosi ją do Wielkiego Ducha.
 
Kim są najważniejsi aniołowie?
 
Michał Archanioł
 
Tomasz z Akwinu twierdził, że Michał Anioł był Aniołem Stróżem samego Jezusa. Jest też opiekunem chroniący przed wszelkimi złymi duchami i mocami piekielnymi. Kościół Wschodni czci go jako patrona ludzi chorych.
 
Anioł Gabriel
 
Anioł radości, dobrej nowiny i ducha prawdy. Zapowiedział narodzenie Jana Chrzciciela  oraz Jezusa. Opiekował się Świętą Rodziną i przychodził w snach do Józefa.
 
Rafał Archanioł
 
Po hebrajsku jego imię oznacza „Bóg uzdrawia”.  Udowodnił to, dotykając oczu Tobiasza i uwalniając go od ciemności. Wyjawił mu też tajemnicę: „Ja jestem Rafał, jeden z siedmiu aniołów, którzy stoją w pogotowiu i wchodzą przed majestat Pański”. (Tb 12,15)
 
Archanioł Rafał czczony jest nie tylko w tradycji chrześcijańskiej, ale również w judaizmie. Jest patronem podróżnych, młodych ludzi, dzieci, pielgrzymów, aptekarzy oraz skutecznym orędownikiem w modlitwach o uzdrowienie.
 
W kościele katolickim święto archaniołów św. Michała, Gabriela i Rafała obchodzone jest 29 września.
Cytaty zamieszczone w tekście pochodzą z książki ks. Wiesław Niewęgłowski „Anioły”.
 
 
 
10
 
 
Te trzy rzeczy robię dla siebie w grudniu.
Niby proste, ale mają moc
 
Koniec roku już za kilkanaście dni. W te dni zazwyczaj dużo się dzieje. U mnie to czas wielkiej kumulacji zadań, spraw i wydarzeń. Jest adwent, idą święta i nieuchronnie nadchodzi nowy rok. Czas zaczyna przyspieszać, dlatego sama staram się trochę zwolnić. Bo grudzień, nawet z całą jego intensywnością, to dobry moment, by zrobić dla siebie trzy rzeczy.
 
Koniec starego roku i początek nowego, długie i ciemne wieczory zachęcające do spędzania czasu w oświetlonych, zamkniętych pomieszczeniach, wychodzące na wierzch z okazji świąt wspomnienia, sentymenty, marzenia i rozczarowania - to dobra motywacja, by znaleźć czas na siebie i dla siebie. Dlatego w grudniu robię dla siebie trzy rzeczy.  
 
Spisuję pętle do domknięcia
Domykanie pętli: ta nazwa bardzo mi się podoba, a pożyczam ją leciutko zmienioną od Katarzyny Kędzierskiej, autorki bloga o minimalizmie, z którą wiele nas różni, ale sporo mamy wspólnego. Czym są pętle i pętelki do domknięcia? To drobne i większe sprawy, które czekają na załatwienie i skończenie. Są mniej lub bardziej ważne, bardzo pilne albo wcale nie. Najważniejsze jest jednak to, że są niezakończonymi procesami, które obciążają mój umysł. Gdy jest ich bardzo dużo, potrafią wybitnie spowolnić mnie w działaniu i powodować gruby stres.
Wiem, że pora spisać taką listę, gdy nieoczekiwanie przydarza mi się wolne popołudnie i siedzę z książką na kanapie, ale mój mózg równolegle przeżywa ciężkie chwile: jest przekonany, że na pewno o czymś zapomniałam, bo to niemożliwe, żeby nie było zupełnie nic do zrobienia!
 
Wiem też, że na pewno istnieją na świecie ludzie, którzy nie mają zaległości, ale ja zdecydowanie do nich nie należę. Ilość zadań, która na mnie przypada, jest całkiem spora, bo jestem naraz żoną, matką, managerem domu, redaktorem i dziennikarką w Deonie, pisarką i szkoleniowcem, w tym roku animatorką wspólnoty i osobą proszoną często o pomoc w sprawach, w których mam moc sprawczą, wiedzę lub doświadczenie. Myślę, że do życia bez zaległości wystarczyłoby mi rozciągnięcie doby do 36 godzin, ale mimo wielu sugestii Stwórca jakoś nie chce tego dla mnie na stałe zmienić. Więc mam dużo otwartych pętli. A one generują u mnie spory stres.
 
Dlatego w grudniu dbam o siebie właśnie tak, że domykam te zadania, na które mnie stać – mentalnie, czasowo i finansowo. Każda rzecz, która spada z rozkładu, to lżejszy plecak w mojej wędrówce. Lista zrobiona przed kilkoma dniami ma ponad pięćdziesiąt pozycji. Na część z tych spraw potrzebuję kwadransa, na inne – kilku godzin, inne zajmą miesiąc. Ale każda rzecz, nawet najmniejsza, którą skreślam z listy, poprawia mi samopoczucie i dodaje lekkości.
 
Robię trochę inne podsumowanie roku
Od kilku lat korzystam z darmowego narzędzia, którego idea bardzo mnie ujęła. To YearCompass – zestaw pytań i podpowiedzi, który pozwala podsumować i pozamykać różne, oczywiste i nieoczywiste przestrzenie w życiu. I pootwierać nowe, bo jest tu miejsce na myślenie o kolejnym roku.
Można takie podsumowanie zrobić tylko ze sobą i dla siebie, można spotkać się w rodzinie czy z przyjaciółmi i podsumować rok wspólnie, dzieląc się odkryciami, które przynoszą kolejne pytania. Ja wolę robić to sama, a zrobienie notatek z ostatniego roku i zapisanie kilku myśli, oczekiwań i pomysłów na przyszły zajmuje mi kilka wieczorów.
Co mi to daje? Choć jestem ze sobą na bieżąco, robię dla siebie notatki z życia i prowadzę kilka różnych dzienników, które pomagają mi się w różnych sferach rozwijać, a czasem po prostu przetrwać kryzysy – to jednak zaglądanie w swoje życie na co dzień różni się od patrzenia na nie z perspektywy roku. To trochę jak oglądanie ścieżki ze zdobytego właśnie szczytu, na który mozolnie się wspinaliśmy przez ostatnie godziny, a potem wracanie do bazy tą samą drogą. Na szczycie pamiętamy zazwyczaj tylko te najtrudniejsze albo najpiękniejsze momenty, ale to droga powrotna przynosi czasem najwięcej zaskoczeń – bo zauważamy inne miejsca, które mówią nam więcej o całej wędrówce.
 
Dobrze jest wrócić do minionego roku: miesiąc po miesiącu, wydarzenie po wydarzeniu. Ocenić, co miało być ważne, a co naprawdę było; co chcieliśmy zrobić, a co rzeczywiście zrobiliśmy. Co chcemy zabrać w następny rok, a co zostawić przed progiem. Z kim chcemy wędrować dalej, a z kim się pożegnać u progu nowego roku.
 
Sprzątam, ale trochę inaczej i oddaję rzeczy
Lekko w opozycji do tego trendu sprzed kilku lat, który zachęcał do odpuszczenia spiny związanej z idealnie umytymi oknami i wspaniałym porządkiem świątecznym, w grudniu staram się zrobić wokół siebie więcej przestrzeni. Co jest nieodłącznie związane ze sprzątaniem, ale innym niż mycie podłóg na błysk. Nie chodzi tylko o układanie rzeczy, które mnie otaczają, ale o podjęcie decyzji, czy jeszcze chcę je mieć i układać po raz kolejny. Czy nie lepiej będzie się z nimi pożegnać. Może komuś przydadzą się bardziej?
 
Porządkowanie rzeczy głębsze niż tylko codzienne sprzątanie to też okazja do trochę innego podsumowania swojego życia. Do odkrycia, co jeszcze mi służy, a co już przestało. Co jeszcze jest potrzebne, a co już odegrało swoją rolę i może iść dalej. Nie jest łatwe, bo wiąże się z pytaniami: kim byłam w ostatnim roku? Jak się zmieniłam? Co chcę zabrać ze sobą w kolejny rok? Czego nie chcę zabierać? Czego teraz naprawdę w życiu chcę i które z rzeczy posiadanych będą mi potrzebne na mojej obecnej życiowej ścieżce? Co z tych rzeczy jeszcze mnie cieszy, a które już przestały mi sprawiać przyjemność? Co jest spadkiem po niezrealizowanych planach, które już odpuściłam, a czego jeszcze się kurczowo trzymam, choć wiem, że nie ma to sensu?
 
Proste, ale łatwo o tym zapomnieć
Te trzy rzeczy to nic odkrywczego: są proste, oczywiste - i dlatego łatwo o tym zapomnieć. Tak samo, jak łatwo zapomnieć o sobie, gdy wokół nas mnóstwo się dzieje. I choć brzmi to banalnie, to naprawdę robi różnicę, gdy pozwolisz sobie mieć czas dla siebie - właśnie na to, żeby podomykać, podsumować, posprzątać. I nie czekać z tym, aż się zacznie nowy rok.
 
Marta Łysek – „deon.pl”
 
 
11
 
 
Abp Galbas podczas ingresu: do Warszawy przychodzę jako duszpasterz
 
Do Warszawy przychodzę jako duszpasterz. Nie jestem politykiem, biznesmenem, cudotwórcą i geniuszem. Jeśli takie pokładacie we mnie nadzieje, rozczarujecie się. Chcę być przede wszystkim duszpasterzem: umacniać w wierze wierzących, ale też przyjąć tych, którzy z Kościołem nie wiążą już żadnych nadziei, czują się skrzywdzeni i wykluczeni - powiedział w sobotę podczas swojego ingresu do archikatedry św. Jana Chrzciciela nowy metropolita warszawski abp Adrian Galbas.
 
Abp Galbas najpierw przypomniał o trwającym Adwencie, który jest duchowym przygotowaniem na zbliżające się święta Bożego Narodzenia. Podkreślił, że jesteśmy wezwani, by ciągle czuwać a "Kościół nie ma nic innego do roboty, jak czuwać i wyglądać przyjścia Pana".
 
W tym kontekście zaznaczył, że "przechodzenie przez most doczesnego życia powinno być jak najbardziej aktywne, uważne i ważne". Chrześcijaństwo jest bowiem zaangażowane w dzisiejszy świat i mocno w nim obecne. - Duchowość chrześcijańska, adwentowa duchowość, dotyka konkretnego życia ludzi, ich spraw osobistych i ich zaangażowań społecznych - mówił abp Galbas.
 
Z kolei "chrześcijaństwo uwięzione jedynie w domowych pieleszach lub w tzw. kościelnej kruchcie, nieaktywne, 'odcielone' i bierne, byłoby chrześcijaństwem zdradzonym" - wskazywał. - Kościół nie może dać się całkowicie przeniknąć ziemskim sprawom, bo jego zadaniem jest czuwać, aż Pan powróci. Ale też Kościół nie może całkowicie uciec od ziemskich spraw, bo jego czuwanie odbywa się na ziemi - przypomniał metropolita.
 
Następnie przyznał, że podjęcie posługi arcybiskupa warszawskiego to dla niego "sprawa zaskakująca i niespodziewana". - Tak dla mnie, jak i chyba dla nas wszystkich - dodał. - Czuję się trochę jak biblijny Abram (wtedy tak się jeszcze nazywał), który w ustabilizowanym już momencie swego życia usłyszał słowa: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci wskażę”. Oczywiście Abram był w sytuacji dużo trudniejszej niż moja. Po pierwsze, miał już 75 lat, a po drugie – i to było chyba trudniejsze - nie wiedział, dokąd ma iść. Bóg na początku jego drogi nie podał mu dokładnego adresu, wymagał zaufania absolutnego. Zostaw to, co masz i idź za tym, czego nie masz. Jedyne, co dostajesz, to moje Słowo i zawarta w nim obietnica - mówił arcybiskup.
 
Abraham udał się w drogę tak, jak mu Pan przykazał - przypomniał abp Galbas, dodając: "Ja mam dużo łatwiej: lat trochę mniej, a adres jest podany".
 
Jak zaznaczył, choć na tę chwilę jest w nim jeszcze dużo żalu i tęsknoty za Katowicami, "za – do dzisiejszego poranka – moją archidiecezją – za miejscem, a przede wszystkim za ludźmi, i choć myślałem, że Śląsk będzie ostatnią przystanią, w której zacumuję biedną łódź mojego życia, nim ostatecznie wpłynie ona do wiecznego portu zbawienia, to skoro Kościół chce inaczej, przyjmuję jego 'chcę'".
 
- Ono jest moim. Chcę odtąd z radością oddać Kościołowi w Warszawie wszystkie moje siły i całe serce, a Ojcu świętemu Franciszkowi, na ręce tu obecnego Arcybiskupa Nuncjusza, składam serdeczne podziękowanie za to wezwanie i za to zadanie - powiedział abp Galbas.
 
Przyznał przy tym, że Warszawa i stołeczna archidiecezja nie są mu nieznane. Wymienił m.in. Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, gdzie bronił doktorat, Niepokalanów - miejsce duchowego wytchnienia czy wycieczki po Parku Kampinoskim. - Wiem, że Warszawa i diecezja nie tylko da się lubić, jak śpiewamy w popularnym hicie, ale z łatwością można je pokochać: Warszawę i „pod-Warszawę” - dodał.
 
Z jednej strony - podkreślił - jest dla niego dziś obciążeniem świadomość tego, kto przede nim zasiadał na warszawskiej katedrze. - To wielcy ludzie Kościoła i Polski. Wśród nich kard. August Hlond, abp Zygmunt Szczęsny Feliński czy niezłomny Prymas Tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński. Ludzie kanonizowani i beatyfikowani. Święci. Gdzież by mi przyszło kiedyś pomyśleć, że będę ich następcą - mówił.
"Z drugiej strony jestem przekonany, że oni są nie tylko mi bliscy, ale że teraz są blisko mnie" - dodał, przytaczając fragment modlitwy kard. Wyszyńskiego znaleziony na kartach jego „Zapisków więziennych”: "Daj pomoc, Ojcze, by w życiu moim już nic nie było tylko dla mnie, tylko dla mojego upodobania, tylko dla mojego zadowolenia, dla dogadzania sobie, dla zaspokojenia własnych pragnień (…). Spraw, abym oszczędzał czasu dla siebie, abym go miał zawsze dla Ciebie i dla Twoich spraw (…). Nie wiem, czy zdołam to uczynić, ale wiem, jak bardzo tego pragnę”.
 
Dalej z wdzięcznością wspomniał też posługę Prymasa Polski kard. Józefa Glempa oraz odchodzącego na emeryturę kard. Kazimierza Nycza. - Księdzu Kardynałowi dziękuję, razem z archidiecezją i metropolią, za minione prawie 18 lat, szczególnie zaś za wytrwałość, choć często była to wytrwałość w samotności. Dziękuję za skłonność do budowania mostów, a nie do wznoszenia obronnych murów i kopania fos. Chciałbym iść tą drogą. Dziękuję także za pełen kultury, życzliwości i spokoju sposób przekazywania rządów w diecezji - powiedział.
Abp Galbas zaznaczył, że do Warszawy przychodzi przede wszystkim jako duszpasterz. - Nie jestem politykiem, biznesmenem czy graczem. Nie jestem też czarodziejem, cudotwórcą i geniuszem. Jeśli takie pokładacie we mnie nadzieje, rozczarujecie się. Chcę być przede wszystkim duszpasterzem i chcę – jak napisał to Ojciec święty Franciszek w skierowanej do mnie bulli – najpierw umacniać w wierze wierzących, dzielić się z nimi Słowem, przekazywać im Boski Chleb i iść razem przez adwent naszego życia. Czasem podtrzymać, czasem podnieść, czasem pokazać kierunek, czasem tylko po prostu iść. Nie za szybko, bo znużą się słabi, i nie za wolno, bo znudzą się silni - powiedział.
 
"Chciałbym iść razem, synodalnie, w najgłębszym rozumieniu tego słowa, mając nadzieję, że i wy, bracia i siostry, duchowni i świeccy, czasem mnie podniesiecie, czasem podtrzymacie, czasem pokażecie kierunek, czasem upomnicie, ale nigdy nie przekreślicie" - wyjaśnił nowy metropolita warszawski.
 
Podkreślił jednak, że choć pierwszym jego zadaniem jest umacnianie w wierze wierzących, to chciałby, by przyjęci przez Biskupa Warszawy poczuli się "także ci, którzy są niewierzący, niedowierzający czy wierzący inaczej".
 
- Także ci, którzy uciekają z Kościoła, niczym dwaj uczniowie idący do Emaus. Ludzie zawiedzeni Kościołem, rozczarowani nim; ludzie, którzy z Kościołem i w Kościele nie wiążą już żadnych nadziei, skrzywdzeni i wykluczeni. Ludzie, którzy się spodziewali i nie otrzymali. Ludzie, którzy odchodzą z Kościoła w poszukiwaniu Boga, bo jak mówią „w Kościele Boga już nie ma”. Nie jestem naiwny: wiem, że wielu takich ludzi mieszka w Warszawie i wokół niej - powiedział.
 
Arcybiskup odwołał się też do encykliki św. Jana Pawła II "Redemptor hominis", stwierdzając, że papież nie napisał w niej bynajmniej, że drogą Kościoła jest jedynie człowiek wierzący i świątobliwy. - Nie! „Człowiek jest drogą Kościoła”. Po prostu! Każdy człowiek. I każdego człowieka Kościół ma odnaleźć, do każdego chcieć dotrzeć, z każdym się spotkać. Inaczej byłby jak dym, który pozostał po ogniu, nie zaś jak ogień - podkreślił abp Galbas.
 
- Chciałbym, aby taki był Kościół w Warszawie i wokół niej. Aby dla każdego miał jakąś propozycję: inną dla głęboko wierzących, inną dla wierzących mniej głęboko, inną dla poszukujących, inną dla niewierzących. By nie bał się być Kościołem „różnych prędkości”. Dla jednych będzie przede wszystkim matką, dla innych przyjacielem, dla innych wychowawcą i nauczycielem, dla innych ciekawym towarzyszem drogi, a dla jeszcze innych tylko sąsiadem. Dla nikogo jednak niech nie będzie wrogiem - zaznaczył metropolita warszawski.
 
- I oby nikt nie traktował Kościoła jak wroga, jak raka, złośliwą narośl na tkance organizmu współczesnego polskiego społeczeństwa, narośl którą trzeba zniszczyć, lub jak nic, które można zlekceważyć. Kościół nie jest też draniem, cwaniakiem, złodziejem, czy kłamcą - dodał abp Galbas.
 
Zwracając się do warszawskiego duchowieństwa, powiedział, że nie będzie wymagał od niego "chłodnego posłuszeństwa opartego na lęku", ale posłuszeństwa opartego na "relacji ojcowsko-synowskiej". - Chciałbym być dla was ojcem. Nie ojcem niemowląt, których trzeba zastępować w codziennych czynnościach i nie ojcem małych dzieci, którym trzeba tłumaczyć sprawy oczywiste, ale ojcem dorosłych mężczyzn. Kimś, kto daje wsparcie, lecz nie wyręcza w myśleniu i działaniu. Kimś, z kim można porozmawiać i pobyć - powiedział.
 
"Jeśli chcemy, by Kościół był jak ogień, bądźmy nim my sami. Płońmy, Bracia! Żyjmy prawo, porządnie, prostolinijnie i pobożnie" - powiedział abp Galbas, choć zaznaczył, że wie, iż "wielu z was nie ma dziś siły być jak ogień, że czujecie się wypaleni, że potrzebujecie rozpalenia na nowo charyzmatu, który został wam dany przez włożenie rąk". - Nie straćcie wiary, że to jest możliwe - dodał.
 
Jak zaznaczył, liczy także na to, że "płonącymi ogniskami będą w naszej archidiecezji wspólnoty zakonne i osoby konsekrowane".
 
Abp Galbas "zaprosił do wspólnej drogi" wszystkich mieszkańców Warszawy i „pod-Warszawy" oraz "mieszkańców i pracowników domów w Alejach Ujazdowskich, na Krakowskim Przedmieściu, przy Wiejskiej czy placu Bankowym". - Albo jest wspólna droga, albo wspólne stanie w miejscu, albo każdy idzie w swoją stronę, czasem nawet przeciwną. Wspólna droga jest lepsza. Lepiej być pielgrzymem nadziei, idącym pośród innych pielgrzymów nadziei, niż iść samotnie - przyznał.
 
"A najgorzej jest być włóczęgą rozpaczy" - powiedział arcybiskup.
 
Na zakończenie zwrócił się w modlitwie do Matki Bożej Łaskawej, Patronki Warszawy. - Jej powierzajmy siebie i naszą przyszłość oraz przyszłość świata, szczególnie zaś tych jego części, gdzie toczy się teraz wojna - powiedział abp Adrian Galbas.
 
„deon.pl”
 
 
1
 
 

Świeci i błogosławieni w tygodniu

 

15 grudnia - bł. Jan Karol Steeb, prezbiter

15 grudnia - św. Maria Crocifissa, dziewica

16 grudnia - św. Adelajda, cesarzowa

16 grudnia - bł. Maria od Aniołów, dziewica

16 grudnia - bł. Sebastian Maggi, prezbiter

17 grudnia - św. Łazarz, biskup

17 grudnia - św. Jan z Mathy, prezbiter

17 grudnia - św. Józef Manyanet y Vives, prezbiter

18 grudnia - św. Auksencjusz, biskup

18 grudnia - święci męczennicy Paweł Mi, Piotr Doung-Lac i Piotr Truat

19 grudnia - św. Anastazy I, papież

19 grudnia - bł. Urban V, papież

20 grudnia - święci Makary i Eugeniusz, prezbiterzy

20 grudnia - św. Dominik z Silos, opat

21 grudnia - św. Piotr Kanizjusz, prezbiter i doktor Kościoła

21 grudnia - bł. Piotr Friedhofen, zakonnik

22 grudnia - św. Franciszka Ksawera Cabrini, dziewica i zakonnica